W centrum stolicy Mołdawii, Kiszyniowie, odbył się w niedzielę protest członków i sympatyków prorosyjskiej partii Shor. Kilka tysięcy demonstrujących domagało się między innymi ustąpienia prezydent Mai Sandu oraz dymisji rządu premier Natalii Gavrility.
Według komunikatu mołdawskiej policji wśród uczestników protestu wyróżniali się "prowokatorzy", w tym osoby nieletnie. Domagali się oni także działań od władz kraju mających na celu zahamowanie inflacji. Do niedzielnego wieczora służby spisały personalia ponad 60 osób, które utrudniały pracę policji bądź prowokowały podczas demonstracji jej funkcjonariuszy.
Pomimo wcześniejszych deklaracji o pokojowym charakterze protestu tysiące manifestantów zablokowały na kilka godzin główne arterie Kiszyniowa, co doprowadziło do chaosu komunikacyjnego w stolicy. "Manifestanci utrudniali ruch komunikacji miejskiej oraz pojazdów uprzywilejowanych, w tym karetek pogotowia" - podała mołdawska policja.
Domniemany agent FSB
Według prezydent Mołdawii Mai Sandu regularnie prowadzone przez partię, założoną przez prorosyjskiego polityka Ilana Shora, demonstracje w Kiszyniowie służą sparaliżowaniu najważniejszych instytucji kraju. Określiła protesty jako element wojny hybrydowej prowadzonej przez Moskwę przeciwko demokratycznym władzom Mołdawii.
Pod koniec października powołujący się na źródła w ukraińskich i zachodnich służbach wywiadowczych dziennik "Washington Post" napisał, że Ilan Shor jest domniemanym agentem rosyjskiej służby FSB, spadkobierczyni KGB.
Dokumenty ukraińskich służb, z którymi zapoznała się gazeta, dowodzą, że 35-letni Shor, ukrywający się przed mołdawskim wymiarem ścigania w Izraelu, podejmuje z gronem swoich współpracowników działania celowo eskalujące napięcie w Kiszyniowie.
Źródło: PAP