W związku z zeszłotygodniową eksplozją w Bejrucie libański rząd podał się do dymisji, o czym poinformował w poniedziałek premier kraju Hassan Diab. Wcześniej stanowiska opuściło czworo ministrów.
W zeszłym tygodniu w Bejrucie doszło do potężnej eksplozji, w której zginęło ponad 160 osób, a ponad sześć tysięcy zostało rannych. W poniedziałek premier Libanu Hassan Diab poinformował, że w związku z tragedią jego rząd podał się do dymisji. W telewizyjnym wystąpieniu powiedział, że eksplozja silnie wybuchowego materiału magazynowanego przez ostatnie siedem lat w porcie w stolicy była "wynikiem endemicznej korupcji".
Przyznał, że popiera apele Libańczyków o postawienie przed sądem osób odpowiedzialnych za "tę zbrodnię". - Dzisiaj postępujemy zgodnie z wolą ludzi, którzy żądają pociągnięcia do odpowiedzialności osób odpowiedzialnych za katastrofę, która ukrywała się od siedmiu lat oraz ich pragnienia prawdziwej zmiany - powiedział. - W obliczu tej rzeczywistości ogłaszam dziś dymisję rządu - oświadczył Diab.
Odeszło czworo ministrów
Wcześniej ze swoich funkcji zrezygnowało czworo ministrów - szefowa resortu sprawiedliwości Marie Claude Najm, minister informacji Manal Abdel Samad, minister środowiska Damianos Kattar oraz minister finansów Ghazi Wazni.
Jeszcze przed informacją o ustąpieniu rządu minister zdrowia Hamad Hasan przekazał w rozmowie z Agencją Reutera, że prawdopodobnie jeszcze w poniedziałek ustąpi sam premier.
Do tej pory z mandatów zrezygnowało również co najmniej dziewięciu deputowanych.
Tymczasem w poniedziałek zaczęły się przesłuchania szefów libańskich agencji bezpieczeństwa. Sędzia Hasan El Chury zaczął przesłuchiwać generała dywizji Tony'ego Salibę - podała libańska agencja państwowa. Więcej szczegółów nie ujawniono, ale kolejni generałowie będą przesłuchiwani w następnej kolejności - informuje AP.
"Rezygnacja jednego ministra czy posła nie wystarczy"
Dymisje polityków to reakcja na wielotysięczne protesty w Bejrucie, podczas których demonstranci wzywali do "upadku reżimu" i domagali się pociągnięcia do odpowiedzialności elity rządzącej krajem. Protestujący starli się z policją i przez kilka godzin okupowali budynki czterech ministerstw. W trakcie starć obrażenia odniosło kilkaset osób, zginął też jeden policjant.
Większość ustępujących polityków, w tym Michel Moawad, który złożył mandat posła do libańskiego parlamentu, oraz minister środowiska Damianos Kattar, to przedstawiciele wschodniokatolickiej społeczności maronickiej. Maronicki patriarcha Bechara Boutros al-Rai mówił w niedzielnym kazaniu, że zrezygnować powinien cały libański rząd, bo - jak mówił - "nie jest w stanie zmienić tego, jak rządzi". - Rezygnacja jednego ministra czy posła nie wystarczy. Cały rząd powinien zrezygnować, bo nie jest w stanie pomóc krajowi się odbudować - powiedział biskup.
CZYTAJ WIĘCEJ: Co wiemy o eksplozji w porcie w Bejrucie >>>
Eksplozja w Bejrucie
W bejruckim porcie doszło 4 sierpnia do eksplozji 2750 ton saletry amonu, która mimo wielu ostrzeżeń przez 6 lat była składowana w portowym magazynie. Niszczycielski wybuch pogorszył i tak skomplikowaną sytuację społeczno-gospodarczą w Libanie. Eksplozja zniszczyła zapasy zboża i całą infrastrukturę w głównym porcie kraju, przez który przechodzi większość sprowadzanych dóbr.
Zginęło ponad 160 osób, a ponad 6 tysięcy zostało rannych. Około 300 tysięcy osób zostało bez dachu nad głową.
Źródło: PAP