Obostrzenia związane z pandemią COVID-19 sprawiły, że funkcjonowanie osób niepełnosprawnych stało się podwójnie trudne. Reporterka TVN24 BiS Anna Kowalska sprawdziła, jak we Francji radzą sobie osoby niewidome i niesłyszące.
Proste gesty pomocy osobom niepełnosprawnym są ostatnio we Francji rzadkością. Boleśnie odczuwają to osoby niewidome i niedowidzące, których we Francji żyje dwa miliony.
Jedną z nich jest Laurence de Roquefeuil, niewidoma od 20 lat. Kobieta na co dzień świetnie sobie radzi i samodzielnie wychodzi na zewnątrz. Czasem jednak potrzebuje oczu obcych. Dotąd ludzie chętnie oferowali pomoc, ale koronawirus zmienił wszystko.
"Od razu podkreślam, że nie chcę ich zarazić"
- Często, gdy jestem na niebezpiecznym skrzyżowaniu albo w miejscu, którego nie znam, proszę o pomoc i łapię mojego przewodnika za ramię. Ludzie bardzo się teraz niepokoją i nie chcą mnie dotykać. Od razu podkreślam, że nie chcę ich zarazić i mogą prowadzić mnie głosem - mówi Laurence.
Przy każdym sklepie, szpitalu czy urzędzie pojawiły się jasne wytyczne. Dotyczą liczby osób, które mogą przebywać w środku czy zakazu dotykania towarów. Są również naklejki, które wyznaczają linię, której nie wolno przekraczać, ale przestrzeganie tych zasad przez niewidomych jest niemożliwe.
Ograniczenia pozbawiły te osoby nieco wolności. Bo poruszanie się komunikacją miejską czy samodzielne robienie zakupów jest już nie tylko trudne, ale i niebezpieczne. - Słabowidzący z reguły wszystkiego dotykają, dla nich ta sytuacja jest bardzo skomplikowana. Teraz mamy przecież zakaz dotykania czegokolwiek. Ktoś musi nam pomóc, inaczej jesteśmy po prostu pogubieni - dodaje.
Lauernce jest również zdania, że "ludzi trzeba nieco uspokoić, wytłumaczyć im, że jeżeli ktoś chwyta ich za ramię, to nie ma możliwości, by złapali wirusa".
Czytają z ruchu ust osób w maseczkach
Wysoką cenę za obostrzenia związane z epidemią płacą we Francji nie tylko niewidomi. Ten okres jest podwójnie trudny dla wszystkich 12 milionów niepełnosprawnych. Z nowymi problemami zmaga się choćby pięć milionów osób głuchych i niedosłyszących.
- Jestem niedosłysząca, mam wszczepiony implant ślimakowy. Żeby zrozumieć, co mówią inni, muszę czytać z ruchu ust. Bez tego słyszę tylko pojedyncze dźwięki, czytanie z ust pozwala mi na złożenie wszystkiego w jedną całość. Jak ktoś ma na sobie maseczkę, to jestem kompletnie pogubiona - przyznaje Nathalie Birault, założycielka firmy Odiora.
Kobieta na co dzień zajmuje się tworzeniem ozdób do aparatów słuchowych. Kiedy wybuchła pandemia, chwyciła za maszynę do szycia i stworzyła maseczkę z przezroczystym okienkiem na usta.
- Zgodnie z francuskimi przepisami maseczki nie mogą mieć szwów w okolicach nosa, bo tamtędy może przedostać się wirus. Więc wymyśliłam własny model. Mojej maseczki nie trzeba też wiązać za uszami, dzięki czemu nie spadają aparaty słuchowe - zaznaczyła.
Pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę, a firma Nathalie otrzymała zamówienie już na kilkadziesiąt tysięcy maseczek. - Nie nadążamy z produkcją, musimy się spieszyć - tłumaczy Bruno Savage, prezes firmy Odiora.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock