"To oznacza koniec Hongkongu". Opozycja krytykuje nowe prawo

Źródło:
PAP

Nowe prawo o bezpieczeństwie państwowym, które zostało narzucone Hongkongowi, jest znacznie gorsze od oczekiwań i dotyczy zaskakująco szerokiego zakresu działań - stwierdził weteran hongkońskiego ruchu demokratycznego Lee Cheuk-yan. Z tą opinią zgadzają się hongkońscy prawnicy.

- To drakońskie prawo niszczy podstawy istniejącej w Hongkongu praworządności - ocenił jeden z kluczowych działaczy opozycyjnej Ligi Socjaldemokratów (LSD) Avery Ng. - To prawo celuje nie tylko w aktywistów, przywódców politycznych czy demonstrantów. Celuje w całe siedem milionów mieszkańców Hongkongu. Od teraz będziemy musieli żyć w ciągłym strachu, obawiając się, że to, co powiemy czy zrobimy może naruszyć prawo o bezpieczeństwie państwowym. To oznacza koniec Hongkongu - uznał Ng.

OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE NA TVN24 GO

"Najgorszy scenariusz"

Hongkoński adwokat Eric Cheung napisał na Facebooku, że prawo to jest "gorsze niż najgorszy scenariusz", jaki przewidywał. Jego zdaniem nowe przepisy wypływają z socjalistycznego systemu prawnego Chin, a nie systemu hongkońskiego, opartego na prawie brytyjskim - przekazał portal Hong Kong Free Press.

Eksperci podkreślają, że nowe przepisy obejmują też cudzoziemców i dotyczą nawet przestępstw popełnianych poza Hongkongiem i poza Chinami. - Jeśli kiedykolwiek powiedziałeś coś, co mogło urazić władze, trzymaj się z dala od Hongkongu - podsumował specjalizujący się w prawie chińskim profesor Donald Clarke z Uniwersytetu Jerzego Waszyngtona w USA.

"Koniec wolności w Hongkongu"

Władze Chin i lojalna wobec nich administracja Hongkongu utrzymują, że nowe prawo jest konieczne, by przywrócić w regionie stabilność po wielomiesięcznych antyrządowych protestach. Twierdzą również, że dotyczy ono tylko wąskiego grona osób zagrażających bezpieczeństwu państwowemu.

Opozycja nie daje temu wiary. Według Lee Cheuk-yana władze w Pekinie przygotowały nowe prawo nie z myślą o ochronie bezpieczeństwa państwowego, lecz raczej po to, by ukarać Hongkończyków za zeszłoroczne prodemokratyczne demonstracje.

Działacz opozycyjny zwrócił uwagę na rozszerzenie uprawnień policji do przeszukań, konfiskaty mienia czy podsłuchiwania komunikacji. Podkreślił, że tego rodzaju działania nie były dotąd możliwe w Hongkongu bez nadzoru sądowego. - Praworządność zmieniła się w rządy terroru. To będzie koniec wolności w Hongkongu - ocenił.

"Jak zdefiniować nienawiść?"

Nowe przepisy uznają za działalność terrorystyczną, separatystyczną lub wywrotową wiele spośród działań podejmowanych przez antyrządowych demonstrantów, w tym wznoszenie haseł nawołujących do "wyzwolenia Hongkongu", blokowanie i dewastowanie budynków rządowych czy komunikacji publicznej.

Lee podkreślił, że nawet "szerzenie nienawiści" do centralnego rządu ludowego ChRL zostało uznane za zmowę z zagranicznymi siłami w celu podważenia bezpieczeństwa państwa. - Ale jak zdefiniować nienawiść? - zapytał działacz, wskazując na niekonkretność zapisów nowego prawa.

Po zatwierdzeniu nowych przepisów działalność w Hongkongu zakończyła prodemokratyczna grupa Demosisto, która nawoływała do samostanowienia regionu, a także co najmniej dwie grupy proniepodległościowe.

CZYTAJ TAKŻE: Nowe prawo dla Hongkongu przyjęte. "Wchodzi w życie tego samego dnia">>>

Lee zadeklarował, że nie zaprzestanie swojej działalności. Kierowany przez niego Hongkoński Sojusz Wsparcia Patriotycznych Ruchów Demokratycznych w Chinach organizuje m.in. czuwania przy świecach w rocznice masakry na placu Tiananmen w Pekinie i demonstracje prodemokratyczne oraz nawołuje do przemian politycznych w kraju.

- Jeśli zaczniemy się wycofywać i autocenzurować, porzucimy nasze zasady i demokratyczne ideały. Nie sądzę, że powinniśmy się ich wyrzekać, choć nie wiemy, kiedy przekroczy to czerwoną linię partii komunistycznej i kiedy postanowi ona nas odstraszyć lub stłumić naszą działalność - powiedział Lee.

Autorka/Autor:kris//rzw

Źródło: PAP

Tagi:
Raporty: