Kolejny dzień i kolejne spekulacje po powrocie do Wielkiej Brytanii 20-letniej modelki porwanej we Włoszech przez Polaka. Choć włoska policja dalej twierdzi, że do uprowadzenia rzeczywiście doszło, media na Wyspach zwracają od wtorkowego wieczora uwagę na wywiad, jakiego udzieliła agentka Chloe Ayling. W rozmowie z BBC stwierdziła ona m.in., że jej klientka "chce być sławna".
Sprawa rzekomego porwania i próby sprzedaży handlarzom żywym towarem 20-letniej modelki z każdym dniem od jej powrotu do domu staje się bardziej niejasna. Pytań, jakie zadają sobie policja jak i media na Wyspach jest coraz więcej.
Kim jest "porwana"?
To 20-letnia Chloe Ayling, modelka często w ostatnich latach pojawiająca się w sesjach topless w prasie bulwarowej na Wyspach. To jedna z tzw. modelek trzeciej strony - potocznego określenia stworzonego w latach 70., w czasie, gdy największy brytyjski tabloid "The Sun" zaczął na tej właśnie stronie publikować nagie zdjęcia modelek w dużym formacie.
Post udostępniony przez Chloe Ayling (@chloeayling) 21 Gru, 2016 o 9:19 PST
Kim jest polski "porywacz"?
To Łukasz H. od lat żyjący na Wyspach. Według doniesień brytyjskiej prasy, ma dziewczynę i oszukał ją twierdząc - kilka dni przed porwaniem, do którego miało dojść 11 lipca - że leci do USA w interesach. W rzeczywistości znalazł się w Mediolanie i tam ściągnął 20-letnią modelkę pod pretekstem wykonania sesji zdjęciowej.
Czy doszło do "porwania"?
Według relacji mediów powołujących się na śledztwo policji, Włosi wciąż uważają, że tak. Chloe Ayling rzeczywiście została uprowadzona 11 lipca w Mediolanie, a następnie przewieziona pod Turyn, gdzie Polak - być może ze wspólnikiem lub wspólnikami - przetrzymywał ją kilka dni.
Jakie motywy kierowały Polakiem?
Jego zeznania są sprzeczne. Porwanej, która rozmawiała z policją, miał powiedzieć, że należy do gangu i zamierza ją sprzedać na czarnym rynku na Bliski Wschód, gdzie stanie się niewolnicą seksualną.
Po zatrzymaniu Polak powiedział jednak funkcjonariuszom, że zbierał pieniądze, bo potrzebował ich na leczenie. Twierdził, że ma białaczkę, ale nie ma żadnych medycznych informacji wskazujących, że mówi prawdę. Włoska policja określiła go mianem "patologicznego kłamcy" i "niebezpiecznego mitomana".
Co budzi podejrzenia?
Informacje, jakie zebrała włoska policja, której cała sprawa nie daje spokoju od tygodni, wskazują na dziwne zachowania i niejasną relację łączącą porwaną i porywacza.
Jak twierdzi dziennik "Daily Mail", Ayling i 30-letni Polak poznali się już w kwietniu tego roku w Paryżu, w czasie podróży biznesowej modelki.
Łukasz H. i Chloe Ayling pojawili się przed bramą brytyjskiego konsulatu, gdy porywacz postanowił oddać ją bez okupu. Przyszli tam jednak zbyt wcześnie i widząc zamkniętą bramę placówki, poszli razem do restauracji. Potem Polak oddał się w ręce policji.
Dzień przed pojawieniem się w brytyjskim konsulacie w Turynie Polak i Angielka poszli też razem na zakupy. Sprzedawca w sklepie zapamiętał modelkę, która przymierzała i wybierała sobie parę butów - wynika z zeznań, jakie mężczyzna przekazał policji.
Niezrozumiałe wydaje się też zachowanie porywacza, który nagle zmienił zdanie i po sześciu dniach uwolnił ofiarę. Zrobił to tuż po tym, gdy ujawnił jej wiele szczegółów swojej zakazanej działalności.
Jak zeznała sama modelka, porywacz miał zmienić zdanie i uwolnić 20-latkę, gdy okazało się, że ma ona dwuletnie dziecko. Rzekomo istniejący gang porywaczy nie chciał podobno łamać swoich zasad i zabierać dziecku młodej matki.
W mediach społecznościowych Chloe Ayling poza zdjęciami topless, publikuje też od dawna zdjęcia swojego dziecka. Pytanie, jakie mogli więc sobie zadać włoscy śledczy dotyczy tego, w jaki sposób rzekomi porywacze zbierali wywiad o modelce, skoro zaskoczyły ich informacje, do których dostęp można uzyskać w sieci w kilka minut.
Ayling przez wiele dni odmawiała składania zeznań policji, dlatego Włosi nie chcieli jej wypuścić. Gdy zapytali o zakupy z porywaczem, w odpowiedzi usłyszeli nagły, niespodziewany szloch. Kobieta powiedziała, że "robiła wszystko, czego żądał od niej porywacz". Poszła z nim na zakupy, bo to on uznał, że kobieta potrzebuje butów.
Dziennik "Daily Mail" pisze, że Polak dawał kobiecie inne prezenty, w tym "bieliznę i czekoladki".
W domu pod Turynem, gdzie Angielka była przetrzymywana, porywacz i porwana spali w jednym łóżku. Brytyjskie media bulwarowe podały, że na miejscu policja znalazła ślady spermy Polaka, ale kobieta zaprzeczyła, by miała się stać ofiarą gwałtu. Twierdzi, że między nią a porywaczem nie doszło do kontaktu intymnego.
W trakcie zeznań, na jakie powołują się brytyjskie bulwarówki, Ayling miała powiedzieć, że "drugiej nocy (w domku pod Turynem - red.) mężczyzna zdjął mi kajdanki, zapewniając, że prędzej czy później mnie uwolni, nie musiałam więc uciekać". 20-latka dodała, że "od tego momentu zawsze spałam w jego pokoju, dzieląc z nim łóżko". "Nie molestował mnie i nie żądał usług seksualnych".
Post udostępniony przez Chloe Ayling (@chloeayling) 8 Mar, 2016 o 2:46 PST
"Chce być znana"
Brytyjskie media zwracają też od wtorkowego wieczora uwagę na dość dziwną reakcję agentki modelki. Tego dnia Carla Bellucci w rozmowie z Victorią Derbyshire z BBC nie odpowiedziała jednoznacznie na pytanie o to, co sądzi o całej historii. Stwierdziła, że "trudno jej to określić", bo rozmawiała z Chloe "tylko przez chwilę".
Agentka dodała też, że Ayling właśnie "we wtorek wzięła udział w sesji topless", na którą zdecydowała się kilka dni po uwolnieniu. Agentka uznała, że "to sposób dziewczyny na powrót do normalności".
Bellucci dodała też, że Ayling "nie jest najmądrzejszą z dziewczyn, trochę naiwną i jak wszyscy, wchodzi w ten biznes, by stać się sławną". - Sądzę, że była gotowa zrobić wszystko. To oczywiste, że chce być znana - stwierdziła.
Autor: adso / Źródło: Independent, Guardian, Daily Mail
Źródło zdjęcia głównego: instagram/chloeayling