Rosyjskie media odnotowały wystąpienie Baracka Obamy, w którym zapowiedział on walkę z radykalnym Państwem Islamskim, przypominając, że najpierw Stany Zjednoczone wspierały rebeliantów i członków ISIL w Syrii, a teraz usiłuje walczyć z tymi samymi siłami w Iraku.
"Oświadczenie Obamy, który ignorował otrzymanie zgody Kongresu i Rady bezpieczeństwa ONZ w tym temacie jest, według ocen obserwatorów, bezprecedensowo radykalne. W 15-minutowym oświadczeniu prezydent Stanów Zjednoczonych wypowiedział wojnę Państwu Islamskiemu" - pisze w czwartek "Rossijskaja Gazieta".
"W ocenie ekspertów słowa i argumenty przypominają retorykę Obamy z czasu wysyłania amerykańskich wojsk do Afganistanu na początku jego pierwszej kadencji. Jak wiadomo, amerykańskiej misji w tym kraju nie można uznać za udaną: zagrożenie dla stabilności i bezpieczeństwa samego Afganistanu i całego regionu nie tylko nie zostało "zdjęte z agendy", ale jeszcze wzrosło w wyniku nadzwyczajnej aktywności bojówkarzy z organizacji islamistycznych" - podkreśla "Rossijskaja Gazieta".
Rosyjski tabloid "Moskowskij Komsomolec" poświęca wiele miejsca oświadczeniu Baracka Obamy podkreślając, że amerykański prezydent nie szuka pomocy w walce z kalifatem u Rosji. "W 1945 roku nazizm został pokonany wspólnymi siłami ZSRR i Zachodu. Dobrze, że ISIL swoją siłą jednak nie dorównuje Hitlerowi".
"(...) brodacze walczą przeciwko wszystkim: rządom Iraku i Syrii, syryjskiej opozycji prozachodniej i konkurentom-islamistom, związanym z Al-Kaidą, odcinają głowy amerykańskim jeńcom i zapowiadają, że utopią USA we krwi, grożą Rosji, w podobnym stopniu nienawidzą Iran i Izrael. To idealny wspólny wróg, którego istnienie powinno jeśli nie jednoczyć, to przynajmniej skłonić do wspólnej dyskusji, jak mu się przeciwstawić" - czytamy w "Moskowskim Komsomolcu".
"Sądząc jednak po tym, co powiedział prezydent USA w orędziu związanym z 13. rocznicą ataków z 11 września 2001 roku o walce z Państwem Islamskim, Biały Dom jeszcze nie do końca zrozumiał powagę sytuacji" - pisze dziennikarz "Moskowskiego Komsomolca". Podkreśla, że przemówienie Baracka Obamy przypominało słowa Władimira Putina z września 1999 roku, który po wybuchach w wieżowcach w Moskwie powiedział o terrorystach czeczeńskich: "Wytropimy ich wszędzie. Będą na lotnisku - znajdziemy ich na lotnisku. I, proszę wybaczyć, nawet w kiblu ich dorwiemy i w tym kiblu ukatrupimy".
"Obama nie wspomniał o kiblu, ale obiecał, że bez wahania rozpocznie działania przeciwko Państwu Islamskiemu w Syrii i w Iraku. Brzmiało to bardzo efektownie. Ale pozostało wiele pytań" - pisze "Moskowskij Komsomolec".
Dziennik podkreśla, że w koalicji antyterrorystycznej Stany Zjednoczone nie widzą Rosji, Iranu ani Syrii Asada. Uznaje dzielenie świata przez Obamę na "owce i kozłów" jest przejawem amerykańskiej pychy i politycznej krótkowzroczności i zamiast wykorzystać pojawienie się wspólnego wroga, by "spróbować wznieść mosty w rozłamanym świecie, laureat Pokojowej Nagrody Nobla nawet tutaj potrafi wzniecić podziały" - czytamy w tabloidzie. Gazeta podkreśla też, że prezydent Stanów Zjednoczonych nie przejmuje się zbytnio przestrzeganiem prawa międzynarodowego, anonsując naloty na Syrię bez zgody Damaszku.
"Historia kołem się toczy"
Z kolei inny tabloid, "Komsomolskaja Prawda" podkreśla, że Barack Obama przeszedł "zadziwiającą metamorfozę": znów wrócił do pomysłu o bombardowaniu Syrii. "Rok temu planował zrzucić rakiety na syryjskiego prezydenta Baszara al-Asada, którego Stany Zjednoczone postanowiły obalić. Wtedy Obamę w ostatniej chwili udało się powstrzymać dzięki planowi pokojowemu Władimira Putina przewidującemu likwidację broni chemicznej. Teraz prezydent USA grozi nalotami na bojówkarzy z Państwa Islamskiego" - czytamy.
Czy Ameryka nagle pokochała Asada? - pyta "Komsomolskaja Prawda". I odpowiada: "Nie. Zrozumiała, że walczący z Asadem islamiści, którym Stany Zjednoczone przez cały ten czas pomagały na wszelkie sposoby, okazali się "niegrzecznymi chłopcami". Jeszcze gorszymi niż Asad. Odcinają głowy amerykańskim dziennikarzom i przejmują złoża naftowe w sąsiednim Iraku, na które mają chrapkę korporacje z USA".
"Tak już kiedyś było - najpierw USA wykarmiła bojówkarzy-islamistów w Afganistanie w celu walki z ZSRR, a później otrzymała zamachy z 11 września i wypowiedziała wojnę Al-Kaidzie i talibom. Historia się powtarza" - podkreśla prokremlowski dziennik.
Autor: asz / Źródło: rg.ru, kp.ru, mk.ru