Rodzina 49- letniej kobiety z Wielkiej Brytanii straciła nadzieję, kiedy lekarze po trzech godzinach reanimacji powiedzieli, że Lorna Baillie nie żyje. Kobieta doznała rozległego ataku serca. W pewnym momencie jednak się obudziła - donosi Daily Mail. Jak podaje gazeta, stało się to po tym, jak mąż wyznał jej miłość.
Rodzina kobiety przyjechała do szpitala w Edynburgu, gdzie usłyszała od lekarzy, że jest ona w zasadzie martwa, a jej funkcje życiowe podtrzymuje aparatura. Po 45 minutach obecności przy łóżku kobiety jej mąż powiedział do niej "kocham cię". W tym momencie syn kobiety zauważył, że jego matka nabiera rumieńców. Rodzina zawołała pielęgniarkę, która stwierdziła, że to jedynie efekt uboczny prowadzonego leczenia. Później jednak, okazało się, że 49-letnia kobieta ścisnęła rękę swojej córki. Tym razem pielęgniarka również powiedziała, że z pewnością nie wskazuje to na poprawę stanu kobiety, ponieważ ma ona zbyt poważne uszkodzenia nerek i jest w śpiączce - podaje Daily Mail.
Błąd lekarzy?
Rodzina domagała się jednak wezwania lekarza. Ten po przybyciu stwierdził, że da się wyczuć u kobiety puls, więc natychmiast przewieziono ją na oddział intensywnej opieki medycznej. Teraz rodzina żąda wyjaśnień ze strony szpitala, na jakiej podstawie uznano pacjentkę za zmarłą.
Źródło: dailymail.co.uk
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu