Nudne wakacje w USA? Przyłącz się do rebelii


Zachodni korespondent nie mógł uwierzyć własnym oczom, gdy dotarł na front w Libii i zobaczył tam niezwykłego żołnierza rebeliantów. Był nim 21-letni Chris Jeon, student matematyki z Los Angeles, któremu znudziła się przerwa wakacyjna. - Pomyślałem, że przyjechać tutaj będzie "cool" - stwierdził Amerykanin azjatyckiego pochodzenia.

Myśl o przyjeździe do Libii zrodziła się w głowie Jeona już na wiosnę, podczas krótkich wiosennych wakacji (tzw. "spring break"), kiedy studenci głównie piją i bawią się. - Powiedziałem kumplom, że pojechanie do Libii i walczenie u boku rebeliantów byłoby ekstra - stwierdził w rozmowie z korespondentem student.

Wakacje z Kaddafim

Jak wymyślił wiosną, tak zrobił kilka miesięcy później. 21-latek w sierpniu stwierdził, że ma dość nic nie robienia w Los Angeles w oczekiwaniu na nowy rok akademicki. - Po prostu pojechałem zobaczyć co się stanie - wspomina Jeon. Kartą kredytową kupił bilet w jedną stronę do Kairu za 800 dolarów. Z egipskiej stolicy do strefy walk w Libii zabrał się stopem. Zachodni reporterzy spotkali go wśród rebeliantów na linii frontu pod Syrtą w centrum kraju, gdzie okopały się ostatnie wierne Muammarowi Kaddafiemu oddziały.

 
Bojowy student z Los Angeles (Wired.com) 

Maskotka oddziału

Jak opisuje dziennikarz, Jeon nie zna ani jednego słowa po arabsku, ale bojownicy opozycji przyjęli go do swojego grona jako swoistą maskotkę. Nazwali go Ahmed El Maghrabi Saidi Barga, czyli "Ahmed z trzech głównych plemion w regionie Bangazi". Reporter mówi, że za każdym razem jak Amerykanin wymawiał swoje imię, wywoływało to radosne rechoty całego oddziału.

Ma karabin, ale nie strzela

Bojowy strój studenta z Los Angeles przypomina ubiór modnego członka latynoskiego gangu. Niebieska koszulka na ramiączkach z napisem Los Angeles i numerem 44, luźne krótkie spodenki i popularne Conversy na stopach. Całości dopełnia bojowa bandamka na głowie oraz AK-47 w dłoni. Karabin dostał od rebeliantów, ale zupełnie nie potrafi się nim posługiwać, nigdy nie miał wcześniej broni w rękach. Jak mówi rozmawiający z nim reporter, trzymał go opartego kolbą o ziemię, wyjątkowo niebezpiecznie machając nim i kierując lufę to w siebie, to w stojących dookoła ludzi. Wszystkiego dopełniała kamera, którą ciągle nagrywał i robił zdjęcia.

Jak donosi Al Dżazira, kilka dni po spotkaniu przez korespondenta, oddział rebeliantów znudził się studentem szukającym emocjonujących wakacji. Ponieważ więcej było z nim problemu niż pożytku, został przymusowo odesłany z frontu do Bengazi. Jego dalsze losy nie są znane.

Źródło: Danger Room