W Warszawie przebywa grupa obrońców z Mariupola, których udało się uwolnić z rąk rosyjskich okupantów. Przechodzą leczenie i rehabilitację. W niewoli przeżyli piekło, ale wierzą, że Ukraina wyjdzie z tej wojny zwycięsko. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Anna Woroszewa, Stanisław Chuszkow i Konstantin Wieliczko przed wojną mieli swoje życie, prace i plany na przyszłość. Po inwazji Rosji na Ukrainę, nie uciekli z Mariupola, zostali i pomagali w ewakuacji mieszkańców i właśnie za to zostali wzięci do rosyjskiej niewoli.
- 28 marca próbowaliśmy wjechać do Mariupola, zatrzymali nas. Powiedzieli, że na kilka dni, a później nas wypuszczą, ale w trakcie zatrzymania usłyszeliśmy rozmowę Rosjan. Cieszyli się, że kolejni wolontariusze trafią to obozu filtracyjnego i może w końcu odechce się innym pomagać mieszkańcom Mariupola – wspomina Konstantin Wieliczko.
Przetrzymywana w metalowej klatce
Dzień wcześniej po raz kolejny do Mariupola próbowała wjechać Anna Woroszewa, która wiozła autem pomoc humanitarną, leki, środki opatrunkowe i żywność. Kobieta przyznaje, że udało się jej ewakuować z miasta 56 osób.
- Rosyjscy żołnierze zatrzymali mnie na drodze, zabrali mi telefon, dokumenty i zamknęli w metalowej klatce. Myślałam, że nic mi nie grozi, bo nie mam w rodzinie wojskowych. Przez trzy dni trzymali mnie w tej metalowej klatce bez słowa wyjaśnienia, a później przewieźli mnie do obozu filtracyjnego – mówi Anna Woroszewa.
- Tam, gdzie ja byłam, kobiet nie bili, ale byłam torturowana psychicznie. Przez 24 godziny na dobę świeciło się światło, przez pierwszy miesiąc nie pozwalali nam spać, ciągle puszczali głośną muzykę, ale najgorsze były krzyki torturowanych osób – podkreśla.
4 lipca rosyjscy żołnierze kazali jej podpisać protokół i po 100 dniach niewoli była wolna. Ponad 100 dni w męskim obozie filtracyjnym spędzili Konstantin Wieliczko i Stanisław Chuszkow.
Tortury w rosyjskich obozach filtracyjnych
- Bili nas po nogach i głowach, ale to nic w porównaniu z tym, co robili wojskowym. Krzyki torturowanych były straszne – wspomina Wieliczko, mieszkaniec Mariupola.
- Na początku było sześć osób w jednej małej celi, a później ciągle dowozili jeńców i ostatecznie było nas 50 w jednej celi. Spaliśmy na trzy zmiany, bo nie było miejsca na podłodze dla wszystkich, nie było się jak ruszyć, brakowało wody i jedzenia, byliśmy jak śledzie w beczce – opowiada.
- Przebywanie tam było dla mnie najgorszym doświadczeniem w życiu. Kiedy myślałem, że gorzej już być nie może, to każdy kolejny dzień pokazywał, że jednak może być gorzej, codziennie dowozili nowych jeńców – opowiada Stanisław Chuszkow.
Ukraińcy wierzą w zwycięstwo
Grupa wolontariuszy z Mariupola jest na wolności od dwóch tygodni - fizycznie są już w dobrym stanie, ale psychicznie jeszcze dużo przed nimi. - Większość z nich jeszcze nie widziała swoich rodzin, dopiero do nich jadą. Jak na razie są na etapie adaptowania się do rzeczywistości, takiej, w jakiej my żyjemy na co dzień – wyjaśnia Natalia Panczenko z Euromajdanu.
Annę, Stanisława i Konstantina połączyła wojna i traumatyczne wspomnienia. W niewoli przeżyli piekło, ale wierzą, że ludzkie cierpienie nie pójdzie na marne i Ukraina wyjdzie z wojny zwycięsko. - Prawda jest po naszej stronie. Tylu dobrych ludzi, ilu ja spotkałem od początku wojny, nie może przegrać – uważa Wieliczko.
- Widziałem tyle woli walki i ducha zwycięstwa, nawet w żołnierzach ukraińskich torturowanych w obozach, że jestem pewny, że Ukraina wygra – zapewnia Chuszkow.
Woroszewa zapytana, czy planuje powrót do Mariupola, odpowiada: - Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie, bo Mariupola, który kochałam i w którym się urodziłam, już nie ma.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24