Kim Kum-Nyo przysięgła poświęcić wszystkie swoje dzieci jako "ludzkie pociski" dla obrony ukochanego przywódcy. Napędzani nienawiścią robotnicy znacząco zwiększyli wydajność. Cały naród północnokoreański szykował się do "tysiąckrotnej zemsty" na sąsiadach z Południa, mobilizowany przez wzmożoną oficjalną propagandę. Wszystko to zanim w poniedziałek zawarto porozumienie, które daje szanse na złagodzenie napiętej sytuacji na Półwyspie Koreańskim.
We wtorek Korea Południowa poinformowała, że wyłączyła głośniki, z których nadawała propagandowe informacje na granicy z Koreą Północną. To efekt zawartego w poniedziałek porozumienia w sprawie złagodzenia ostatniego kryzysu między państwami koreańskimi.
Potężna broń psychologiczna
- Zgodnie z ustaleniami audycje zostały wstrzymane o godz. 12 czasu lokalnego (godz. 5 czasu polskiego) - powiedział agencji EFE rzecznik ministerstwa obrony narodowej w Seulu. Dodał jednak, że głośniki nie zostaną na razie rozmontowane.
W wyniku rozmów mających na celu złagodzenie ostatniego kryzysu Korea Południowa zgodziła się zaprzestać nadawanie przez głośniki materiałów propagandowych w pasie przygranicznym, "chyba że zdarzy się coś niezwykłego".
Te transmisje, uważane za potężną broń w "wojnie psychologicznej" Seulu z Pjongjangiem, były jednym z głównych źródeł ostatniego konfliktu.
Jak Północ gotowała się do wojny
Zanim udało się osiągnąć porozumienie obu Korei, komunistyczny reżim w Pjongjangu zaostrzył krajowy przekaz medialny, chcąc wzmocnić prowojenne nastroje w społeczeństwie. Oprócz tradycyjnego oczerniania sąsiada z południa pojawiły się artykuły, w których opisywano jak obywatele Korei Północnej szykują się do wojny.
Bohaterką publikacji była na przykład Kim Kum-Nyo, która odnowiła przyrzeczenie poświęcenia wszystkich swoich dzieci dla obrony ukochanego przywódcy, chcąc uczynić z nich "ludzkie pociski" i "zamachowców z bombami".
W innym artykule opisywano, jak wzrost napięcia na granicy zmobilizował Koreańczyków z północy do wzmocnienia wysiłków na rzecz "tysiąckrotnej zemsty" na sąsiadach z południa.
Napędzani wojennym zapałem robotnicy znacząco zwiększyli produktywność: pracownicy fabryki ubrań w strefie Kaesong osiągnęli 150 proc. zwykłej wydajności. Z kolei górnicy z Toksan, "napędzani nienawiścią" w trakcie pracy, mieli podwoić wydobycie węgla.
W mediach szeroko prezentowano powszechny zryw młodych ludzi, którzy ochotniczo zgłaszali się do armii - miało ich być ponad milion. Nie zabrakło również zapewnień o międzynarodowym poparciu dla Korei Północnej w obliczu nieuchronnego konfliktu. Wyrazić je miały socjalistyczne partie z Rosji i Beninu. Korea Południowa i Stany Zjednoczone miały natomiast, według reżimowych mediów, spotkać się z szeroką krytyką całego świata za swoje "prowokacyjne działania".
Wzrost napięcia na półwyspie
Korea Południowa wznowiła po 11 latach nadawanie propagandowych informacji w odwecie za podłożenie na początku sierpnia min w strefie zdemilitaryzowanej między państwami koreańskimi. Poważnie raniły one dwóch południowokoreańskich żołnierzy, którzy patrolowali granicę.
Następnie Korea Północna wystrzeliła pocisk w pasie przygranicznym, co rozpoczęło wymianę ognia artyleryjskiego. Pjongjang zagroził też Południu atakiem zbrojonym, jeśli głośniki nie zostaną wyłączone.
W poniedziałek po ponad 30-godzinnym maratonie rozmów w Panmundżom w strefie zdemilitaryzowanej Korea Północna wyraziła żal z powodu wybuchu min, ale wprost nie przyznała się do odpowiedzialności. Pjongjang przystał też na zniesienie ogłoszonego w piątek "quasi-stanu wojny" obowiązującego przy granicy. Z kolei Seul zgodził się na wyłączenie głośników.
Oba państwa koreańskie formalnie pozostają w stanie wojny, ponieważ konflikt zbrojny z lat 1950-1953 zakończył się rozejmem, a nie układem pokojowym.
Autor: mm//rzw / Źródło: PAP, Guardian, tvn24.pl