Pięciu nowych ataków z powietrza dokonano w środę na będące pod kontrolą syryjskich rebeliantów tereny na północnym zachodzie Syrii, gdzie dzień wcześniej w ataku chemicznym zginęło ponad 70 osób - poinformowało Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka.
Mająca siedzibę w Londynie organizacja, dysponująca na terenie Syrii własną siatką informatorów, nie zidentyfikowała samolotów, które przeprowadziły środowe ataki. Nie ma też informacji, czy są ofiary. Dzień wcześniej miał miejsce atak chemiczny na miejscowość Chan Szajchun w prowincji (muhafazie) Idlib i według najnowszych doniesień Syryjskiego Obserwatorium nalot przeprowadziły samoloty należące do syryjskiej armii.
"Niemal na pewno" sarin
Opozycja w Syrii i wiele państw zachodnich winą za atak obarcza reżim prezydenta Baszara el-Asada, który zaprzecza, jakoby stosował broń chemiczną. Według amerykańskich źródeł rządowych w ataku tym użyto sarinu i że "niemal na pewno" było to dzieło sił lojalnych wobec Asada. Doniesienia te potwierdził w środę szef brytyjskiego MSZ Boris Johnson. - Wszystkie dowody, które widziałem, wskazują, że to reżim Asada (...) z pełną świadomością stosuje nielegalną broń wobec swoich ludzi - oświadczył Johnson, który przybył do Brukseli na międzynarodową konferencję dotyczącą pomocy dla Syrii. Turecki minister zdrowia Recep Akdag poinformował w środę, że rząd jego kraju dysponuje ustaleniami, które wskazują, że wtorkowy atak był atakiem chemicznym. Około 30 osób poszkodowanych w ataku zostało zabranych do tureckich szpitali na leczenie. Minister nie poinformował o szczegółach tych ustaleń. Wcześniej w środę ministerstwo obrony Rosji oświadczyło, że w Chan Szejchun syryjskie lotnictwo zbombardowało we wtorek arsenał bojowników, w którym wytwarzano amunicję napełnioną trującymi substancjami chemicznymi.
Autor: /ja / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: UNHCR/Bassam Diab