Od trzech tygodni nie dają znaku życia. Ostatni raz pytali, jak ominąć ciężki sztorm


Na wodach Pacyfiku w pobliżu Australii i Nowej Zelandii przepadł bez wieści amerykański jacht Nina z siedmioma osobami na pokładzie. Ostatni raz załoga dała znak życia na początku czerwca, gdy prosiła o poradę, jak szybko wydostać się z nękającego ją potężnego sztormu. Poszukiwania nie dały rezultatu.

Nowozelandzkie służby ratunkowe uznały jacht za zaginiony. W ciągu tygodnia poszukiwały go samoloty, ale bez rezultatu. Na ocenie nie znaleziono śladu po jachcie. Ratownicy stwierdzili, że są "poważnie zaniepokojeni" losem siedmiu żeglarzy, ale nie uznano ich oficjalnie za zmarłych.

Spotkanie ze sztormem

Nina to liczący 21 metrów długości zabytkowy szkuner, zbudowany 84 lata temu. Ostatni raz widziano go, gdy 29 maja wyruszał z przystani w miejscowości Opua na północnym krańcu Nowej Zelandii w kierunku Australii.

Kilka dni później jacht napotkał potężny sztorm, w którym wiatr osiągał prędkość 110 km/h a fale ośmiu metrów wysokości. Załoga za pośrednictwem telefonu satelitarnego skontaktowała się z nowozelandzkim meteorologiem Bobem McDavittem, pytając go o poradę, jak najszybciej mogą opuścić strefę złej pogody.

Rozmawiająca z Nowozelandczykiem kobieta z załogi miała mieć "opanowany głos" i "wszystko wydawało się być pod kontrolą". Następnego dnia wysłała jeszcze wiadomość z pytaniem, czy są jakieś nowe informacje odnośnie pogody. Był to ostatni znak życia załogi. Próby kontaktu w kolejnych dniach nie dały rezultatu.

Bezskuteczne poszukiwania

Znajomi załogi i McDavitt poinformowali władze o zaginięciu tydzień później. Ponieważ załoga nie dawała sygnału o problemach, ani nie uruchomiły się automatyczne boje ratunkowe, postanowiono poczekać, czy jacht nie pojawi się sam u brzegów Australii z np. uszkodzoną radiostacją i telefonem satelitarnym.

Ponieważ nic takiego się nie zdarzyło, po dwóch tygodniach od ostatniego kontaktu wszczęto poszukiwania, które nie dały rezultatu. - Mamy bardzo poważne obawy co do losu jachtu i jego załogi, ale nadal liczymy na pozytywne zakończenie - powiedział przedstawiciel nowozelandzkich służb ratowniczych.

Załogę jachtu stanowiło małżeństwo właścicieli, które wraz z 17-letnim synem w 2008 roku wyruszyło w etapową podróż dookoła świata. Wraz z nimi na pokładzie była czwórka ich znajomych.

Autor: mk//bgr / Źródło: Sky News, CNN