W Stanach Zjednoczonych trwają masowe protesty pod hasłem "March For Our Lives”. Demonstrujący, w dużej mierze młodzi ludzie, domagają się ograniczenia dostępu do broni.
Protesty zwolenników zaostrzenia dostępu do broni przerodziły się w ogólnonarodowy ruch społeczny po tym, jak w liceum w Parkland na Florydzie napastnik zabił 17 osób.
Największą z sobotnich demonstracji zorganizowano w stolicy kraju, Waszyngtonie. Według organizatorów marszu przed Kapitolem pojawiło się nawet 500 tysięcy osób, domagających się od Kongresu reform prawnych, które ograniczą przemoc z użyciem broni.
Tłum zebrał się na błoniach rozciągającym się od Kapitolu po pomnik Waszyngtona, i w okolicznych ulicach. Na scenie wystąpiła m.in. dziewięcioletnia wnuczka Martina Luthera Kinga, Yolanda Renee King, która nawiązując do słynnej wypowiedzi dziadka powiedziała: - Mam marzenie, że (...) ten świat powinien być wolny od broni.
- My, rodziny tych 17 ofiar nie ustaniemy, dopóki nie uczynimy świata lepszym i bezpieczniejszym - powiedział z kolei do protestujących ojciec jednej z ofiar strzelaniny w Parkland.
W całych Stanach Zjednoczonych oraz za granicą zapowiedziano 800 podobnych demonstracji. Marsze solidarności z Amerykanami odbyły się m.in w Londynie, Edynburgu, Genewie, Sydney, czy Tokio.
Gwiazdy na marszu
W protesty zaangażowało się także wielu celebrytów, którzy postanowili wykorzystać swoją sławę, aby zwrócić uwagę świata na problem przemocy z użyciem broni. W akcję zaangażowali się zarówno aktorzy, w tym George Clooney, czy Glen Close, osobistości telewizyjne, np. Jimmy Fallon, a także muzycy, m.in. Miley Cyrus, Ariana Grande, Demi Lovato, Cher oraz Paul MacCartney.
Wokalista i gitarzysta The Beatles rozmawiał z CNN w miejscu, gdzie zamordowano Johna Lennona. - Jeden z moich najlepszych przyjaciół został zastrzelony w tej okolicy, dlatego jest to dla mnie szczególnie istotne - powiedział legendarny muzyk.
Były prezydent Barack Obama napisał na Twitterze: "Michelle i ja jesteśmy niezwykle zainspirowani wszystkimi tymi młodymi ludźmi, którzy sprawili, że doszło do dzisiejszych marszy (...). Nic nie może stanąć na drodze milionów głosów wołających o zmianę".
Ograniczyć dostęp do broni
"March For Our Lives" ma na celu przełamanie impasu legislacyjnego, który od dawna utrudnia próby zaostrzenia ograniczeń w sprzedaży broni palnej w kraju, w którym masowe strzelaniny w szkołach i na uczelniach stały się przerażająco częstym zjawiskiem - pisze Reuters.
Adam Buchwald, jeden z ocalałych podczas strzelaniny w liceum na Florydzie, powiedział do zebranego tłumu, że on i jego koledzy skupiają się na doprowadzeniu do przeforsowania nowego prawa. - Niestety, takie zdarzenie mogłoby się powtórzyć w naszym mieście. Musimy to zatrzymać teraz! - wykrzyczał do zebranych.
Ameryka podzielona
Mimo tak masowego uczestnictwa w protestach, kwestia dostępu do broni wciąż dzieli mieszkańców USA. Wielu Amerykanów pozostaje na stanowisku, że prawo do posiadania broni wynika z Drugiej Poprawki do Konstytucji i nie powinno być ograniczane. Co więcej, w Waszyngtonie wpływowym lobbystą pozostaje NRA - Narodowe Stowarzyszenie Strzeleckie Ameryki.
"Washington Post" podaje w sobotę statystykę, którą redakcja przygotowała na tę okazję: "Od masakry w liceum w Columbine w 1999 roku ponad 187 tys. uczniów szkół podstawowych i średnich było świadkami strzelanin w szkolnych kampusach, w godzinach nauki".
"To oznacza, że liczba dzieci, które przeżyły wstrząs związany ze strzelaniną w miejscach nauki przekracza populację (...) miasta Fort Lauderdale na Florydzie" - pisze waszyngtoński dziennik.
Autor: momo / Źródło: BBC,Reuters, PAP