Nigdy nie był w wojsku, chciałby dozbrajać Ukrainę. Pentagon ma nowego szefa


Zgodnie z oczekiwaniami Senat zatwierdził w czwartek kandydata prezydenta Baracka Obamy Ashtona (Asha) Cartera na szefa Pentagonu. Oczekuje się, że Carter może w większym stopniu niż jego poprzednik Chuck Hagel opowiadać się za użyciem sił zbrojnych USA za granicą.

Za przyjęciem nominacji Cartera głosowało aż 93 senatorów, a więc także ogromna większość opozycyjnych wobec administracji Obamy republikanów. Przeciw było tylko 5 senatorów ze 100-osobowego składu Senatu.

Obama zadowolony

Carter będzie już czwartym sekretarzem obrony za czasów prezydentury Obamy (przed Haglem Pentagonem kierowali Robert Gates i Leon Panetta). Prezydent USA wyraził zadowolenie z "przytłaczającego ponadpartyjnego" poparcia dla Cartera.

"Jego wieloletnie doświadczenie pomoże mu utrzymać silną armię, w czasach gdy kontynuujemy walkę z siatkami terrorystycznymi, modernizujemy nasze sojusze i inwestujemy w nowe zasoby, tak aby nasze siły zbrojne były przygotowane do długoterminowych zagrożeń" - oświadczył Obama po głosowaniu w Senacie.

Jednym z pierwszych zadań Cartera będzie przekonanie Kongresu do przyjęcia nowej ustawy upoważniającej do użycia siły przeciw organizacji Państwa Islamskiego (IS) w Iraku i Syrii w większym niż dotychczas zakresie. Dotychczasowe działania USA przeciw IS są prowadzone na podstawie ustawy przyjętej po zamachach z 11 września 2001 roku i wielu ekspertów uważa, że nie jest to wystarczająca podstawa prawna. Obama wystąpił w środę do Kongresu o nowe upoważnienie.

Nie był w wojsku, specjalizuje się w uzbrojeniu

60-letni Carter, choć nigdy nie służył w wojsku, jest wieloletnim i szanowanym urzędnikiem Pentagonu, specjalistą ds. uzbrojenia. Był wiceministrem obrony zarówno za czasów Leona Panetty, jak i Hagla (od października 2011 do grudnia 2013 roku). Odpowiadał m.in. za zakupy broni oraz likwidację przestarzałego i nieefektywnego sprzętu. Oczekuje się, że Carter może w większym stopniu niż Hagel opowiadać się za użyciem amerykańskich sił zbrojnych za granicą. Podobnie jak Panetta, był zwolennikiem wcześniejszego i bardziej zdecydowanego zaangażowania USA w wojnę domową w Syrii.

Po nominacji Cartera mówiono, że jest on "niezależny i asertywny" i zapewne silniej niż Hagel będzie artykułował swoje zdanie. Dał temu wyraz już podczas przesłuchania w Senacie tydzień temu, ujawniając, że "bardzo skłania się" ku dostarczeniu Ukrainie przez USA sprzętu wojskowego, w tym broni defensywnej, by pomóc Kijowowi w walce ze wspieraną przez Rosję rebelią na wschodzie kraju. Ponadto zapowiedział, że rozważy zmianę obecnych planów administracji USA wycofania wszystkich żołnierzy USA z Afganistanu do końca 2016 roku, gdyby pogorszyła się sytuacja w dziedzinie bezpieczeństwa.

Niemniej, tak jak i jego poprzednikom, Carterowi może być trudno przebić się do grona najbliższych współpracowników Obamy w Białym Domu, którzy ustalają główne założenia polityki zagranicznej USA.

Decyzja pod presją

Od początku Carter był uważany za jednego z głównych kandydatów do zastąpienia Hagla, który ogłosił rezygnację po niespełna dwóch latach kierowania Pentagonem. Media spekulowały, że Hagel decyzję tę podjął pod presją, na prośbę prezydenta. Twierdzono, że jego odejście miało związek przede wszystkim z krytyką strategii USA wobec zagrożenia ze strony Państwa Islamskiego. Generalnie Hagel jako minister obrony był postrzegany jako zbyt bierny.

- Zgodziłem się przyjąć nominację (...) ze względu na powagę strategicznych wyzwań, jakie przed nami stoją - tłumaczył Carter w dniu, gdy Obama ogłosił jego nazwisko. Jak dodał, te wzywania to zapewnienie, że Ameryka pozostanie "bezpiecznym miejscem", i zagwarantowanie "lepszej przyszłości dla naszych dzieci".

Carter studiował fizykę oraz historię średniowiecza na uniwersytecie Yale, a także uzyskał tytuł doktora fizyki teoretycznej na uniwersytecie oksfordzkim. Zanim trafił do Pentagonu, przez 20 lat pracował jako naukowiec.

Autor: pk//gak / Źródło: PAP