Brutalność sił porządkowych rozzłościła Białorusinów - ocenił w "Faktach po Faktach" Aleksy Dzikawicki, wiceszef telewizji Biełsat. Marek Ostrowski z tygodnika "Polityka" wskazał trzy możliwe scenariusze wydarzeń na Białorusi. Wraz z Adamem Balcerem z Kolegium Europy Wschodniej uznali, że Alaksandr Łukaszenka "gra na czas".
Prezydent Białorusi Alaksandr Łukaszenka spotkał się z pracownikami Mińskiej Fabryki Ciągników Kołowych. Robotnicy powitali go na placu przed zakładem okrzykami "Odejdź!" i zagłuszyli jego wystąpienie. - Mówicie o niesprawiedliwych wyborach i chcecie przeprowadzić sprawiedliwe? - pytał Łukaszenka, a na okrzyki: "Tak!" odpowiedział: - Przeprowadziliśmy wybory. Dopóki mnie nie zabijecie, nie będzie innych wyborów. Zadeklarował jednocześnie, że jest gotów podzielić się kompetencjami prezydenta i dodał: - Ale nie pod presją i nie poprzez ulicę.
Łukaszenka "gra na czas"
Marek Ostrowski z tygodnika "Polityka" pytany, co ten przekaz niesie, ocenił, że na razie Łukaszenka przeczekuje. - Wydaje mu się, że jeśli nie wygonią go od razu, a Rosja mu pomoże, to może przetrwa. To znaczy, była faza bardzo brutalnych, okrutnych wręcz represji od 9 sierpnia, a teraz Łukaszenka mówi: jestem gotów do dialogu i gra na czas. Nie wiemy, co z tego wyniknie, ale on najwyraźniej gra na czas - ocenił.
Adam Balcer z Kolegium Europy Wschodniej zgodził się z oceną, że to jest gra na czas. - Stąd też ten pomysł, żeby zrobić referendum, które zmieni konstytucję, i wtedy przeprowadzić wybory na wszystkich poziomach, czyli samorządowe, parlamentarne i prezydenckie - powiedział.
Jego zdaniem, Łukaszenka patrzy na podobne sytuacje. Przypomniał, że na przełomie 1996-97 roku w Serbii też były wielkie demonstracje po sfałszowaniu wyborów samorządowych w wielkich miastach. Dodał, że brało w nich udział proporcjonalnie więcej ludzi niż obecnie na Białorusi. Zauważył, że łącznie te demonstracje trwały prawie cztery miesiące.
- Jest pytanie kluczowe, jak zachowa się elita białoruska, jak zdeterminowana będzie opozycja, zmobilizowana i zdolna do mobilizacji ludzi. I kluczowy czynnik to oczywiście postawa Rosji. Możemy wyobrazić sobie taki scenariusz, że Rosja uznaje z dużą częścią nomenklatury, że można poświęcić Łukaszenkę i dojść do jakiegoś porozumienia z co najmniej częścią opozycji, które będzie oczywiście z perspektywy Rosji opierało się na tym, że Rosja chce zachować pakiet kontrolny nad Białorusią - mówił Balcer.
Trzy możliwe scenariusze
Ostrowski na podstawie doświadczeń innych krajów wskazał trzy możliwe scenariusze wydarzeń na Białorusi. Pierwszy, jak mówił, to "droga polska i węgierska, to znaczy, że negocjujemy, nie ma wielkiego rozlewu krwi, nie ma wielkiej przemocy i to się udaje".
- Drugi scenariusz jest enerdowsko-czechosłowacki w dawnych latach. To znaczy, że są tak silne zewnętrzne naciski, że nie pozwalają na szerokie używanie przemocy i reżim pada. Ale jest trzeci, i w moim przekonaniu najbardziej prawdopodobny ciągle scenariusz, to znaczy scenariusz rumuński - że przemoc była bardzo brutalna, siły przemocy jeszcze się nie wycofały z poparcia Łukaszenki i w końcu pewnego pięknego dnia wszyscy go opuszczają i trzeba go chwycić i zrobić z nim to, co zrobiono z (Nicolae) Ceausescu, to znaczy po prostu wygoniono i zabito - ocenił Ostrowski.
"Brutalność rozzłościła Białorusinów"
Aleksy Dzikawicki, wiceszef telewizji Biełsat, mówił w "Faktach po Faktach", że "brutalność sił porządkowych rozzłościła Białorusinów".
- Władza białoruska myślała, że po trzech dniach, jak włączą internet i Białorusini zobaczą tę brutalność, to będą się bali i pochowają się po mieszkaniach, a stało się na odwrót - podkreślił.
Dodał, że z każdym dniem tych ludzi jest coraz więcej, do protestów dołączają kolejne zakłady. Jak mówił, w niedzielę w Mińsku, gdzie odbył się wiec opozycji, mogło być nawet 400 tysięcy ludzi.
- Myślę, że Białoruś już nigdy nie będzie taka sama. Ludzie się nie zatrzymają. Dodał, że dzisiaj mieliśmy próbkę tego, jak Łukaszenka został wygwizdany w dużym zakładzie pod Mińskiem. - Dawniej coś takiego się nie zdarzało. Łukaszenka zawsze mówił, że protestują opłaceni przez Zachód oszołomy, inteligencja, narodowcy i tak dalej. Z pewnością nie robotnicy. Dzisiaj otwarcie wielotysięczny tłum robotników po prostu skandował, że musi odejść - zauważył Dzikawicki.
W wyborach prezydenckich na Białorusi, które odbyły się 9 sierpnia, ubiegający się o piątą reelekcję Alaksandr Łukaszenka, według wstępnych oficjalnych wyników, otrzymał ponad 80 procent głosów. Jego główna rywalka, kandydatka opozycji Swiatłana Cichanouska, uzyskała 10 procent poparcia. Według opozycji wyniki zostały sfałszowane.
Źródło: TVN24