Prezydent Rosji Władimir Putin od lat mówił, że jest w stanie wybaczyć wszystko poza zdradą. Najbliższe tygodnie pokażą, jaka będzie przyszłość Jewgienija Prigożyna - ocenia dyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich Wojciech Konończuk.
Według doniesień medialnych szef najemniczej Grupy Wagnera Jewgienij Prigożyn obecnie przebywa Mińsku.
CZYTAJ TAKŻE: Bunt Grupy Wagnera godzina po godzinie. Tak Prigożyn rzucił wyzwanie Putinowi. Ostatecznie złożył broń
ZOBACZ TEŻ: Atak na Ukrainę. Relacja na żywo w tvn24.pl
Pytania o przyszłość Prigożyna
Dyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich Wojciech Konończuk w czwartkowej rozmowie z PAP pytany o przyszłość Prigożyna na Białorusi ocenił, że jest to tymczasowe rozwiązanie. Jego zdaniem najbliższe tygodnie powinny pokazać, jaka będzie polityczna, ale też "fizyczna" przyszłość dowódcy Grupy Wagnera.
- Nie wydaje mi się, żeby Prigożyn chciał zostać na dłużej na Białorusi, bo to jest dla niego ograniczające. To raczej jest pytanie o to, jak szybko dopadnie go Putin i jak szybko Putin będzie miał możliwości, żeby - mówiąc kolokwialnie - podziękować mu za to, co zrobił w weekend - powiedział Konończuk.
Dopytany, czy nie ma wątpliwości, że prezydent Rosji będzie chciał zemścić się na buntowniku, odpowiedział, że jest to kwestia czasu. - Szczególnie biorąc pod uwagę słowa Putina z kilku wywiadów z ostatnich lat, kiedy mówił, że jest w stanie wybaczyć wszystko poza zdradą - dodał.
Za cichą zgodą części elity
Zdaniem Konończuka wymierzenie ewentualnej zemsty zależy od tego, jaka będzie przyszłość i na ile stabilny będzie w dalszym ciągu reżim Putina oraz od tego, na ile silni okażą się obecni w kierownictwie kremlowskim "patroni Prigożyna".
- Prawdopodobnie Prigożyn działał za cichą zgodą części elity, która potraktowała go instrumentalnie, jako taki swoisty taran, do może nawet nie tyle obalenia reżimu Putina, co jego osłabienia i pokazania mu, że podjął on szereg strategicznie błędnych decyzji, za które musi zapłacić - ocenił.
Odwrót wagnerowców
W sobotę wieczorem Prigożyn ogłosił odwrót i wycofanie najemników do obozów polowych, by "uniknąć rozlewu krwi". Miało to być rezultatem układu białoruskiego autorytarnego lidera Alaksandra Łukaszenki z Prigożynem, zawartego w porozumieniu z Władimirem Putinem.
Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow poinformował wówczas, że zgodnie z tymi uzgodnieniami najemnicy Grupy Wagnera i sam Prigożyn wyjadą na Białoruś.
Problem dla Łukaszenki
Konończuk, pytany przez PAP, ilu najemników z Grupy Wagnera może przenieść się na Białoruś ocenił, że "raczej niewielu" a liczby te powinny być szacowane raczej w setkach niż tysiącach. Jego zdaniem dłuższa obecność tych żołnierzy w tym kraju nie jest w interesie samej Grupy Wagnera jak i przywódcy Białorusi.
Zdaniem Konończuka obecność uzbrojonych najemników, stanowiących pewną siłę militarną w obliczu "ograniczonego potencjału sił białoruskich", byłaby dla Łukaszenki jedynie problemem. - Siły te potencjalnie mogłyby zagrozić władzy Łukaszenki - dodał.
- Myślę, że część z nich podpisze kontrakty z armią rosyjską, a część po prostu wróci tam, gdzie będzie wykorzystywana, jak np. Syria czy kraje afrykańskie. Natomiast z całą pewnością jest to koniec grupy Wagnera jako pewnego podmiotu, który prowadził działania w Rosji - ocenił.
Rola białoruskiego przywódcy
Dyrektor OSW zauważył, że w ostatnich dniach Łukaszenka wykorzystuje propagandowo swój udział w sobotnich rozmowach z Prigożynem, za pomocą których miał on skłonić przywódcę buntowników do wstrzymania marszu Grupy Wagnera na Moskwę, w zamian za gwarancje bezpieczeństwa.
- Media kontrolowane przez reżim białoruski pokazują Łukaszenkę jako tego, który właściwie doprowadził do rozwiązania najpoważniejszego od wielu lat kryzysu wewnątrzpolitycznego w Rosji. Z drugiej strony powstaje pytanie, czy to rzeczywiście Łukaszenka doprowadził do porozumienia, czy on może był takim trochę takim frontmanem zawartego dealu, a tak naprawdę najważniejszą ustalenia zapadły jednak za jego plecami, a on tylko je ogłosił - powiedział.
Konończyk wskazał, że warto w tym kontekście zwrócić uwagę na Aleksieja Diumina, gubernatora obwodu Tulskiego w zachodniej Rosji, byłego szefa ochrony i jednocześnie jednego z zaufanych ludzi Putina.
- To osoba, która od pewnego czasu pojawia się na giełdzie nazwisk i jest wskazywana jako potencjalny następca Putina. Wiemy, że on również odegrał rolę w byciu akuszerem tego porozumienia. Więc to nie jest tak, że przyszedł Łukaszenka i sprawę rozwiązał. Raczej został on wykorzystany jako pewna fasada - ocenił Konończuk.
Źródło: PAP