Ukraińskie władze zatrzymały żołnierza, który po aneksji Krymu złamał przysięgę wojskową i wstąpił do armii rosyjskiej. 22-letni podoficer jest jednym z pięciu tysięcy dezerterów, którzy pozostali na półwyspie i pierwszym, który trafił do aresztu. Sprawa ta będzie precedensem dla sądu ukraińskiego.
22-letni żołnierz (media podają tylko jego imię, Wołodymyr) został zatrzymany na przejściu granicznym w Dżankoj. Próbował wyjechać z Krymu na Ukrainę, by odwiedzić matkę mieszkającą w obwodzie mikołajowskim.
Za dezercję grozi mu od 2 do 5 lat więzienia.
Przed rosyjską okupacją półwyspu Wołodymyr służył w jednostce w Perewalnem. Po aneksji mężczyzna podpisał kontrakt z armią rosyjską i pozostał na półwyspie.
Ukraińska telewizja 1+1 podała, że w jednostce w Perewalnem większość żołnierzy przeszła na stronę Rosji. Przysięgę złamał nawet dowódca.
"Żałuje, ale czasu nie da się cofnąć"
- Prosiłam syna, by się opamiętał. Odpowiadał: "Nie mogę zostawić kolegów z wojska". Nikt nie wskazał mu dobrej drogi. Teraz syn żałuje, ale jest już za późno. Prosiłam, by wszystko rzucił i wrócił do domu. Nigdy nie mówił, co się z nim dzieję, żebym się nie martwiła. Myślałam, że jest w wojsku. Okazało się, że był w Rosji. Później postanowił wrócić do kraju. Mówił, że w Kijowie znalazł pracę - opowiadała matka żołnierza Ludmyła Roszka.
Rodzina podoficera ma nadzieję, że sąd wymierzy mu karę w zawieszeniu. Pierwsze posiedzenie sądu w tej sprawie odbędzie się w ciągu najbliższego tygodnia.
"Jeden z 5 tysięcy"
Ukraińskie władze oskarżyły o zdradę i dezercję ponad 5 tys. żołnierzy, którzy po aneksji Krymu przez Rosję w marcu 2014 r. pozostali na półwyspie.
Jednym z najbardziej znanych zbiegów ukraińskich jest kontradmirał Denis Berezowski, który w obecności samozwańczego premiera półwyspu Siergieja Aksjonowa złożył przysięgę na wierność "narodowi Krymu" i został dowódcą marynarki krymskiej.
Władze w Kijowie apelują do dezerterów, by "wyrazili skruchę" i wracali do kraju.
– Wiemy, że wojskowi ukraińscy, którzy pozostali na Krymie, nie mają lekkiego życia. Skarżą się, że są traktowani jak niewolnicy. Dowódcy zmuszają ich do ciężkiej pracy. Był taki przypadek, kiedy jeden z żołnierzy zadzwonił do nas i powiedział: "Chcę wrócić na Ukrainę, ratujcie". Powiedział dosłownie "Ratujcie" – opowiadał dziennikarzom 1+1 Wiktor Grom, szef studia radiowo-telewizyjnego w ukraińskim ministerstwie obrony.
Autor: tas / Źródło: tsn.ua, newsru.ua