Osama bin Laden nie żyje, ale wojna z terroryzmem trwa. Amerykańskie bezzałogowe samoloty dokonały ataków w Pakistanie i Jemenie. Łącznie miało zginąć 19 domniemanych bojowników islamskich i członków Al-Kaidy.
Atak w Pakistanie miał miejsce w regionie plemiennym Północnego Waziristanu, niedaleko granicy z Afganistanem. Wystrzelone przez cztery amerykańskie samoloty bezzałogowe rakiety trafiły w dom, w którym przebywali domniemani rebelianci. Co najmniej 17 osób zginęło na miejscu - poinformowali lokalni przedstawiciele służb wywiadowczych.
Był to pierwszy atak samolotu bezzałogowego USA na terytorium Pakistanu po zabiciu 2 maja bin Ladena. Nieuzgodniona z Islamabadem operacja komandosów znacznie pogorszyła relacje między obu państwami. Kolejny atak drona zapewne będzie źródłem kolejnych spięć.
Uderzenie w braci
W Jemenie rakieta odpalona przez bezzałogowy samolot miała trafić w samochód, którym jechało dwóch mężczyzn. Ofiary ataku były braćmi, którzy pełnili istotne funkcje w jemeńskiej Al-Kaidzie - twierdzą lokalne media.
Był to pierwszy nalot w wykonaniu amerykańskiego bezzałogowca po zabiciu bin Ladena. Ataki dronów na cele w Jemenie miały się zacząć dwa lata temu. Niektóre uderzenia wykonywano za pomocą rakiet Tomahawk odpalanych z okrętów. Według depesz ujawnionych przez Wikileaks, jemeński rząd zgodził się na ataki w zamian za przyrzeczenie, że będzie mógł kłamać na ich temat.
Ataki dronów miały zostać zawieszone w 2010 roku, po tym jak rakieta odpalona z bezzałogowca zabiła zastępcę gubernatora jednej z prowincji. USA winą za pomyłkę obarczyły Al-Kaidę, które miała wciągnąć urzędnika w zastawioną zasadzkę, tak aby pocisk uderzył jego samochód.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: USAF