|

Na nic, poza aborcją, nie mogły wtedy liczyć. Dziś "ocalone" znów są w Polsce, milczą

GettyImages-1240544481
GettyImages-1240544481
Źródło: Getty Images

Noszą w sobie nie tylko traumę. Ich dzieci, pochodzące z gwałtów, będą rodzić się, a może i wychowywać w Polsce. Dzieci z Buczy, z Irpienia, Mariupola i wielu innych ukraińskich miejscowości, których biologicznymi ojcami są rosyjscy żołnierze. "Ocalałe", czyli te kobiety, które przeżyły, muszą znaleźć w sobie siłę, być móc żyć dalej. Mogą liczyć na kompleksową pomoc polskich organizacji pozarządowych, jednak w zdecydowanej większości nie korzystają ze wsparcia. Dlaczego w Polsce jest tak trudno powiedzieć: "zostałam zgwałcona"?

Artykuł dostępny w subskrypcji

Rozmawiam o tym między innymi z Sabihą Husić, szefową organizacji, która od wojny w byłej Jugosławii pomaga kobietom zmagającym się do dziś z wojenną traumą i otacza opieką dzieci, które urodziły się w wyniku gwałtów podczas tej wojny. Husić mówi mi, że dostrzega wiele podobieństw między Polską a Bośnią i Hercegowiną. I opowiadając o tych analogiach, wylicza, co knebluje usta preživjele (w języku bośniackim dosłownie "te, które przeżyły").

O tym, że jest to milczenie na różnych poziomach: systemowym, państwowym, społecznym, również na poziomie społeczności lokalnych, sąsiedztw i wreszcie na poziomie prywatnym, mówi mi dr Jakub Gałęziowski, historyk i badacz. Osoby, z którym rozmawiał do swojej książki przyznawały mu, że to, że wszyscy dookoła wiedzieli, a im nikt nic przez większość życia nie mówił albo wręcz kłamał, jest dla nich trudniejsze niż fakt, że ich ojcem jest Niemiec czy Rosjanin.

Jak radziliśmy sobie w 1945 roku po przejściu Armii Czerwonej i czy historia w tym przypadku może być dla nas nauczycielką? Dość powiedzieć, że wtedy władze zareagowały szybko, ale ograniczyły się do jednej kwestii - aborcji. W relacjach wielu mieszkańców Pomorza pojawia się wątek "aborcyjnych autobusów", które jeździły po kaszubskich wsiach i statku-kliniki, który zawinął do portu w Gdyni.

Jak dziś pomagamy Ukrainkom zmagającymi się z wojenną traumą, doświadczeniem gwałtu? I czy to wystarczy?

***

Działo się to wiosną ubiegłego roku pod Kijowem. Wchodzili do domów w poszukiwaniu kobiet. Wyprowadzali je pod lufami karabinów. Oleg zabrał Nataszę na piętro opuszczonego domu. Daniel z Wiką został na parterze. Oleg gwałcił Nataszę przez półtorej godziny. Daniel wziął jakieś tabletki. Zachowywał się agresywnie, jakby był szalony. Zgwałcił Wikę kilka razy. Natasza po wszystkim doczołgała się do swojego domu. Tam znalazła ciało zastrzelonego przez Rosjan męża. Wika zdołała uciec, gdy było już po wszystkim.

Kilka tygodni później obydwie kobiety zrobiły coś, co zdarza się bardzo rzadko. Zdecydowały się publicznie opowiedzieć o zbrodni, której doświadczyły. Zwierzyły się reporterom stacji Sky News. Ich świadectwo - jak same twierdziły - miało zachęcić inne kobiety do przerwania milczenia.

Wiktoria została zgwałcona przez rosyjskiego żołnierza
Wiktoria została zgwałcona przez rosyjskiego żołnierza
Źródło: Getty Images

A kobiet takich jak one - zgwałconych przez rosyjskich żołnierzy - są zapewne tysiące. Zresztą nie tylko kobiet - również mężczyzn i dzieci.

Strzępy

Z Ukrainy docierają do nas jedynie strzępy informacji, absolutnie niedające rzeczywistego obrazu skali popełnianych na tle seksualnym zbrodni.

6 kwietnia Ludmiła Denisowa, ukraińska rzeczniczka praw człowieka, relacjonowała w telewizji BBC, co działo się w Buczy. 24 kobiety i dziewczynki, w wieku od 14 do 24 lat, zostały uwięzione w piwnicy. Koszmar trwał wiele godzin. Dziewięć z nich zmarło. Denisowa pisała w mediach społecznościowych o tym, że w obwodzie chersońskim została zgwałcona 16-letnia dziewczyna w ciąży i jej 78-letnia babcia. Gwałcono 11-letniego chłopca na oczach przywiązanej do krzesła matki albo czyniono to kobietom na oczach ich dzieci. 20-latkę zgwałcono "na wszystkie możliwe sposoby naraz".

W maju 2022 roku Ludmiła Denisowa poinformowała, że tylko w ciągu jednej doby za pomocą ukraińskiej infolinii psychologicznej 56 osób zgłosiło akty przemocy seksualnej, których sprawcami byli rosyjscy żołnierze. Do większości z nich miało dojść w wyzwalanym przez armię ukraińską obwodzie charkowskim.

23 września 2022 roku Erik Mose, przewodniczący komisji śledczej ONZ ds. Ukrainy, ogłosił, że znaleziono dowody na gwałty rosyjskich żołnierzy na osobach w wieku od 4 do 82 lat. Komisja zebrała relacje od 150 świadków w ukraińskich miastach. Udokumentowano "przypadki, w których dzieci były gwałcone, torturowane i bezprawnie przetrzymywane" - napisano w oświadczeniu.

Berlin. Protest przeciwko gwałtom dokonywanym na Ukrainkach
Berlin. Protest przeciwko gwałtom dokonywanym na Ukrainkach
Źródło: Getty Images

W październiku ubiegłego roku specjalna przedstawicielka ONZ ds. przemocy seksualnej w konfliktach Pramila Patten ujawniła, że organizacja zweryfikowała ponad 100 zgłoszeń z Ukrainy, ale - jak stwierdziła - jest to "wierzchołek góry lodowej", a oszacowanie rzeczywistej skali stosowanej przez Rosjan przemocy seksualnej nie jest możliwe. Dodała, że pierwsze przypadki przestępstw były zgłaszane już po trzech dniach od rozpoczęcia inwazji. Patten nie ma wątpliwości, że żołnierze rosyjscy stosują gwałt jako broń wojenną - ich działania są zaplanowane i zamierzone.

Według szacunków w Polsce przebywa obecnie około dwóch milionów uchodźców z Ukrainy. Głównie są to kobiety, które opuściły tereny objęte działaniami wojennymi. Nie ulega wątpliwości, że wśród nich i te zgwałcone przez rosyjskich żołnierzy.

Infolinia

2 lutego 2023 roku, Gdańsk, okolica dworca kolejowego, ulica Karmelicka 1, Centrum Społeczności. Szyba wystawowa jest udekorowana ukraińskimi flagami. W środku na swoją kolej czekają uchodźczynie (głównie kobiety). Za stołem pracują aktywistki, rozmawiają, coś notują. Na piętrze właśnie trwają zajęcia z asertywności i WenDo - samoobrony dla kobiet. Na parterze, w jednym z pomieszczeń, prezentowana jest wystawa prac fotograficznych Ukrainek, ale to nie wiszące na ścianach zdjęcia są tu najważniejsze. Na stoliku znajdują się trzy staroświeckie telefony.

Podnoszę słuchawkę i słyszę głos Sylwii Chutnik. Czyta relacje kobiet, które doświadczyły przemocy i skorzystały z pomocy infolinii założonej przez Fundację Feminoteka. Wystawa ma promować infolinię dla Ukrainek.

- Jednak telefonów od kobiet zgwałconych przez rosyjskich żołnierzy w zasadzie nie ma albo jest ich bardzo niewiele - przyznaje Jolanta Gawęda z Feminoteki. - Najwięcej kobiet z Ukrainy zwraca się do nas z problemem przemocy domowej, której doświadczały ze strony swoich ukraińskich mężów, partnerów. Paradoksalnie, wojna i konieczność ucieczki przed nią jest dla nich sposobem na wydostanie się z przemocowej sytuacji, w której tkwiły. Odbieramy też telefony od kobiet, które doświadczyły przemocy seksualnej podczas drogi z miejsca zamieszkania do Polski i już w Polsce. Sprawcami często są Polacy - ci, którzy je podwozili, dawali schronienie a także ich polscy partnerzy życiowi, z którymi związały się już po ucieczce. Jesteśmy przygotowane do świadczenia pomocy kobietom zgwałconym podczas działań wojennych, ale póki co nie mamy wielu takich zgłoszeń - twierdzi aktywistka.

Polish Center of Torture Survivors (PCTS) jest organizacją, która pomaga osobom doświadczonych gwałtem wojennym i torturami w związku z wojną, a także prowadzi szkolenia w tym obszarze. Współzałożycielką PCTS jest Izabela Trybus, psychoterapeutka psychoanalityczna z Białegostoku. Potwierdza, że zgłoszeń dotyczących gwałtów, które dokonywane były przez rosyjskich żołnierzy, nie ma wiele.

- Ale to nie znaczy, że osób zmagających się z traumami gwałtu wojennego czy tortur w Polsce nie ma. Jest jeszcze za wcześnie. Osoba, która doświadczyła traumy złożonej, musi mieć czas, aby się otworzyć. Musi mieć zapewnione poczucie bezpieczeństwa, o które tak trudno w sytuacji uchodźczej - zastrzega Izabela Trybus..

Zaznacza, że najpierw takie osoby mogą zgłosić się po pomoc w związku z takimi objawami, jak na przykład lęk, płaczliwość, a dopiero z czasem ujawniać szczegóły doświadczenia. Podkreśla, że w Polsce wciąż potrzebne są szkolenia w tym obszarze, kierowane do różnych grup zawodowych, które mogą mieć codzienny kontakt z uchodźcami wojennymi.

Bruksela. Protest przeciwko gwałtom dokonywanym na Ukrainkach
Bruksela. Protest przeciwko gwałtom dokonywanym na Ukrainkach
Źródło: Getty Images

Patriarchat

- Rzadko która kobieta weźmie słuchawkę, wybierze numer i zgłosi się ze zdaniem: "przeżyłam gwałt" - opowiada mi Sabiha Husić.

Jest szefową organizacji Medica Zenica, która od trzydziestu lat świadczy pomoc kobietom w Bośni i Hercegowinie. Specjalizuje się w leczeniu traum wojennych, przede wszystkim związanych z przemocą seksualną, gwałtem. Otacza również opieką dzieci, które urodziły się w wyniku gwałtów podczas wojny w byłej Jugosławii. Dziś to już dorośli ludzie, mają około trzydziestu lat. Jak czytam na stronie internetowej, w latach 1993-2021 w Bezpiecznym Domu, założonym przez jej organizację, schroniło się w sumie 2412 osób, głównie kobiet i dzieci.

Sabiha łagodnie się uśmiecha, jest spokojna i rzeczowa. Pytam ją, dlaczego kobiety, które doświadczyły gwałtu wojennego w Ukrainie, nie proszą o pomoc w Polsce, chociażby korzystając z infolinii. Mówi, że z jej doświadczenia wynika, iż infolinia jest ważna i potrzebna, ale może okazać się wsparciem niewystarczającym.

- Tym, co okazało się niezbędne, była nasza obecność w terenie, nawiązywanie kontaktu z uchodźcami, z wypędzonymi - tłumaczy aktywistka. - Dawałyśmy możliwość indywidualnych rozmów z kobietami, obojętnie w jakiej sprawie. I dopiero po tym, kiedy nawiązana została relacja oparta na zaufaniu, zaczynały mówić o traumie związanej z gwałtem.

Sabiha Husić podkreśla, jak trudno jest kobiecie o tym mówić.

- W Bośni i Hercegowinie patriarchat silnie wpływa na myślenie o kobietach, że to one są winne lub przyczyniły się czy też sprowokowały gwałt. To pierwszy powód milczenia kobiet. Drugim powodem jest stygmatyzacja. Strach o to, jak rodzina się zachowa, jak zareaguje, kiedy się dowie, jak zareaguje otoczenie. Dominujące jest oczywiście w tym wszystkim poczucie wstydu. To przeświadczenie kobiet, że będą naznaczone na całe życie, nie tylko one, ale także ich dzieci, cała rodzina. To dlatego tak trudno kobietom zacząć o tym mówić - wyjaśnia.

Sabiha była ostatnio w Polsce, dzieliła się swoimi doświadczeniami z polskimi aktywistkami, które świadczą pomoc Ukrainkom. Ocenia, że sytuacja jest u nas podobna jak w Bośni i Hercegowinie - funkcjonujące tabu, dotyczące przemocy seksualnej, utrudnia lub wręcz uniemożliwia rozmowę o gwałcie. W efekcie zmagające się z traumą kobiety utwierdzają się w przekonaniu, że należy na ten temat milczeć.

Sabiha Husić
Sabiha Husić
Źródło: Getty Images

W sieci kłamstw

"Słoń w salonie" - wyrażenie to jest znane w języku angielskim jako metafora problemu, o którym wszyscy wiedzą (trudno nie zauważyć słonia w salonie), ale nikt nie chce zwrócić na niego uwagi, więc bywalcy owego salonu zgodnie udają, że go nie widzą, zachowując tym samym swoiste poczucie komfortu.

Sformułowanie to weszło do użycia w dyskursie naukowym w kontekście badań nad Holokaustem i międzypokoleniową traumą wśród Żydów. Dr Jakub Gałęziowski, historyk zastosował je w swoich badaniach nad polskimi dziećmi urodzonymi z powodu wojny (Children Born of War - CBOW). Co oczywiste, najczęściej - choć nie zawsze - są to dzieci urodzone w wyniku gwałtów.

- To jest milczenie na różnych poziomach: systemowym, państwowym, społecznym, również na poziomie społeczności lokalnych, sąsiedztw i wreszcie na poziomie prywatnym - tłumaczy historyk. - "Słoń" działa w różnych warstwach jednocześnie, a warstwy te wzajemnie się przenikają. Jest także tak zwane milczenie strategiczne, gdy niepodejmowanie takiego czy innego tematu jest decyzją świadomą, w przekonaniu osób je wybierających ma ochronić osobę, która mogłaby czuć się dotknięta na skutek rozmowy na dany temat. Spotykałem się z taką postawą wielokrotnie: "to wszystko prawda, ale nic panu na ten temat nie powiem".

Gałęziowski jest autorem książki "Niedopowiedziane biografie" poświęconej dzieciom urodzonym w wyniku związków polskich kobiet z żołnierzami podczas działań wojennych i tuż po ich zakończeniu. Podczas swoich badań przeprowadzał wywiady z polskimi CBOW i ich rodzinami.

- Czułem obecność "słonia w salonie". Osoby, które urodziły się w wyniku działań wojennych, których biologicznym ojcem był na przykład niemiecki okupant, wspominały, że nie jest dla nich największym problemem pochodzenie. Dzisiaj mają po siedemdziesiąt kilka lat i najbardziej dotyka ich kwestia milczenia, niektórzy używali określenia "okłamywania". To było dla nich najtrudniejsze, a nie fakt, że ich ojcem był Niemiec czy Rosjanin. Źródłem cierpienia i rozczarowania jest dla nich to, że przez długie lata tkwili w sieci kłamstw, przemilczeń i dopiero w dojrzałym wieku dowiedzieli się, jaka była prawda. Mało tego, dowiedzieli się także, że wszyscy dokoła o tym wiedzieli, a nikt im tego nie powiedział - opowiada naukowiec.

Wstyd

Wiola Rębecka, psychoanalityczka specjalizująca się w pracy z kobietami doświadczającym traumy po gwałcie, pracująca w Nowym Jorku, prowadziła badania i świadczyła pomoc kobietom na całym świecie, w wielu miejscach, gdzie przemocy seksualnej używano podczas działań zbrojnych. Twierdzi, że jest jeden wspólny mianownik, kulturowe uniwersum dotyczące gwałtu, również wojennego.

Wiola Rębecka jest autorką książki "Rape: A History od Shame. Diary of the Survivors"
Wiola Rębecka jest autorką książki "Rape: A History od Shame. Diary of the Survivors"
Źródło: Archiwum prywatne

- To jest potworne poczucie wstydu. To dotyczy wszystkich kobiet, które tego doświadczyły i doświadczają, zarówno teraz w Ukrainie, jak i w krajach byłej Jugosławii czy na przykład w Rwandzie lub Kongo - precyzuje.

To poczucie wstydu ma ścisły związek, można wręcz powiedzieć, że wynika z patriarchalnego stosunku do zbrodni gwałtu. Objawia się przyznawaniem ofierze atrybutu "hańby". Gwałciciel nie hańbi siebie, on "hańbę" pozostawia w ciele zgwałconej kobiety.

W Kongu zgwałcona kobieta jest skazana na społeczne wykluczenie do tego stopnia, że opuszcza ją rodzina, przyjaciele i znajomi. Istnieje społeczne przyzwolenie na kolejne "hańbienie" kobiety raz już "zhańbionej" i w związku z tym "nieczystej". Antoinette, jedna z bohaterek książki Wioli Rębeckiej ("Rape: A History of Shame. Diary od the Survivors", pol. "Gwałt. Historia wstydu. Dziennik ocalałych") pierwszy raz została zgwałcona przez żołnierzy w wieku czternastu lat. W opublikowanej w książce relacji mówi: "Zgwałcona kobieta przestaje istnieć".

Wtedy jej ciało staje się łatwym łupem dla mężczyzn. Antoinette została potem zgwałcona jeszcze kilka razy. Kolejny raz przez policjanta, który w zasadzie może to teraz robić bezkarnie.

Antoinette ma dwoje dzieci pochodzących z gwałtów. Jaka sama mówi, są one jej radością.

Musi je jednak chronić. W wielu krajach afrykańskich, między innymi w Kongu, "hańba" zgwałconej przechodzi na następne pokolenie. To dość powszechne przekonanie w tej części świata.

- Historia Antoinette była dla mnie porażająca - opowiada Wiola Rębecka, która rozmawiała z Antoinette w 2019 roku. - Między innymi dlatego, że uzmysłowiłam sobie, że gwałt wcale nie musi być jednorazowym doświadczeniem, że są miejsca na Ziemi, które można nazwać piekłem - bo dla takich kobiet jak Antoinette, Kongo jest piekłem. Że ta dziewczyna codziennie musi podejmować decyzję, czy wyjść z domu w poszukiwaniu jedzenia i narazić się na niebezpieczeństwo, czy zostać i patrzeć, jak głodują jej dzieci.

Antoinette
Antoinette
Źródło: Sowers of Hope

Choć Kongo może wydawać się odległe geograficznie od Europy, od ogarniętej wojną Ukrainy, to przecież mechanizm jest ten sam - wciąż wielu ludzi traktuje zgwałconą kobietę jak "nieczystą", "zhańbioną" czy "grzeszną". Takie słowa pogłębiają wstyd zgwałconej kobiety i utwierdzają ją w przekonaniu, że na ten temat należy milczeć.

Podobnie jest w Polsce.

18 listopada 2015 roku w Katedrze pw. św. Michała Archanioła i św. Floriana Męczennika na warszawskiej Pradze obchodzono uroczyście rocznicę śmierci błogosławionej Karoliny Kózkówny - dziewczyny porwanej w 1914 roku przez rosyjskiego żołnierza. Zamordował ją, ale nie zgwałcił. Dziewictwo Karoliny potwierdziła specjalnie powołana komisja, dokonując sekcji zwłok. Uznano, że Kózkówna zdołała się obronić, że walczyła w obronie "czystości".

- Błogosławiona Karolina wolała umrzeć niż zgrzeszyć - głosił z ambony ks. Janusz Kopczyński, Duszpasterz Akademicki Diecezji Prasko-Warszawskiej.

Albo inny przykład: 11 czerwca 2022 roku w archikatedrze wrocławskiej beatyfikowano dziesięć zakonnic ze Zgromadzenia Sióstr św. Elżbiety. Błogosławione poniosły śmierć w czasie II wojny światowej z rąk żołnierzy Armii Czerwonej.

Jak czytamy w oficjalnych biogramach beatyfikowanych sióstr, jedna z nich została zgwałcona. Pozostałe zakonnice "stawiały opór", "broniły siebie i innych sióstr przed pohańbieniem", "walczyły do końca, by zachować czystość".

- Jest to dla mnie wstrząsające, że w oficjalnym liście diecezjalnym, napisanym w 2022 roku przy okazji beatyfikacji zakonnic ze Zgromadzenia Sióstr św. Elżbiety, nie pada słowo "gwałt" - komentuje historyk Jakub Gałęziowski, który w ramach pracy badawczej analizuje dokumenty. - Mówi się jedynie o "agresji wobec kobiet". Mam wrażenie, że to słowo ciągle jest uważane za "brzydkie" więc biskup nie może go użyć, bo się zbruka.

A Ukrainian woman walks pass destroyed Russian military machinery in the areas recaptured by the Ukrainian army in the city of Bucha, Ukraine, 03 April 2022
A Ukrainian woman walks pass destroyed Russian military machinery in the areas recaptured by the Ukrainian army in the city of Bucha, Ukraine, 03 April 2022
Źródło: ATEF SAFADI/EPA/PAP

Dom występku

Traumy wojenne wynikające z przemocy seksualnej to problem, z którym - najczęściej nieświadomie - zmagamy się na co dzień. To doświadczenie naszych babć, matek, które mieszkały na terenach "wyzwalanych" przez Armię Czerwoną. Ich traumy - zgodnie z najnowszym stanem wiedzy - zapisały się w materiale genetycznym i zostały nam przekazane.

Warto więc spojrzeć wstecz i zadać jakże aktualne pytanie: Jak radziliśmy sobie w 1945 roku po przejściu Armii Czerwonej i czy historia w tym przypadku może być dla nas nauczycielką?

- W 1945 roku władze zareagowały szybko, ale ograniczyły się do jednej kwestii. Chodzi o aborcję. Powoływano komisje, które - na podstawie samych oświadczeń zgwałconych kobiet - umożliwiały przeprowadzenie legalnego zabiegu w ekspresowym tempie, bez zbędnych formalności - odpowiada dr Gałęziowski.

- Zdecydowano się wówczas bez postępowania prokuratorskiego dać wiarę zgwałconym kobietom, które stawiały się przed komisją, zwykle trzyosobową - opowiada historyk. - Komisja przyjmowała zeznanie od kobiety, którą od razu kierowano na zabieg. To działo się błyskawicznie, od momentu stawienia się przed komisją do zabiegu upływało kilka dni.

W relacjach wielu mieszkańców Pomorza pojawia się wątek "aborcyjnych autobusów", które jeździły po kaszubskich wsiach i statku-kliniki, który zawinął do portu w Gdyni. Miały to być inicjatywy Szwedzkiego Czerwonego Krzyża. Szwedzi świadczyli wówczas rzeczywiście pomoc medyczną i materialną - są na to twarde dowody w postaci dokumentów. W pamięci zbiorowej pozostał jednak wyraźny ślad po dokonywanych wówczas przez nich aborcjach "na życzenie". W tym przypadku żadne dokumenty się nie zachowały.

- Poza umożliwieniem szybkiej aborcji, w 1945 roku ze strony państwa kobiety te nie mogły liczyć na żadną pomoc - kontynuuje dr Gałęziowski. - Ani medyczną, ani materialną, nie mówiąc o wsparciu psychologicznym. Nie diagnozowano wówczas traumy.

Domy, z których mogły korzystać zgwałcone kobiety, szczególnie te, które zaszły w ciążę, a potem samotnie wychowywały dzieci, zaczęły powstawać kilka miesięcy po zakończeniu działań wojennych (z oficjalnych dokumentów wynika, że w 1947 roku w Polsce funkcjonowały 34 domy dla samotnych matek z dziećmi). Pierwszy taki ośrodek jesienią 1945 roku utworzył w Słupsku ksiądz Jan Zieja, były kapelan Szarych Szeregów, uczestnik Powstania Warszawskiego, późniejszy działacz opozycyjny, jeden z założycieli Komitetu Obrony Robotników.

- Sam był świadkiem gwałtów czerwonoarmistów podczas pracy przymusowej w Niemczech - mówi dr Jakub Gałęziowski. - W jednym ze wspomnień czytamy, że udało mu się obronić jedną kobietę przed gwałtem. Miał świadomość problemu i po powrocie do Polski chciał pomagać zgwałconym. Była to jego indywidualna, oddolna inicjatywa, nie czynił tego z ramienia hierarchicznego Kościoła. Wielokrotnie prosił biskupów o pomoc, jednak nigdy jej nie otrzymał. Co więcej, jego decyzja o założeniu takiego domu była wówczas kontrowersyjna, niezrozumiała.

Jakub Gałęziowski w "Niedopowiedzianych biografiach" cytuje wspomnienie o tym, co na temat Domu Matki i Dziecka mówił prałat słupskiej parafii, ksiądz Henryk Hilchen. W kazaniach czynił aluzje do "domu występku", miał nawet powiedzieć do jednej z pensjonariuszek: "ku...cie się, a potem jest nieszczęście".

2805N215X F16 PROTESTY
Milczące protesty przeciw gwałtom dokonywanym przez Rosjan w Ukrainie
Źródło: TVN24

Nawet żartowałyśmy

Zarówno Sabiha Husić, jak i Wiola Rębecka są zaangażowane w szkolenia pracowników polskich organizacji pozarządowych, które starają przygotować się do świadczenia specjalistycznej pomocy osobom uchodźczym doświadczającym traumy wojennej. Również tej, która wynika z doświadczenia gwałtu.

Sabiha Husić zakrywa włosy hidżabem - jest muzułmanką i jednocześnie aktywistką feministyczną. Gdy rozpoczęła się wojna w Jugosławii, miała 22 lata. Mieszkała w miasteczku Vitez. W kwietniu 1993 roku wkroczyli do niego żołnierze chorwaccy - co istotne w tamtych warunkach - katolicy. Rodzina Sabihy - muzułmanie - znalazła się w niebezpieczeństwie. Jej ojciec został ranny. Postanowili uciekać.

Ukrywali się, zmierzając powoli do miasta Zenica. Pokonanie 15-kilometrowej odległości zajęło im 23 dni. Sabiha znalazła się w obozie dla uchodźców w Zenicy.

- Byłam pełna wiary w to, że wojna się szybko skończy, że to przecież niemożliwe, żeby trwała długo - wspomina dyrektorka znanego dzisiaj na świecie ośrodka dla "ocalałych". - Wtedy powiedziałam sobie: "Mój Boże, to jest wojna. Nie wiadomo, kiedy się skończy. My tu czegoś wyczekujemy. Musimy być aktywni, a nie tylko biernie czekać na informacje z frontu". Wywalczyłam dla nas - kobiet, które uciekły przed działaniami wojennymi - małe pomieszczenie, w którym wspólnie spędzałyśmy czas, opowiadałyśmy sobie różne historie, przygotowywałyśmy posiłki. Niekiedy nawet żartowałyśmy.

Pewnego razu obóz odwiedziły kobiety z istniejącej już wtedy organizacji Medica Zenica. Spytały: "A co ty robisz z tymi kobietami?". Powiedziałam, że próbujemy jakoś żyć normalnie, choć wszystkie uratowałyśmy się przed śmiercią. Nie wiedziałam wtedy nic o traumie, o tym, jak się ją leczy, jakie kroki należy przedsięwziąć. Nie wiedziałyśmy, jak sobie radzić z jej skutkami. Wtedy dziewczyny z Medcia Zenica - to było nasze pierwsze spotkanie - powiedziały mi: "To, co ty robisz z tymi kobietami, to jest dokładnie to, co należy robić, żeby uwierzyć w swoją siłę i dalej żyć". Zaprosiły mnie, żebym odwiedziła ich ośrodek.

- Zaczęło się więc od czegoś absolutnie zwyczajnego, wspólnego spędzania czasu? - pytam Sabihę.

- Tak. Od czegoś zwyczajnego - odpowiada.

archiwum dla Łukasza
Natalia Izdebska, radna z Irpienia, o rosyjskich zbrodniach wojennych
Źródło: TVN24

Gest

Pytam także bośniacką aktywistkę, co my Polacy powinniśmy teraz zrobić, by pomóc kobietom z Ukrainy, które przybywają do naszego kraju ze swoją traumą, z dziećmi pochodzącymi z gwałtów albo rodzą te dzieci w polskich szpitalach.

Odpowiedź jest dość skomplikowana, a zarazem bardzo prosta.

Sabiha tłumaczy, że trzeba jak najwięcej o tym mówić, w końcu przestać milczeć, nie zachowywać się, jakby problemu nie było. Podkreślać, że kobieta w tej sytuacji nie ponosi żadnej, absolutnie żadnej winy, że winny jest zawsze tylko i wyłącznie sprawca. Musimy otwarcie mówić, że każdej kobiecie może się coś takiego zdarzyć i mogło się zdarzyć, jeżeli znalazła się w strefie wojennej, gdzie gwałtu często używa się jako broni wojennej. Że kobiety, które to przetrwały, zasługują na opiekę i szacunek, tak samo jak weterani wojenni. Musimy podkreślać fakt, że mają siłę, żeby żyć dalej po tak ciężkim, traumatyzującym doświadczeniu. 

Sabiha celowo posługuje się terminem preživjele (w języku bośniackim dosł. "te, które przeżyły"), by wskazać na ich siłę. Podobnie zresztą jak Wiola Rębecka, która używa pojęcia "survivor" (ang. "ta, która przetrwała"). Polskim odpowiednikiem tego pojęcia jest określenie "ocalała".

A jeśli chodzi o dzieci narodzone z gwałtów, jak podkreśla Sabiha, musimy zaakceptować każde z nich. Musimy je przyjąć do naszej wspólnoty. No i nie powinniśmy robić tematu tabu z tego, że te dzieci się rodzą.

- Ale co może zrobić tak zwany zwykły człowiek w życiu codziennym? Moja sąsiadką jest Ukrainką, spotykam ją czasem przy wyrzucaniu śmieci. Uśmiechamy się do siebie, mówimy dzień dobry. Nie mam pojęcia, co przeżyła, być może potrzebuje pomocy, może zmaga się z traumą. Nie wiem… Co mogę zrobić? - pytam.

Sabiha zgadza się, że to dylemat, jak i co powiedzieć.

- Na pewno nie pomogłoby, gdybyś powiedział: "Zauważam, że doświadczyłaś gwałtu. Jak mogę ci pomóc?". Musimy kontrolę zostawić w rękach samych kobiet, które przeżyły gwałt. To one muszą zadecydować o tym, czy i kiedy zaczną mówić, i komu to powiedzą. Naszym zadaniem jest stworzenie bezpiecznego otoczenia, by mogły zacząć o tym mówić.

- Więc co konkretnie mogę zrobić?

Sabiha wspomina o "czymś zupełnie zwyczajnym", nawiązując do swojej historii - do tego, jak zaczęło się jej pomaganie, czyli od wspólnego spędzania czasu z kobietami zmagającymi się z traumą.

- Możesz porozmawiać, spytać na przykład, jak się jej żyje, czy w jakikolwiek sposób możesz pomóc. Ukrainki żyjące w Polsce już w pewnym sensie zintegrowały się z otoczeniem, ale ich trauma jest żywa i nigdy nie wiadomo, kiedy eksploduje. Bardzo ważny jest pierwszy kontakt, by pokazać, że szanujesz tę kobietę, nawet przy wyrzucaniu śmieci.

Sabiha Husić uważa, że dzisiaj łatwiej jest zostać ekspertem niż okazać wrażliwość i zdobyć się na zwyczajny ludzki gest. A to właśnie ta wrażliwość i ten zwyczajny gest bywają najważniejsze. Od niego może rozpocząć się leczenie traumy wojennej.

Kraków. Protest przeciwko gwałtom dokonywanym na Ukrainkach
Kraków. Protest przeciwko gwałtom dokonywanym na Ukrainkach
Źródło: Getty Images

W milczeniu

Wiosna 2022 roku, przez granicę w Medyce przechodzą uchodźczynie z Ukrainy.

Tatiana ma 17 lat i długie czarne warkocze. Tydzień temu rosyjski żołnierz przytrzymywał jej głowę, ściskając je w garści. Tatiana jeszcze nie obcięła włosów, ale szczerze tych swoich warkoczy nienawidzi. Może gdyby ich nie miała, nie zwróciłaby na siebie uwagi Rosjanina i nie wydarzyłoby się to, co się wydarzyło?

Obok idzie Swietłana, a z nią dwoje dzieci. Niespełna roczną córeczkę niesie na ręku. Jej 6-letni syn idzie samodzielnie. Swietłana nie może zapomnieć o skoblu. Nie może sobie wybaczyć, że zapomniała go założyć, zamknąć drzwi. Może Rosjanin, który zszedł po schodach do piwnicy, zrezygnowałby, gdyby napotkał zamknięte drzwi? Sama jest sobie winna… Od pięciu dni nie może spojrzeć w oczy synka, który wszystkiemu się przypatrywał.

Nastia idzie, trzymając za rękę nastoletnią córkę. Nie przestaje myśleć o tym, że nie zgromadziła w piwnicy dostatecznej ilości żywności. Była zajęta innymi sprawami, a wojna przyszła tak nagle. Trzeciego dnia po tym, jak Rosjanie zajęli wioskę, wyszła z piwnicy w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Gdyby została w ukryciu, jak jej sąsiadki, nie zostałaby porwana przez pięciu żołnierzy. Jej nastoletnia córka o nic nie pyta, ale wszystko wie. Jedyne szczęście, że udało się jej uniknąć losu matki.

Kobiety w milczeniu wsiadają do autobusu. Odjeżdżają do Warszawy.

Nie, to nie tak.

To nie Tatiana, Swietłana i Nastia, to nie rok 2022, Medyka. To nie jest autobus do Warszawy.

To Zofia, Truda i Henrietta. Rok 1945, dworzec w Gdańsku. Pociąg do Berlina.

Zębate koła historii obracają się w nieustannym biegu, nieprzerwanie, niezmiennie.

***

Jeżeli potrzebujesz pomocy w związku z doświadczaniem przemocy - również w związku z trwającą w Ukrainie wojną lub jeśli ktoś w twoim otoczeniu może takiej pomocy potrzebować - zadzwoń.

Infolinia dla kobiet doświadczających przemocy - Fundacja Feminoteka: 888 88 33 88 - w języku polskim 888 88 79 88 - w języku ukraińskim

Pomoc psychoterapeutyczną, medyczną, prawną uzyskasz, kontaktując się z Polish Center of Torture Survivors - przez Facebook - profil: Polish Center of Torture Victims (wysyłając wiadomość prywatną) lub e-mailem: afterwartrauma@gmail.com

Czytaj także: