Prezydent Jemenu jest w o wiele cięższym stanie niż dotychczas przyznawało jego otoczenie. Ali Abdullah Saleh jest w 40 procentach poparzony i krwawi do czaszki. Lekarze w Arabii Saudyjskiej zdołali już wyjąć z jego ciała kilka odłamków, w tym jeden duży wbity pod sercem. Prezydent został ranny w ataku rakietowym na jego pałac w stolicy Jemenu, Sanie.
Dotychczas otoczenie prezydenta bagatelizowało skalę obrażeń Saleha, które odniósł w ubiegłym tygodniu. Zdecydowano jednak o jego wywiezieniu z niespokojnego Jemenu do sąsiedniej Arabii Saudyjskiej, gdzie dostępna jest o wiele lepsza opieka medyczna. Sojusznicy prezydenta zapewniali, że wróci do kraju w ciągu kilku dni.
Poważny stan
Początkowo saudyjscy lekarze odmawiali informowania o stanie zdrowia prezydenta. Prawdopodobnie ujawnili szczegóły amerykańskim dyplomatom. Ci natomiast przekazali je zachodnim mediom. CNN określa ich skalę jako "poważną", a rekonwalescencja - jak podaje - może zająć tygodnie.
Saleh został ranny w wyniku eksplozji rakiety, która uderzyła w meczet położony na terenie pałacu prezydenckiego w Sanie. Liczne odłamki miały się wbić w klatkę piersiową, szyję i twarz prezydenta, w tym jeden o długości ponad siedmiu centymetrów tuż pod sercem. Z tym lekarze już sobie poradzili. Co gorsze dla prezydenta, kula ognia po wybuchu spowodowała poparzenia drugiego stopnia na 40 procentach powierzchni jego ciała i krwotok wewnętrzny w czaszce.
W świetle doniesień o zdecydowanie poważniejszych obrażeniach prezydenta, nie jest jasne, kiedy będzie w stanie wrócić do kraju. Pytaniem jest, czy w ogóle będzie w stanie ponownie objąć stery w kraju, który stacza się w kierunku wojny domowej.
Kraj w rozpadzie
Prezydent Salah rządzi w Jemenie od ponad 32 lat i dotychczas był popierany przez Arabię Saudyjską i USA. Pod koniec maja odmówił podpisania umowy w sprawie zakończenia trwających od miesięcy niepokojów społecznych w Jemenie, którą wcześniej zaakceptowała antyprezydencka opozycja.
Protesty opozycji władze skutecznie tłumiły, aż do momentu, gdy prezydent stracił poparcie licznych potężnych plemion. To właśnie bojownicy odpowiadający przywódcom plemiennym odpowiadają za najcięższe walki (poza Zindżibarem) toczone obecnie w miastach Jemenu.
Drugim najsilniejszym wrogiem prezydenta są islamscy bojownicy i Al-Kaida. Według władz, zdołali opanować miasto Zindżibar na południu Jemenu. We wtorek w starciach z armią miało tam zginąć 30 rebeliantów. W walkach śmierć ponieśli również żołnierze, lecz nie podano liczby zabitych.
Zginąć miał też szef Al-Kaidy w mieście Marib (na wschód od Sany) - Hassan Aguili, intensywnie poszukiwany przez jemeńskie władze.
Źródło: CNN, PAP