Minione osiem lat na Węgrzech było udane, ale przed rządem jeszcze wiele do zrobienia - oznajmił w niedzielę premier Węgier Viktor Orban w przemówieniu podsumowującym ostatni rok. Jak dodał, obecnie Węgrom zagraża niebezpieczeństwo z Zachodu.
- Jesteśmy bardziej, niż planowaliśmy, zaawansowani w grafiku - ocenił Orban w przemówieniu, które otwierało jednocześnie kampanię Fideszu przed wyborami parlamentarnymi 8 kwietnia.
Podkreślił, że Fidesz obiecywał milion nowych miejsc pracy w ciągu 10 lat, a po ośmiu latach rządów tej partii powstało ich już 736 tysięcy. Zaznaczył też, że dzięki dobrej sytuacji gospodarczej w zeszłym roku udało się wypłacić dodatki emerytalne.
Nie ma już "eurobełkotu"
Premier zastrzegł przy tym, że choć kraj znajduje się obecnie w lepszej sytuacji, to nie jest ona jeszcze tak dobra, jak mogłaby być, i wiele pracy zostało do zrobienia.
- Nasza reputacja, rozpoznawalność i wpływy są większe, niż uzasadniałby to rozmiar czy ciężar gospodarczy kraju - ocenił.
Jak podkreślił, na Węgrzech nie ma już "eurobełkotu, liberalnych umizgów i poprawnościowej beztreściowości". - W Budapeszcie chcemy mówić to, co myślimy, i chcemy robić to, co powiedzieliśmy - oznajmił.
Obronili granicę
Orban zaznaczył, że dzięki zbudowaniu ogrodzenia granicznego, prawnej i fizycznej ochronie granicy oraz przykładnej pracy policjantów Węgry skutecznie ochroniły swą południową granicę.
- Grozi nam natomiast niebezpieczeństwo z Zachodu - ocenił. Niebezpieczeństwo to "ściągają nam na głowę" politycy w Brukseli, Belinie i Paryżu, którzy chcą, by Węgry przejęły ich politykę, "tę politykę, która uczyniła ich krajami imigracyjnym i otworzyła drogę do schyłku kultury chrześcijańskiej oraz zdobywania pola przez islam" - powiedział.
Według Orbana "modną piosenką" stało się teraz mówienie, że Węgry powinny się do tych państw upodobnić, bo jest to solidarne.
"Chrześcijaństwo ostatnią nadzieją"
- Tymczasem Węgry są solidarne z tymi osobami i przywódcami w Europie Zachodniej, którzy chcą uratować swe ojczyzny i swą kulturę chrześcijańską - mówił Orban. - Nigdy nie będziemy solidarni z tymi europejskimi liderami, którzy chcą wprowadzenia Europy w epokę postchrześcijańską i postnarodową - zaznaczył.
Węgry uważają, że ostatnią nadzieją Europy jest chrześcijaństwo - podkreślił. - Zachód ginie, a tymczasem Europa nawet nie zauważa, że jest zajmowana - oświadczył.
Ocenił też, że kierunek rozwoju Europy Zachodniej i Środkowej coraz bardziej się oddala. - Demokracja, państwo prawa, gospodarka rynkowa pozostają wspólne, ale podstawy, na których wszystko jest zbudowane, będą się coraz bardziej różnić - ocenił, podkreślając, że na Zachodzie ludność chrześcijańska się kurczy, a wielkie miasta się islamizują.
Bezpieczeństwo narodowe
Węgierski premier oświadczył też, że rząd nie będzie patrzeć bezczynnie na fakt, że są osoby, które działają na rzecz realizacji planu Sorosa. Amerykańskiemu finansiście George’owi Sorosowi władze węgierskie zarzucają chęć sprowadzenia do Europy milionów imigrantów. Według Orbana, jeśli będzie trzeba, rząd użyje jeszcze silniejszej broni prawnej. Wymienił w tym kontekście przede wszystkim pakiet projektów ustaw antyimigracyjnych, który rząd niedawno złożył w parlamencie.
Jak podkreślił, zajmowanie się imigrantami będzie uwarunkowane uzyskaniem zezwolenia dotyczącego bezpieczeństwa narodowego. Część zagranicznego wsparcia dla przyjaznych wobec migrantów organizacji pozarządowych zostanie przeznaczona na ochronę granicy, będzie przeprowadzona pełna lustracja finansowa i ci, którzy nie zrezygnują ze swych niebezpiecznych planów, po prostu będą mieli zakaz działalności, "choćby byli nie wiadomo jak potężni czy bogaci" - zaznaczył.
- Będziemy też walczyć na arenie międzynarodowej - zapowiedział Orban.
Podkreślił w tym kontekście, że otworzyło się nowe pole sporu z ONZ, który chce uchwalenia w grudniu strategii zarządzania wielkimi ruchami migracyjnymi. Powiedział, że co prawda 80 procent państw członkowskich ONZ to kraje, z których ludzie wyjeżdżają, ale nie taki był cel stworzenia tej organizacji.
"Nie rozumieją przekazu epoki"
Orban ocenił, że walka, jaką toczą Węgry w tej dziedzinie, nie jest beznadziejna, gdyż Budapeszt ma sojuszników w krajach Grupy Wyszehradzkiej, a w Austrii następuje obecnie zwrot w "patriotycznym" kierunku i Węgry czekają na wynik wyborów we Włoszech 4 marca, gdzie znów może dojść do władzy Forza Italia byłego premiera Silvio Berlusconiego.
Premier krytycznie wypowiedział się też o swoich rywalach w wyborach parlamentarnych, którzy jego zdaniem "nie rozumieją przekazu epoki" i są w beznadziejnej sytuacji, co rodzi u nich nienawiść. Według niego nic więc dziwnego, że Węgrzy chcą obecnie "wymiany opozycji".
W wyborach parlamentarnych 8 kwietnia oczekiwane jest zdecydowane zwycięstwo rządzącej od 2010 roku koalicji konserwatywnego Fideszu i Chrześcijańsko-Demokratycznej Partii Ludowej (KDNP). Według sondażu ośrodka Szazadveg, przeprowadzonego w dniach 6-13 lutego, wśród wyborców zdecydowanych, na kogo głosować, koalicję rządzącą poparło 51 procent, Jobbik 14 procent, a po 10 procent partię Polityka Może Być Inna i koalicję Węgierskiej Partii Socjalistycznej i partii Dialog. 7 procent chce zagłosować na lewicową Koalicję Demokratyczną byłego premiera Ferenca Gyurcsanya.
Autor: dasz//now / Źródło: PAP