Z falą krytyki spotkała się decyzja premiera Borisa Johnsona, by pozostawić na stanowisku swojego głównego doradcę Dominica Cummingsa, który złamał rządowy zakaz przemieszczania się. Szef rządu jest krytykowany przez brytyjskie media, opozycję, a nawet posłów z własnej partii.
"Absurdalna obrona doradcy Borisa Johnsona pokazuje pogardę szefa rządu dla społeczeństwa" - napisał dziennik "The Guardian", który zaznaczył, że "naruszenie zasad przez Dominica Cummingsa nie jest zawiłą sprawą Westminsteru obejmującą skomplikowane transakcje finansowe lub tajemne przepisy parlamentarne".
"Jest to sprawa, którą wszyscy rozumieją i w której każdy ma swój udział, ponieważ każdy zrezygnował z czegoś, co cenił, a wielu drogo za to zapłaciło. Ludzie czują nie tylko oburzenie, ale i gniew" - podkreślił "The Guardian" w publikacji, w tytule której pada określenie "nieobliczalna elita" .
W piątek dzienniki "The Guardian" i "Daily Mirror" ujawniły, że Cummings, niedługo po wprowadzeniu przez rząd ograniczeń mających na celu zatrzymanie epidemii COVID-19, przejechał ponad 400 kilometrów do domu swoich rodziców w Durham, w północno-wschodniej Anglii. To nie był jednak jedyny przypadek złamania restrykcji.
Następnego dnia "The Guardian" i "Daily Mirror" podały, że 12 kwietnia Cummings był widziany wraz z rodziną w leżącej nieopodal Durham miejscowości Barnard Castle.
"Podążał za instynktami ojca"
Biuro premiera Johnsona tłumaczyło, że Cummings odbył podróż do rodziców, aby "zapewnić swojemu małemu synowi odpowiednią opiekę, ponieważ jego żona była chora na COVID-19 i istniało duże prawdopodobieństwo, że on sam zachoruje". - Myślę, że podążał za instynktami każdego ojca i każdego rodzica i nie potępiam go za to - oświadczył Johnson podczas niedzielnej konferencji na Downing Street.
Sam Cummings przekonywał, że zachował się "racjonalnie i zgodnie z prawem". Oświadczył, że nie ma zamiaru rezygnować ze stanowiska. Doradcy premiera broniło także kilku członków rządu, w tym minister transportu Grant Shapps.
"Możliwe, że Cummings działał zgodnie z prawem, jak nalegał premier. Ale pewne jest też to, że nie działał ani odpowiedzialnie, ani uczciwie. Pochwalenie go za to, że podążał za instynktami każdego ojca jest obrazą dla każdego rodzica, który przestrzegał zasad" - skomentował "The Guardian".
"Na jakiej planecie oni żyją" - cytuje publikację w "Daily Mail" agencja Reutera, która przypomniała, że około 20 posłów Partii Konserwatywnej nie podzieliło stanowiska premiera i zażądało dymisji 48-letniego Cummingsa, uznawanego za "architekta brexitu".
Kontakt z "oburzonymi wyborcami"
Cytowani przez Reutera posłowie Partii Konserwatywnej twierdzili, że "kontaktowali się z oburzonymi wyborcami, którzy poświęcili się w czasie blokady kraju, w tym przebywając z dala od umierających krewnych i którzy są przekonani, że istnieją odrębne zasady dla elit i zwykłych ludzi".
Doradzający rządowi profesor psychologii społecznej Stephen Reicher zauważył, że stanowisko Johnsona może mieć daleko idące skutki. - W ciągu kilku minut Johnson zniszczył wszystkie nasze porady dotyczące budowania zaufania i zapewnienia przestrzegania środków niezbędnych do kontrolowania COVID-19 - podkreślił. Reicher wyraził obawy, że sprawa podważy wiarygodność rządowych wytycznych.
- To był test dla premiera i on go nie zdał. To, że Boris Johnson nie zdecydował się podjąć żadnych działań wobec Dominica Cummingsa, jest zniewagą dla poświęceń Brytyjczyków - oświadczył lider opozycyjnej Partii Pracy Keir Starmer po niedzielnej konferencji szefa rządu, który bronił swojego doradcy.
Tysiące zmarłych
W ostatnich tygodniach w Wielkiej Brytanii były dwa głośne przypadki złamania obowiązujących restrykcji, które zakończyły się rezygnacjami. Chodziło o naczelną lekarz Szkocji Catherine Calderwood, która została przyłapana na dwóch wyjazdach do drugiego domu na wsi, oraz doradzającego rządowi epidemiologa Neila Fergusona, którego w domu odwiedzała przyjaciółka.
Liczba potwierdzonych przypadków zakażenia koronawirusem w Wielkiej Brytanii przekroczyła 259 tysięcy. Zmarło ponad 36 tysięcy osób.
Źródło: "The Guardian", BBC, Reuters, PAP