Najsilniejsza eksplozja, z jaką zetknęli się mieszkańcy Bejrutu od lat, pozostawiła po sobie "apokaliptyczne" zniszczenia. Ich skalę pokazują zdjęcia z drona, który przeleciał nad portowymi składami, gdzie dwa dni temu doszło do potężnego wybuchu.
We wtorkowe popołudnie w bejruckim porcie doszło do potężnej eksplozji. Po wyniku wybuchu 2750 ton saletry amonowej zginęły 154 osoby, a około pięciu tysięcy zostało rannych. Liczby te wciąż mogą wzrosnąć, bo dziesiątki osób są poszukiwane.
Po eksplozji duża część miasta została zniszczona. Wybuch był tak silny, że było go słychać na Cyprze oddalonym od Bejrutu o ponad 200 km. Według libańskich władz straty mogą sięgać 10-15 miliardów dolarów.
6 sierpnia, dwa dni po tragicznym w skutkach wybuchu, nad bejruckim portem przeleciał dron.
Jeszcze nie tak dawno miejsce to było kluczowe dla miasta. Przez bejrucki port przechodziła większa część importu żywności, a w tamtejszym silosie składowano znaczne zapasy zboża. Sam silos mógł przechowywać 120 tysięcy ton ziarna.
- Zapasy zboża wystarczą obecnie na nieco mniej niż miesiąc - zapowiedział agencji Reutera libański minister gospodarki i handlu Raoul Nehme. Dodał, że dla zapewnienia bezpiecznych dostaw żywności Liban potrzebuje co najmniej trzymiesięcznego zapasu i trwają poszukiwania innych miejsc magazynowania zboża. Mimo to władze uspokajają, że krajowi nie grozi brak chleba i mąki.
CZYTAJ WIĘCEJ: Co wiemy o eksplozji w Bejrucie?
Na skutek eksplozji około 300 tysięcy osób zostało pozbawionych dachu nad głową. W mieście trwa stan wyjątkowy, który ma obowiązywać przez dwa tygodnie.
Źródło: Reuters, BBC, tvn24.pl