Od dwóch tygodni niemiecka policja prowadzi poszukiwania zabójcy 38-letniego Polaka. Jego ciało zostało znalezione na wyspie Sylt na Morzu Północnym, znanej z wielu atrakcji turystycznych. Portal dziennika "Bild", który opisuje szczegóły sprawy, donosi, że mężczyzna od siedmiu lat regularnie przyjeżdżał na wyspę, pracując tam jako malarz.
Jak opisuje portal, 16 marca o godzinie 9:54 pieszy wezwał policję, ponieważ na polnej drodze niedaleko kempingu Westerland znalazł czarnego volkswagena passata, którego wnętrze zostało spryskane pianą gaśniczą.
Kiedy policjanci otworzyli samochód, odkryli na tylnym siedzeniu zwłoki mężczyzny z plastikową torbą naciągniętą na głowę.
"Od siedmiu lat regularnie przyjeżdżał na Sylt"
"Mała wyspiarska wioska Tinnum jest przerażona" - pisze "Bild". Polak wynajmował tam pokój na piętrze budynku mieszkalnego, "od siedmiu lat regularnie przyjeżdżał na Sylt, pracując tu jako malarz".
Jego znajomi powiedzieli gazecie "Bild am Sonntag", że osierocił żonę i dwójkę dzieci. Malarz pracował w Niemczech na rodzinę i jak każdy "dumny ojciec chętnie pokazywał zdjęcia swoich dzieci, ostatni raz był w domu pod koniec lutego" - czytamy.
"W zeszłym tygodniu policja przeczesała cały teren, najwyraźniej szukając narzędzia zbrodni oraz kluczyka do samochodu, który zniknął. Sprawca najwyraźniej chciał zatrzeć ślady za pomocą piany gaśniczej" - pisze portal. "Jak na razie z sukcesem" - dodaje.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: B.Dpunkt/Shutterstock