Władze samozwańczej Ługańskiej Republiki Ludowej (ŁRL) ogłosiły wojnę z "nierobami". - Kto nie pracuje, ten nie będzie miał prawa do pomocy humanitarnej - zapowiedziała tamtejsza "minister pracy i polityki społecznej" Swietłana Małachowa. O tym, że pomoc humanitarna w Donbasie nie trafia do najbardziej potrzebujących, media ukraińskie informują od dawna. O jej kradzież był oskarżany także przywódca ŁRL Igor Płotnicki.
"Minister pracy i polityki społecznej" tzw. Ługańskiej Republiki Ludowej Swietłana Małachowa zapowiedziała, że na pomoc humanitarną nie będą mogli liczyć ci, którzy nie chcą wykonywać robót publicznych.
- W centrum zatrudnienia ŁRL jest zarejestrowanych 17 tys. osób. Z nich zaledwie tysiąc pracuje społecznie. Osoby, które nie pracują i siedzą w domu, niech nie przychodzą do administracji po pomoc humanitarną. Wydaliśmy zalecenie wszystkim szefom administracji regionalnych, by kierowali bezrobotnych do miejscowych ośrodków zatrudnienia. Ci, którzy nie będą chcieli pracować, pomocy nie otrzymają - powiedziała Małachowa podczas posiedzenia "ługańskiego gabinetu ministrów".
Praktyka wykonywania robót publicznych w zamian za chleb obowiązuje już w mieście Brianka w obwodzie ługańskim. Informowały o tym lokalne portale.
Pomoc zalega w magazynach
Przychylne prorosyjskim rebeliantom regionalne media relacjonują, że jednym z największych dostawców pomocy humanitarnej do Donbasu jest Rosja.
23 lipca granicę ukraińską przekroczył kolejny, 33. konwój rosyjski. Pierwszy został wysłany w sierpniu zeszłego roku.
Rządowa "Rossijskaja Gazieta" napisała, że "potrzebujący mieszkańcy Ługańskiej Republiki Ludowej Donbasu otrzymają tym razem 500 ton pomocy humanitarnej, w tym mąkę, makaron, ryż, różne rodzaje kasz i konserwy".
"40 tys. rodzin w ŁRL otrzyma paczki z żywnością. Rosja wyśle do Ługańska także 16 ton leków" - relacjonowała "Rossijskaja Gazieta".
Tymczasem mieszkańcy Donbasu na portalach społecznościowych alarmują, że duża część ładunków z konwojów humanitarnych składowana jest w magazynach i nie trafia do potrzebujących.
Mieszkający w Doniecku dziennikarz, posługujący się nickiem Pauluskp, opisał na swojej stronie "Archiwum dziennikarza", że w marcu, w jednym z miejskich magazynów, zgromadzono ok. 1,5 tysiąca ton produktów spożywczych, w tym mąki, makaronów, czekolady i ryżu.
"Te produkty są najtańsze"
Rosyjski portal rosbalt.ru napisał o procederze z pomocą humanitarną w Ługańsku.
"Bardzo często na miejscowych bazarach można spotkać asortyment podobny do tego, który znajduje się w rosyjskich ciężarówkach przewożących pomoc humanitarną. Sprzedawcy na rynkach przekonują, że sami przywieźli towar z Rosji. Na pytanie: dlaczego produkty są takie same, odpowiadają: są przecież najtańsze" - relacjonował rosbalt.ru.
Dziennikarz portalu zauważył także podobne produkty w sklepach, sprzedawane zazwyczaj bez etykietek.
O kradzież rosyjskiej pomocy humanitarnej były oskarżane m.in. władze samozwańczej Ługańskiej Republiki Ludowej, w tym jej przywódca Igor Płotnicki.
O tym, że jest on zamieszany w ten proceder informowali m.in. kozacy ze Stachanowa pod Ługańskiem, którymi dowodzi weteran wojny czeczeńskiej Paweł Driomow. Zaapelowali do władz rosyjskich, by "zrobiły z Płotnickim porządek".
Władze w Kijowie utrzymują, że konwoje z Rosji przekraczają granicę Ukrainy nielegalnie i dostarczają rebeliantom - oprócz makaronu czy cukru - także broń i paliwo.
Autor: tas/tr / Źródło: Inforesist, rosbalt.ru