Macron, Blinken, bin Salman, Erdoğan, as-Sisi, Orbán. Gdyby kandydatów do najlepszej jedenastki mistrzostw w Katarze szukać nie wśród boiskowych wirtuozów, a gości katarskich lóż honorowych - lista też prezentowałaby się imponująco. Możni tego świata mecze oglądali przy okazji. Do Kataru bieżeli za politycznymi i biznesowymi interesami. Mundial pokazał, że Katar i cały świat arabski są coraz ważniejsze na politycznej mapie świata.
- Mamy mundial, a pan zaczyna rozmowę od pytania o zgon pracownika? - Nasser al-Khater, dyrektor generalny turnieju w Katarze, był wyraźnie zniesmaczony, gdy przed kamerą BBC zapytano go śmierć robotnika z Filipin. Zmarły mężczyzna pracował przy jupiterze na jednym z boisk treningowych. Spadł z wysokości.
- Śmierć jest naturalną częścią życia. Czy w pracy, czy we śnie. Oczywiście kondolencje dla rodziny zmarłego - dodał Al-Khater.
Brak empatii? Arogancja? A może po prostu realna ocena, kłująca w oczy brakiem politycznej kurtuazji, do której przywykliśmy?
- Katarczycy są już zmęczeni ciągłymi i często niesprawiedliwymi ocenami ich postępowania. Stąd błędy komunikacyjne, takie jak ten. Dla nich to bardzo ważne wydarzenie i chcą skupić się na tym, by wszystko do końca przebiegło pomyślnie - ocenia Maciej Kubicki, dyplomata, chargé d'affaires ambasady RP w Katarze w latach 2017-2018.
Niechętni na ustępstwa
Zgodnie z przewidywaniami zmagania piłkarzy przesłoniły kontrowersje, o których mówiło się przed pierwszym gwizdkiem katarskiego turnieju: korupcja przy pozyskiwaniu praw do organizacji, obce zachodnim standardom podejście do praw pracowniczych, dyskryminujące mniejszości seksualne zapisy prawne. Katarczycy od początku nie byli chętni na ustępstwa w tych kwestiach, forsując narrację o moralizatorskim i nietolerancyjnym podejściu Zachodu.
- Zachód przyzwyczaił się do współpracy z biednymi muzułmanami, którym można łatwo dyktować warunki. Tymczasem Katarczycy, Saudyjczycy czy Emiratczycy to ludzie równie zamożni - albo i zamożniejsi - i nie dają sobie wydawać instrukcji - komentuje dr hab. Łukasz Fyderek, adiunkt w Instytucie Bliskiego i Dalekiego Wschodu Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Zwłaszcza że kręgach arabskich, czy szerzej - muzułmańskich, postawa Katarczyków kreuje ich na strażników wartości tamtejszej kultury i religii.
- Katar nie jest tak zglobalizowanym państwem jak sąsiednie Zjednoczone Emiraty Arabskie. Jest wsobnym. Katarczycy dbają o swoją tożsamość opartą na wartościach muzułmańskich - komentuje Maciej Kubicki.
- W Indonezji, Pakistanie czy Malezji brak powszechnej dostępności alkoholu odbiera się bardzo pozytywnie. Podobnie jak dbałość służb porządkowych, by kibice na trybunach byli godnie odziani - dodaje dr hab. Łukasz Fyderek.
Za organizację Katarczycy rzeczywiście zbierają pochwały. Pozytywne recenzje wystawiają nawet ci, którzy jechali na mundial z obawami.
- Były obawy o koszty życia na miejscu, o zachowanie służb porządkowych. Natomiast po prawie czterech tygodniach spędzonych w Katarze mogę powiedzieć, że organizacja jest topowa - mówi Piotr Słonka, który zobaczył na żywo 36 (!) meczów mundialu.
Niemogący zbyt długo wytrzymać bez chwalenia gospodarzy mistrzostw przewodniczący FIFA Gianni Infantino na razie powiedział, że faza grupowa turnieju była najlepszą w historii. W dniu finału doda zapewne, że na takie miano zasługuje cały turniej.
Pozytywny odbiór mistrzostw i ich bezproblemowej organizacji oznacza, że po świecie rozjedzie się ponad milion ambasadorów Kataru, zaświadczających o walorach tego kraju.
- Jeszcze dwadzieścia lat temu niewiele osób byłoby w stanie umieścić Katar na mapie. Teraz wiedza o tym kraju stała się powszechna. Rozpoznawalność kraju bardzo wzrosła, a to jest ogromny kapitał turystyczny, biznesowy i polityczny - zauważa orientalista Marcin Krzyżanowski.
"Najważniejszy miesiąc w historii"
W przedmundialowych nawoływaniach do bojkotu mistrzostw, artykułowanych głównie przez aktywistów i środowiska najbardziej zaangażowanych kibiców, rzucał się w oczy brak dyskusji o bojkocie dyplomatycznym turnieju. A przecież podczas zimowych igrzysk w Pekinie taką formę protestu zastosowało ponad dwadzieścia państw.
Politycy, nawet wywoływani do tablicy przez dziennikarzy, niechętnie zabierali głos w sprawie kontrowersji towarzyszących mundialowi w Katarze. Za to ochoczo podróżowali na miejsce, by przy tej okazji spotkać się z przedstawicielami katarskich władz.
Potrzebę sprawienia Katarczykom przyjemności przyjazdem na mistrzostwa dobrze podsumował premier Holandii Mark Rutte. Holenderscy parlamentarzyści już półtora roku temu wzywali rząd, by nie wysyłał delegacji na turniej, opowiadając się po stronie przeciwników organizowania go w Katarze. Ale premier Rutte postawił na polityczny realizm.
- Katarczycy pomogli ewakuować naszych obywateli z Afganistanu. Musimy też myśleć o naszym bezpieczeństwie energetycznym - mówił mediom.
W stadionowych lożach bywało tłoczno. Już na ceremonii otwarcia pojawiły się delegacje nie tylko z krajów uczestników, ale i tych, które swoich piłkarskich reprezentacji w Katarze nie miały. Król Jordanii, prezydenci Algierii, Senegalu, Kosowa i Liberii. Wiceprezydenci Boliwii, Indii i Ekwadoru. Do tego dziesiątki ministrów, wiceministrów i ambasadorów. Rosję reprezentował osobisty doradca Władimira Putina.
W następnych dniach listę obecności podpisywali kolejni ważni decydenci: sekretarz stanu USA Antony Blinken, prezydent Francji Emmanuel Macron, premierzy Węgier Victor Orbán i Chorwacji Andrej Plenković. Kto nie mógł bądź nie chciał wybrać się osobiście, starał się zadośćuczynić gospodarzom publicznymi peanami dla katarskich zdolności organizacyjnych w social mediach, jak na przykład premier Wielkiej Brytanii.
Najciekawsze z politycznego punktu widzenia były jednak sceny z udziałem jeszcze innych przywódców. Oto na katarskiej ziemi serdeczne uściski wymienili do niedawna zajadli wrogowie - prezydent Turcji Recep Tayyip Erdoğan i prezydent Egiptu Abd al-Fattah as-Sisi. Katarczycy po raz kolejny zaprezentowali się światu jako skuteczni dyplomaci. Wszak to u nich Amerykanie i talibowie wynegocjowali zakończenie wojny w Afganistanie. To w Katarze Stany i Iran próbowały wrócić do porozumienia nuklearnego.
Nie mniejsze poruszenie od turecko-egipskiego dialogu wywołał saudyjski następca tronu - od niedawna również w funkcji premiera Arabii Saudyjskiej - Mohammed bin Salman, oglądający mecz otwarcia Katar - Ekwador w szaliku gospodarzy. Jeszcze kilka lat temu Saudyjczycy gotowi byli najechać zbrojnie swojego sąsiada, a przynajmniej wykopać rów na wspólnej granicy. Blisko dwa lata temu relacje formalnie zostały naprawione. W czasie mundialu oglądaliśmy prawdziwą erupcję przyjaźni między oboma przywódcami.
- To jest dowód faktycznej zmiany wzajemnych relacji. Katar został publicznie zaakceptowany jako równoprawny członek rodziny państw arabskich - mówi dr hab. Łukasz Fyderek.
Zaakceptowany nie tylko przez Arabię. W kilkuletniej polityczno-gospodarczej blokadzie Kataru uczestniczyły też inne kraje regionu - Egipt, Kuwejt czy Zjednoczone Emiraty Arabskie. Najważniejsi decydenci z tych państw w komplecie odmeldowali się na mundialu.
- Katar pokazał, że nie jest narodem byłych poławiaczy pereł, tylko liczącym się graczem międzynarodowym. Politycznie - zwłaszcza w regionie, energetycznie - na całym świecie - mówi Marcin Krzyżanowski.
Tak się akurat złożyło, że w czasie turnieju Chiny ogłosiły podpisanie historycznego i rekordowego kontraktu na zakup z Kataru skroplonego gazu. 27-letnia umowa opiewa na 60 miliardów dolarów.
- To najważniejszy miesiąc w krótkiej, 51-letniej, historii kraju - stwierdza dr hab. Łukasz Fyderek.
Sukces pod flagą Palestyny
- Jednym z największych atutów piłki nożnej jest potencjał do zbliżania świata - powiedział w Katarze amerykański sekretarz stanu Antony Blinken. W przypadku świata arabskiego okazały się to słowa nad wyraz trafne i prorocze.
Zaczęło się od zwycięstwa Arabii Saudyjskiej nad Argentyną. Gdyby traktować piłkę jak naukę ścisłą, była to największa sensacja w historii mundiali - tak wskazały algorytmy analityków z Nielsen Gracenote. Sukces Saudyjczyków świętowali Arabowie od mauretańskiego Nawakszutu, po omański Maskat. Świat arabski miał swoje pięć minut.
Okazało się, ze saudyjscy piłkarze pokazali niewiele więcej, bo po porażkach w dwóch kolejnych meczach wrócili do nieodległego przecież domu.
Być może ogień arabskiej solidarności zgasłby równie nagle, co zapłonął, ale pałeczkę od Saudyjczyków przejęli piłkarze z Maroka. I do arabskich "Baśni z tysiąca i jednej nocy" dopisali kolejną.
- Każdy Arab jest Marokańczykiem. Pielgrzymi w Mekce modlili się o mistrzostwo dla Maroka. A do tej pory to był kraj trochę ignorowany - z uwagi na charakterystyczny dialekt jego mieszkańców i położenie na skraju świata arabskiego - mówi dr Magdalena Pinker, arabistka z Uniwersytetu Warszawskiego.
- Obudziły się sentymenty zapomnianego panarabizmu. Turniej na wschodzie świata arabskiego i świetnie grająca na nim drużyna z zachodu - zauważa dr hab. Łukasz Fyderek.
Fabułę arabskiej baśni marokańscy piłkarze snuli nie tylko wokół swoich kolejnych sensacyjnych wygranych, ale też wokół Palestyńczyków. Flagi Palestyny już w fazie grupowej były w Katarze bardzo dobrze widoczne - zwłaszcza na meczach Tunezji, Kataru i Maroka. Drużyn arabskich ubywało, ale ekspozycja palestyńskich flag rosła - głównie za sprawą powiewających nimi marokańskich piłkarzy.
Demonstracje propalestyńskości odbywały się za przyzwoleniem FIFA, skrzętnie zakazującej jakichkolwiek innych manifestacji, mogących nosić choćby znamiona politycznego zaangażowania (w piątek FIFA odmówiła zgody na przemówienie Wołodymyra Zełenskiego przed meczem finałowym). I ku uciesze Katarczyków - gorliwych i hojnych mecenasów tzw. kwestii palestyńskiej.
- Katar promuje swoją propalestyńskość zwłaszcza po 2020 roku, gdy niektóre kraje arabskie, takie jak Bahrajn czy Zjednoczone Emiraty Arabskie, znormalizowały swoje stosunki z Izraelem. Dla wielu Arabów to była zdrada - komentuje dr Magdalena Pinker.
Zadziwiający był rozdźwięk między reakcjami społecznymi a oficjalną polityką. Gdy przedrzeć się przez zalewające social media wyrazy wsparcia dla Palestyńczyków, można było znaleźć tam gratulacje dla marokańskich zawodników, złożone przez... prezydenta Izraela. W końcu Maroko też należy do krajów, które pod patronatem Donalda Trumpa znormalizowały relacje z Izraelem.
- Izraelczykom wydawało się, że mając podpisane porozumienia z krajami Zatoki Perskiej, to i opinia społeczna będzie po ich stronie. Poważnie się zdziwili i rozczarowali - mówi Jarosław Kociszewski, ekspert fundacji STRATPOINTS i redaktor naczelny portalu new.org.pl.
- Sympatie arabskich społeczeństw są po stronie Palestyny. Tam się pamięta o arabskiej dziennikarce Szirin Abu Akleh, zastrzelonej nie tak dawno przez izraelskiego żołnierza - dodaje.
Rosja na aucie, Chiny na trybunach
Przegranymi mundialu mogą czuć się Rosjanie. Nie potwierdziły się obawy, że mundial przysłoni agresję Rosji na Ukrainę. Rosyjskie media sportowe starały się relacjonować turniej jakby nigdy nic, ale od piłkarzy i trenerów biła frustracja brakiem reprezentacji na mistrzostwach. Zamiast gry z najlepszymi na świecie rosyjscy piłkarze towarzysko mierzyli się z Uzbekistanem i Tadżykistanem - nielicznymi krajami, które po nałożeniu na Rosjan sankcji sportowych zechciały wyjść z nimi na boisko.
Siergiej Pietrow, zastępca ambasadora Rosji w Katarze, ocierał się śmieszność, próbując sugerować, że kibice z całego świata tęsknią za rosyjską drużyną. Owinięty flagą Rosji przechadzał się w okolicy katarskich stadionów i tłumaczył agencji TASS, że fani go zaczepiają, by robić sobie zdjęcia.
Brakiem swoich piłkarzy na mundialu (z powodów czysto sportowych) nie przejęli się Chińczycy. Na każdym kroku podkreślali swoje udziały w przygotowaniu turnieju, budując narrację, że bez nich te mistrzostwa nie mogłyby się odbyć.
Na bandach reklamowych niemal bez przerwy wyświetlane były nazwy chińskich marek. Na kontrakty sponsorskie z FIFA wydały w sumie 1,4 mld dolarów. Firmy z żadnego kraju nie zapłaciły więcej.
Chińskie media jednym tchem wymieniają chińskie zasługi: 70 procent turniejowych gadżetów ma metkę Made in China. Kibiców wozi flota ponad 2300 wyprodukowanych w Chinach autobusów. Za dostawy dużej części energii odpowiada postawiona przez Chińczyków pierwsza w Katarze elektrownia słoneczna. To pod okiem chińskich inżynierów wzniesiono 90-tysięczny Lusail Stadium - arenę dziesięciu meczów mistrzostw, w tym finału.
Na dowód zażyłości chińsko-katarskich stosunków do Dohy przeprowadziły się dwie wypożyczone przez Chiny pandy - dyplomatyczny gest najwyższego uznania.
Polityczny spadek mundialu
Po miesiącu piłkarskiej rywalizacji, koronacji mistrzów świata i hucznej zapewne - przypadającej w końcu w dzień katarskiego święta narodowego - ceremonii zamknięcia zawodnicy wrócą do ligowej codzienności, a kibice do codziennej rzeczywistości.
Boiskowe rozstrzygnięcia pociągnęły za sobą zmiany sportowe: nowych trenerów będą miały Hiszpania, Korea Południowa, Holandia, Ghana, Brazylia, Urugwaj, Portugalia i Belgia. Może też Polska.
A czy mundial może faktycznie pozostawić po sobie konkretne zmiany polityczne, na przykład na Bliskim Wschodzie? Czy termin ważności zainteresowania sprawą palestyńską nie upłynie w dniu zakończenia mistrzostw?
- Machanie flagami i słowa wsparcia są ważne, ale to jednak tylko gesty. Nie widzę możliwości przełożenia ich na realne rozwiązanie problemu palestyńskiego To kwestia łącząca świat arabski, ale polityka idzie swoimi torami. Chodzenie na kompromisy i układanie się z Izraelem bywa konieczne - mówi dr Magdalena Pinker.
- Władze państw arabskich nie są rządami demokratycznymi i - delikatnie mówiąc - w umiarkowany sposób zwracają uwagę na opinię publiczną - ocenia Jarosław Kociszewski. - Jeżeli z równań politycznych wychodzą im korzyści, to idą daną drogą. Dlatego na przykład Izraelczycy godzą się na przewożenie walizek z pieniędzmi z Kataru do Strefy Gazy - podsumowuje.
Bliski Wschód pozostanie więc Bliskim Wschodem - skomplikowaną układanką, nieoczywistą nawet dla najbardziej zaangażowanych obserwatorów. Państwa regionu dostały jednak zastrzyk samoświadomości i przekonania, że mogą dla politycznie większych graczy być równym partnerem. Co najmniej równym.
- Może dziś to jeszcze trochę na wyrost, ale nowy świt Arabów, islamu i Bliskiego Wschodu jest realny - dodaje Kociszewski.
Piłka nożna nie jest lekiem na problemy świata. W czasie mundialu doszło do ostrzału pozycji kurdyjskich w Syrii przez Turcję, a przez Iran w Iraku. Nie ustały antyrządowe demonstracje w Iranie i nie zawieszono broni w Ukrainie - o co w jednej ze swoich licznych kuriozalnych mów apelował Gianni Infantino.
Ale jeden z atutów futbolu - medialność - pozwolił na skierowanie uwagi świata na kilka marginalizowanych na co dzień kwestii politycznych i społecznych. I pokazał nam, przedstawicielom świata zachodniego, że świat nie kończy się na Europie.
Autorka/Autor: Michał Banasiak
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Jean Catuffe/Getty Images