Trwający kryzys euro rozbudził agresję Europejczyków i wywołał nawet powrót nacjonalistycznej retoryki - pisze na stronach internetowych dziennika "Washington Post" były ambasador USA w Niemczech John Kornblum.
W komentarzu, zatytułowanym "Czy bez euro Europa pogrążyłaby się w wojnie?", Kornblum (ambasador w Berlinie w latach 1997-2001) podkreśla, że wspólna waluta euro jest przede wszystkim projektem politycznym, "który miał scementować europejską jedność i odsunąć niebezpieczeństwo wojny".
"Dla Helmuta Kohla i Francois Mitteranda - i każdego europejskiego lidera po nich - świat bez euro byłby światem coraz bardziej zagrożonym konfliktami i może nawet wojną" - tłumaczy.
Biedniejsze kraje odrzucają cięcia konieczne, by dorównać do niemieckich standardów. Niemcy odmawiają podjęcia kroków, które są konieczne, by zbudować prawdziwie gospodarczą wspólnotę. W rezultacie mamy pata. John Kornblum
Euro - polityka, nie ekonomia
Dlatego - dodaje Kornblum - projekt euro wprowadzono pospiesznie i nie poświęcając dostatecznej uwagi sprawom finansowo-gospodarczym.
"W rezultacie każdy kraj prowadzi swoją własną politykę gospodarczą: Grecja wydaje, a Niemcy oszczędzają. Rynki szybko skupiły się na najsłabszych ogniwach, zagrażając całej strefie euro, poprzez doprowadzenie Grecji czy Portugalii na skraj bankructwa" - pisze były dyplomata.
Powrót nacjonalizmów
O ile groźba wojny wydaje się Kornblumowi przesadzona, o tyle podziela on pogląd ekonomisty z Harvardu Martina Feldsteina, który w 1997 roku przewidział, że wprowadzenie euro bez jednoczesnej wspólnej polityki fiskalnej i gospodarczej niechybnie doprowadzi do tarć między krajami strefy euro i odrodzenia nacjonalizmów. Uwypuklił to obecny kryzys.
Zamiast działać stanowczo (...) europejskie rządy czują się ograniczone swoim przywiązaniem do idei Europy i podejmują jedynie małe kroki, które nie podważą równowagi w UE. Ten obezwładniający lęk przez wywołaniem wewnętrznego konfliktu jest prawdziwym dziedzictwem II wojny światowej, co tak bardzo zaważyło na UE od czasu jej narodzin w 1957 r. John Kornblum
"Biedniejsze kraje odrzucają cięcia konieczne, by dorównać do niemieckich standardów. Niemcy odmawiają podjęcia kroków, które są konieczne, by zbudować prawdziwie gospodarczą wspólnotę. W rezultacie mamy pata. Zamiast działać stanowczo (...) europejskie rządy czują się ograniczone swoim przywiązaniem do idei Europy i podejmują jedynie małe kroki, które nie podważą równowagi w UE. Ten obezwładniający lęk przez wywołaniem wewnętrznego konfliktu jest prawdziwym dziedzictwem II wojny światowej, co tak bardzo zaważyło na UE od czasu jej narodzin w 1957 r. Europejscy politycy wiedzą, że (...) nicnierobienie jest lepsze niż podważanie tak trudno zdobytej stabilności" - pisze Kornblum.
M.in. dlatego autor tak krytycznie ocenia poświęcone kryzysowi nieformalne spotkanie ministrów finansów UE w połowie września we Wrocławiu z udziałem ich amerykańskiego odpowiednika Timothy'ego Geithnera.
"Spotkanie kręciło się nie wokół działania, ale tego, jak w najlepszy sposób nie zrobić nic radykalnego" - podsumowuje.
Źródło: PAP