20 czerwca Światowy Dzień Uchodźcy. Przypominamy tekst z grudnia 2023 roku.
Jasna konstrukcja wygląda jak pozostałość po zburzonym domu: samotna ściana w kolorze piaskowca ma pięć metrów wysokości, trzy szerokości, a w środku prostokątną dziurę, miejsce, w którym mogłyby być drzwi. Stoi na najbardziej wysuniętym na południe cyplu wyspy Lampedusy. To "Brama Europy".
Sama wyspa ma 20 kilometrów kwadratowych powierzchni i około 6,5 tysiąca mieszkańców. Utrzymują się głównie z turystyki i rybołówstwa. Obrazy, które dla tamtejszych lekarzy, ratowników medycznych, wolontariuszy i zwykłych rybaków są codziennością, innych niezmiennie przerażają.
Ukazują tych, którzy dopływają do brzegu: mają twarze oblepione solą. Te białe "maski" są poprzecinane śladami po spływających łzach.
I tych, których spotykają na morzu: ręce mają śliskie od ropy; kiedy próbujesz ich złapać, wyślizgują się z uścisku i znikają pod powierzchnią wody. Nie wszyscy wracają.
Według danych włoskiego ministerstwa spraw wewnętrznych, od 1 stycznia do 11 grudnia do brzegów Włoch drogą morską dotarło w tym roku ponad 153 tysiące migrantów. Dla porównania - w ubiegłym roku było to 98 126 osób, w 2021 roku - 63 062 osoby. Tylko w dwa wrześniowe dni 2023 roku na niewielką Lampedusę dopłynęło 7 tysięcy osób.
Rozmawiam z rdzennymi mieszkańcami wyspy, którzy mają żal do polityków, że mimo upływu lat ich sytuacja się nie zmienia. Nie, nie chodzi o to, że są zmęczeni niekończącymi się grupami przybyszów. Chodzi o to, że ci przybysze cierpią, a każdy rok to kolejne śmierci w Morzu Śródziemnym. I były rybak, i lekarz chcą, żebyśmy zrozumieli, jak to jest gościć kilka tysięcy osób w ośrodku, który ma tylko 450 miejsc, żebyśmy dowiedzieli się, czym jest "choroba pontonowa" i pojęli, dlaczego "anioły Lampedusy" zakasują rękawy, kiedy widzą bezchmurne niebo.
Bo dobra pogoda oznacza łodzie na horyzoncie.