Bob Chan, który uczestniczył w proteście przed konsulatem Chin w brytyjskim Manchesterze, opowiedział, jak w jego trakcie został wciągnięty na teren placówki i pobity przez kilku mężczyzn. O bezpośredni udział w zajściu oskarżony przez deputowaną Partii Konserwatywnej został chiński konsul generalny. Dyplomata odrzucił jednak zarzuty, dodając, że to jego pracownicy padli ofiarą manifestantów.
Do zdarzenia doszło w czasie manifestacji na rzecz Hongkongu, która odbyła się w niedzielę przed konsulatem Chin w Manchesterze. Z budynku wyszła grupa ludzi, a następnie zniszczyła plakaty i transparenty przyniesione przez uczestników pikiety. Między demonstrującymi i pracownikami konsulatu doszło do szarpaniny.
Bob Chan, który brał udział w manifestacji, zabrał głos na konferencji prasowej, zorganizowanej przez kilku brytyjskich deputowanych. Relacjonował, że w pewnym momencie zaczęto szarpać go w kierunku konsulatu. - Trzymałem się bramy, byłem kopany i bity. W końcu zostałem wciągnięty na teren konsulatu. Czułem uderzenia i kopniaki zadawane przez kilku mężczyzn. Inni protestujący starali się mnie wydostać, ale bezskutecznie - powiedział.
Napastników udało się powstrzymać dopiero umundurowanemu policjantowi. - Powiem to jeszcze raz, by być dobrze zrozumianym: zostałem wciągnięty na teren konsulatu, nie próbowałem się do niego dostać - zaznaczył poszkodowany.
- Jestem w szoku, ponieważ nigdy nie spodziewałbym się, że coś takiego może mnie spotkać w Wielkiej Brytanii. Nadal wierzę, że Wielka Brytania jest miejscem, gdzie wolność słowa i prawo do protestowania są podstawowymi prawami człowieka - powiedział Chan, na którego twarzy było widać ślady pobicia.
Chiński konsul odpiera zarzuty
Tymczasem deputowana Partii Konserwatywnej Alicia Kearns oświadczyła w środę, że w niedzielnym incydencie bezpośredni udział brał konsul generalny w Manchesterze Zheng Xiyuan.
Dyplomata w rozmowie ze Sky News potwierdził, że był obecny w czasie manifestacji, jednak zaprzeczył, by on sam, jak i personel placówki, zaatakowali demonstrujących. - Nikogo nie biłem. Nie pozwoliłbym, by moi ludzie bili kogokolwiek. W rzeczywistości to oni byli bici przez tak zwanych protestujących - oświadczył Xiyuan.
BBC zaznaczyło jednak, że na jednym z nagrań z niedzielnych zajść widać osobę, którą wydaje się być Xiyuan, która szarpie demonstrującego za włosy.
Rzecznik konsulatu wyjaśniał wcześniej, że uczestnicy pikiety "powiesili przy głównym wejściu obraźliwy portret chińskiego prezydenta", a taka rzecz "byłaby niedopuszczalna i nie do przyjęcia dla misji dyplomatycznych i konsularnych jakiegokolwiek kraju". Do protestu doszło w czasie, gdy w Pekinie trwa zjazd Komunistycznej Partii Chin, podczas którego, jak się oczekuje, prezydent Xi Jinping zostanie zatwierdzony na trzecią kadencję. Podczas zjazdu, odnosząc się do stłumienia przez Chiny prodemokratycznych protestów w Hongkongu, powiedział on, że zmienił sytuację w tej byłej brytyjskiej kolonii z "chaosu na ład".
Źródło: BBC, PAP