- Na wschodniej Ukrainie nie ma rosyjskich wojsk - oznajmił rzecznik prezydenta Rosji Dmitrij Pieskow. Wszelkie oświadczenia o ich obecności nazwał "absurdalnymi". Premier Dmitrij Miedwiediew wyraził natomiast nadzieję, iż władze w Kijowie mają "dość rozsądku", aby nie eskalować konfliktu na wschodzie kraju.
- Ukraina jest na krawędzi wojny domowej i to jest niepokojące - stwierdził Miedwiediew na konferencji prasowej po rozmowach z swoimi odpowiednikami z Białorusi i Kazachstanu.
Zachód "puszcza mimo uszu" co mówi Rosja
Rzecznik Władimira Putina w Moskwie odpierał natomiast twierdzenia, że rosyjscy żołnierze działają na wschodzie Ukrainy. Wszelkie oświadczenia o ich obecności nazwał absurdalnymi. Dmitrij Pieskow podkreślił też, że Zachód woli nie słyszeć zapewnień Rosji.
- Żadnych wojsk tam nie ma. Mówił o tym i prezydent, i minister spraw zagranicznych - powiedział Pieskow dziennikarzom. - Zachód, co dziwi, woli nie słyszeć zapewnień Rosji o nieobecności jej wojsk na terytorium Ukrainy - dodał.
- Można jedynie wyrazić zdumienie, że wszystkie oświadczenia strony rosyjskiej są jakby celowo puszczane mimo uszu - powiedział rzecznik.
Władimir Putin powiedział Barackowi Obamie w rozmowie telefonicznej w poniedziałek, że oskarżenia o rosyjską ingerencję na Ukrainie są "bezpodstawne". Biały Dom informował, że w rozmowie z Putinem prezydent Obama wyraził głębokie zaniepokojenie rosyjskimi działaniami na Ukrainie, w tym wspieraniem prorosyjskich separatystów, dążących do destabilizacji kraju i podważenia pozycji władz w Kijowie. Kijów oskarża rosyjskie służby specjalne o kierowanie wydarzeniami na wschodzie kraju.