Obama: USA nie rozbroją wywiadu ani nie przeproszą, że ma większe możliwości


Barack Obama zapowiedział zmiany w programach inwigilacji elektronicznej wywiadu USA. Prezydent oznajmił, że jego kraj "nie rozbroi" swoich służb, ani nie będzie przepraszał za to, że "mają większe możliwości". Zapowiedział jednak, że wzmocni kontrolę nad wywiadem, ograniczy gromadzenie danych z rozmów telefonicznych oraz zakaże podsłuchu sojuszniczych przywódców, chyba że będzie tego wymagało bezpieczeństwo narodowe.

Swoje decyzje na temat przebudowy programów inwigilacji elektronicznej Obama ogłosił na specjalnej konferencji w budynku Departamentu Sprawiedliwości. Kazał przy tym na siebie czekać, bowiem spóźnił się ponad 15 minut.

Zmiana na potrzeby wewnętrzne

Najważniejsze i w miarę konkretne zapowiedzi to to, że służba wywiadu elektronicznego (NSA) nie będzie gromadzić i przechowywać tak zwanych "metadanych" na temat rozmów telefonicznych obywateli USA. Są to informacje na temat tego kiedy, z kim i z jakich miejsc dana osoba prowadziła konwersację, ale nie zawierają jej właściwej treści. Do tej pory NSA przechwytywało i gromadziło metadane większości rozmów prowadzonych w USA. Ich treść podsłuchiwała jedynie w przypadku osób uznanych za niebezpieczne. Teraz wywiad ma nie gromadzić metadanych. Będą one przechowywane przez firmy telekomunikacyjne, lub inne firmy prywatne i wydawane służbom jedynie na konkretne zapotrzebowanie. Zgodnie z decyzją Obamy przez dwa najbliższe miesiące bazy metadanych pozostaną w NSA, dopóki nie zostanie wypracowane "alternatywne rozwiązanie". Ale przez ten czas NSA każdorazowo będzie potrzebować nakazu sądowego, by je przeszukiwać. Po dwóch miesiącach we współpracy z prokuratorem generalnym, szefem wywiadu USA i Kongresem ma zostać podjęta decyzja w sprawie alternatywnego miejsca przechowywania wspomnianych danych, aby nie przetrzymywała ich agenda rządowa.

Ta część reformy najwyraźniej nie dotyczy rozmów zagranicznych. O nich prezydent nie powiedział nic.

Koniec podsłuchiwania sojuszników

Druga konkretna zmiana to deklaracja, że wywiad nie będzie już podsłuchiwał telefonów szefów państw sojuszniczych. Obama zastrzegł przy tym, że może się to zmienić w wyjątkowych sytuacjach wynikających z zagrożenia bezpieczeństwa narodowego. W zamian Obama zapowiada, że jeśli będzie chciał poznać opinię sojusznika na jakiś temat, to "po prostu podniesie słuchawkę i zadzwoni". - Muszą być pewni, że traktujemy ich jak prawdziwych partnerów - powiedział prezydent. Lista "sojuszniczych" przywódców ani kryteria uznawania przez USA innych państw za zaprzyjaźnione nie zostaną przedstawione. Biały Dom zapewnia jednak, że skala tej decyzji jest znaczna. - Dotyczy nie tylko kanclerz Niemiec Angeli Merkel, ale kilkudziesięciu przywódców - twierdzą źródła zaznajomione z tą problematyką. Prezydent zapowiedział też bliżej nieokreślone wzmocnienie zabezpieczeń prywatności w wypadku komunikacji pomiędzy obywatelami USA a obywatelami innych państw, których nie obejmują praktycznie żadne ograniczenia w podsłuchiwaniu. - Najważniejszym przesłaniem do obywateli świata jest to, że USA nie szpiegują normalnych osób, które nie stanowią zagrożenia dla bezpieczeństwa narodowego. Bierzemy pod uwagę ich prywatność - zapewnił. W specjalnym rozporządzeniu Obama sprecyzuje też, że za granicą wywiad elektroniczny USA będzie gromadził dane w celu zapewnienie bezpieczeństwa narodowego, a nie w celu wykorzystania ich do tłumienia niepokojów, prześladowania opozycji czy mniejszości.

Wywiad spełnia swoją rolę

Prezydent przedstawił też szereg zmian, mających zwiększyć kontrolę działań wywiadu i ich przejrzystość. Będzie przeprowadzany coroczny przegląd i powstaną dodatkowe instytucje mające się tym zajmować. Prezydent mówił jednak w tym zakresie dość ogólnie. W całym wystąpieniu Obama zdecydowanie bronił działalności wywiadu USA. Motywował ją koniecznością zapewnienia bezpieczeństwa obywatelom. Powoływał się przy tym wielokrotnie na nauki płynące z zamachów z 11 września 2001 roku. Ocenił również, że służby USA, jako globalnego mocarstwa, mają do odegrania wyjątkową rolę, którą mają "prywatnie" akceptować nawet państwa, najgłośniej protestujące przeciw elektronicznej inwigilacji. Prezydent oznajmił, że jego kraj "nie rozbroi" swoich służb, ani nie będzie przepraszał za to, iż "mają większe możliwości". Stwierdził również, że wobec USA czasem są stosowane "podwójne standardy". - Przyznam, że gotowość niektórych do automatycznego uznawania intencji naszego rządu za najgorsze z możliwych, bywa frustrująca. Nikt nie oczekuje od Chin otwartej debaty na temat działań ich wywiadu, czy wzięcia przez Rosję pod uwagę praw swoich obywateli - powiedział.

Efekt działań Snowdena

Zapowiedziana reforma to odpowiedź na burzę, jaką wywołały ujawniane stopniowo od pół roku przez byłego konsultanta NSA Edwarda Snowdena informacje o tym, że NSA zbiera na masową skalę dane telefoniczne i internetowe zarówno obywateli USA, jak i obcokrajowców, w tym liderów państw sojuszniczych. Już dwóch federalnych sędziów oskarżyło NSA o naruszenie zapisów amerykańskiej konstytucji.

Autor: mk/tr/kwoj / Źródło: tvn24.pl, CNN, PAP