"Chcieli usunąć barykady, ale ludzie stawili opór. Wtedy zaczęli strzelać". Nie żyje dziewięć osób

Źródło:
PAP, Reuters

Birmańskie siły bezpieczeństwa zastrzeliły w piątek dziewięciu uczestników demonstracji przeciwko puczowi z początku lutego - podaje agencja Reutera. W stolicy kraju, Naypyidaw, policja zatrzymała kolejnych dziennikarzy, w tym reportera BBC.

Demonstranci w Birmie domagają się ustąpienia junty, która 1 lutego przejęła władzę w wyniku puczu, uwolnienia demokratycznie wybranej przywódczyni kraju, noblistki Aung San Suu Kyi, oraz przywrócenia władzy Narodowej Lidze na rzecz Demokracji (NLD), która rządziła Birmą od 2016 roku i wygrała wybory parlamentarne z listopada 2020 roku. Wojskowa junta twierdzi, że wybory były sfałszowane, chociaż komisja wyborcza nie dopatrzyła się żadnych nieprawidłowości.

OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE NA TVN24 GO >>>

Birmańskie wojsko i policja stosują coraz bardziej brutalną taktykę, by stłumić demonstracje. To jednak nie zniechęca protestujących. W piątek w kilku miastach kraju na ulicach znów pojawiły się tłumy.

Strzały podczas demonstracji

Jak podaje Reuters, siły bezpieczeństwa otworzyły ogień podczas konfrontacji z demonstrantami w centrum miasta Aungban w stanie Szan na wschodzie kraju. Według agencji demonstranci zostali zastrzeleni podczas próby sforsowania barykady przez siły bezpieczeństwa. Siedmiu z nich miało zginąć na miejscu, ósmy zmarł w szpitalu. - Siły bezpieczeństwa chciały usunąć barykady, ale ludzie stawili opór. Wtedy funkcjonariusze zaczęli strzelać - relacjonował jeden ze świadków.

Jedna osoba została także zastrzelona podczas demonstracji w mieście Lokaiw na północnym wschodzie kraju. Strzały padły także w największym mieście Mjanmy, Rangunie. Na razie nie ma tam doniesień o ofiarach śmiertelnych. 

W piątek protesty odbyły się również w drugim co do wielkości mieście Mandalaj, a także Mjingjan i Kata w środkowej części kraju oraz w Mjawaddy na wschodzie. W Naypyidaw władze zatrzymały kolejnych dwóch dziennikarzy - reportera pracującego dla birmańskiego portalu Mizzima oraz korespondenta BBC Aunga Thura. Według ONZ władze zatrzymały dotąd co najmniej 37 przedstawicieli prasy i wciąż przetrzymują 19, w tym polskiego fotoreportera i współpracownika niemieckiej agencji dpa Roberta Bociagę.

Jak wynika z zestawienia birmańskiego Związku Pomocy Więźniom Politycznym (AAPP), od puczu 1 lutego władze zabiły co najmniej 232 przeciwników. Mimo to protesty przeciwko wojskowej juncie nadal trwają.

Wezwanie do dialogu

W reakcji na pogarszającą się sytuację w tym kraju, prezydent Indonezji Joko Widodo wezwał w piątek do przywrócenia demokracji w Mjanmie i "natychmiastowego zaprzestania przemocy". Inni sąsiedzi Birmy byli dotąd w większości powściągliwi w swoich wypowiedziach na temat sytuacji w tym kraju.

- Indonezja wzywa do dialogu, by natychmiast doprowadzić do pojednania, by przywrócić demokrację, pokój i stabilność - powiedział prezydent. Dzień wcześniej główny dowódca indonezyjskiej armii miał wyrazić zaniepokojenie sytuacją w Birmie podczas pierwszej od czasu puczu wirtualnej konferencji z udziałem szefa birmańskiej junty gen. Min Aung Hlainga oraz innych wojskowych z regionu.

O zakończenie rozlewu krwi w Birmie apelował w środę również papież Franciszek. Nawiązując do słynnego zdjęcia zakonnicy klęczącej przed policjantami, podkreślił: - Ja też przyklękam na ulicach Mjanmy i mówię: niech ustanie przemoc.

Tymczasem ambasador Birmy przy ONZ Kyaw Moe Tun, który publicznie zerwał z reżimem, oznajmił w piątek, że grupa birmańskich posłów, którzy zostali pozbawieni przez juntę mandatów, rozważa możliwości uruchomienia dochodzenia Międzynarodowego Trybunału Karnego w sprawie zbrodni przeciwko ludzkości popełnianych przez juntę. Chodzi m.in. o brutalną pacyfikację demonstracji, przymusowe eksmisje, zabójstwa i zaginięcia prodemokratycznych działaczy oraz więzienie liderów politycznych, na czele z dotychczasową szefową rządu Aung San Suu Kyi.

Autorka/Autor:momo\mtom

Źródło: PAP, Reuters

Tagi:
Raporty: