Uznanie Swiatłany Chichanouskiej przez litewski Sejm za "liderkę narodu Białorusi" to poważna ingerencja w wewnętrzne sprawy Białorusi, sprzeczna z prawem międzynarodowym - oświadczyła we wtorek Rada Republiki, wyższa izba białoruskiego parlamentu. "Jako naród przekroczyliśmy punkt, z którego nie ma powrotu" - oceniła w rozmowie z "The Washington Post" sama Cichanouska.
10 września litewski Sejm przyjął rezolucję, w której wezwał społeczność międzynarodową do poparcia "żądania dotyczącego (przeprowadzenia) nowych, przejrzystych i demokratycznych wyborów parlamentarnych" na Białorusi, "wysuniętego przez wybranego białoruskiego lidera Swiatłanę Cichanouską i utworzoną z jej inicjatywy Radę Koordynacyjną - jako jedynych legalnych przedstawicieli białoruskiego narodu".
Decyzję Sejmu skrytykowała białoruska Rada Republiki. "Przyjmując ten dokument, litewscy parlamentarzyści poważnie ingerują w wewnętrzne sprawy Białorusi i okazują jawny brak szacunku wobec suwerennego prawa białoruskiego narodu do samodzielnego wyboru władz i określenia ścieżki rozwoju swojego kraju" - napisano w oświadczeniu. Jak oceniono, "podjęta przez litewskich deputowanych próba wyznaczenia 'lidera narodu Białorusi' wychodzi poza granice zdrowego rozsądku". Według Rady Republiki takie działania są "prowokacyjne i niedopuszczalne, łamią normy prawa międzynarodowego i kontaktów międzypaństwowych".
Cichanouska: Łukaszenka nie ma przyszłości jako przywódca tego kraju
Tymczasem w rozmowie z amerykańskim dziennikiem "The Washington Post" sama Swiatłana Chichanouska zwróciła uwagę, że zdobyła w wyborach większość głosów i przegrała w wyniku oszustw rządowych. Wyjaśniła, że mimo skierowania sił bezpieczeństwa przeciwko nieangażującym się w przemoc pokojowym demonstrantom, ludzie wciąż dochodzą swoich praw. Protestują, strajkują i nawzajem się wspierają.
"Wiele osób pyta, czy to wystarczy. Wierzę, że odpowiedź brzmi: tak. Jako naród przekroczyliśmy punkt, z którego nie ma powrotu. Łukaszenka nie ma przyszłości jako przywódca tego kraju i to tylko kwestia czasu, kiedy zostawi władzę" - przewiduje Cichanouska.
W tekście zamieszczonym w waszyngtońskim dzienniku wyszczególniła elementy dalszej strategii. Zapewniła o gotowości kontynuowania masowych demonstracji. "Cotygodniowe niedzielne marsze setek tysięcy stały się normą. Propaganda państwowa twierdzi, że się kurczą, ale każdy na Białorusi może na własne oczy zobaczyć, że marsze z każdym tygodniem są coraz większe. Będą kontynuowane" - tłumaczy, akcentując, że strajkują już także pracownicy państwowych fabryk oraz firm, a rozprzestrzenia się to na służby cywilne.
"Dostęp do informacji to najsilniejsza broń, jaką mamy"
Opozycjonistka zapowiedziała kontynuowanie bojkotu aparatu państwowego. Akcentowała, że wiele firm prywatnych przestało współpracować z bankami państwowymi i przyłączą się do tego inne. Wzywa przedsiębiorców do opóźniania lub odmowy, jeśli to możliwe, spłat i bojkotowania produktów państwowych fabryk.
Zapowiedziała kontynuowanie obecnej polityki informacyjnej opozycji, m.in. w niepoddanych jeszcze kontroli Łukaszenki sieciach społecznościowych. "Dostęp do informacji to najsilniejsza broń, jaką mamy. Dzielenie się prawdą i jej rozpowszechnianie to obywatelski obowiązek w czasie, gdy rządowa telewizja wykorzystuje zagranicznych najemników do szerzenia kłamstw" - podkreśliła, wspominając jednocześnie o woli egzekwowania nadal całkowitej blokady mediów państwowych, wykrywania fałszywych wiadomości i obnażaniu propagandy.
"Wbrew temu, co głosi propaganda państwowa, czas jest po naszej stronie. Ten reżim to olbrzym na glinianych nogach. To, co jak się wydawało będzie trwało wiecznie, zniknie w mgnieniu oka. Wszystko, co musimy zrobić, to trzymać się razem. Nie ma wątpliwości, czy wygramy. Już wygraliśmy. Reżim próbuje ukraść nam to zwycięstwo. To się nie uda" - przekonywała Cichanouska.
Źródło: PAP