Sytuacja jest bardziej niepokojąca niż w jakimkolwiek innym momencie od marca ubiegłego roku – uważa pierwsza minister Szkocji Nicola Sturgeon. W odpowiedzi na wysoki wskaźnik transmisji nowej mutacji koronawirusa w Wielkiej Brytanii ogłosiła wprowadzenie nowego lockdownu. Tymczasem premier Boris Johnson przyznał, że nie ma wątpliwości co do konieczności wprowadzenia dodatkowych restrykcji w pozostałej części kraju.
Nicola Sturgeon wystąpiła w poniedziałek przed szkockim parlamentem. Zwróciła uwagę, że wraz z pojawieniem się na Wyspach nowej, bardziej zakaźnej mutacji koronawirusa, która w Szkocji odpowiada już za blisko połowę nowych zakażeń, rośnie transmisja COVID-19. - Nie będzie przesadą, jeśli powiem, że jestem bardziej zaniepokojona sytuacją, z którą przyszło nam się mierzyć, niż kiedykolwiek od marca – powiedziała.
Zgodnie z nowymi przepisami ludzie będą prawnie zobowiązani do pozostawania w domach, z wyjątkiem uzasadnionych przypadków, i do pracy z domu tam, gdzie jest to możliwe. Wyjątkami uzasadniającymi wyjście będą praca, niezbędne zakupy, wizyta lekarska, ćwiczenia fizyczne czy opieka nad osobą potrzebującą.
Możliwość spotkań na otwartej przestrzeni zostanie ograniczona do jednej osoby spoza własnego gospodarstwa domowego, zabronione będą wszelkie grupowe ćwiczenia fizyczne, zamknięte zostaną świątynie, a szkoły co najmniej do początku lutego będą działać w trybie zdalnym. Wprowadzony zostaje zakaz podróżowania do Szkocji i ze Szkocji, o ile nie jest to niezbędne.
Sturgeon wyjaśniła, że zwiększona zdolność przenoszenia się nowego wariantu COVID-19, który po raz pierwszy zidentyfikowano w Wielkiej Brytanii, oznacza, że dotychczasowy najwyższy poziom restrykcji w Szkocji (4 w skali 0-4) może nie wystarczyć, aby sprowadzić wskaźnik R poniżej 1. Wartość R poniżej 1 oznacza, że epidemia się cofa, powyżej – że się rozwija. Wszystkie nowe restrykcje obowiązywać będą w całej Szkocji z wyjątkiem wysp, które pozostaną na poziomie 3, ale sytuacja tam będzie uważnie monitorowana.
- Istotne jest, abyśmy dalej ograniczali interakcje między różnymi gospodarstwami domowymi, aby zahamować rozprzestrzenianie się i przywrócić kontrolę nad sytuacją, szczepiąc przez ten czas więcej osób. Krótko mówiąc, musimy wrócić do sytuacji znacznie bliższej lockdownowi z marca zeszłego roku – wyjaśniła Sturgeon.
W poniedziałek poinformowano, że w Szkocji wykryto kolejnych 1905 nowych zakażeń. To mniej niż w ostatnich kilku dniach, ale Sturgeon wskazała, że niepokojący jest odsetek testów z pozytywnym wynikiem, który wynosi 15 procent.
Johnson: nie ma wątpliwości, że będziemy musieli podjąć bardziej rygorystyczne środki
Premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson zapytany został podczas wizyty w jednym ze szpitali w Londynie, czy i jakie dalsze ograniczenia zostaną wprowadzone. - To, na co czekamy, to zobaczenie wpływu środków z poziomu czwartego na wirusa i w tej chwili jest to nadal trochę niejasne. Ale jeśli spojrzeć na liczby, nie ma wątpliwości, że będziemy musieli podjąć bardziej rygorystyczne środki i ogłosimy je w odpowiednim czasie – mówił.
Od sześciu dni w Wielkiej Brytanii wykrywanych jest codziennie ponad 50 tysięcy nowych przypadków koronawirusa, co jest zdecydowanie najwyższą liczbą w Europie. Brytyjski rząd ocenia, że co najmniej 60 procent nowych zakażeń to nowa odmiana wirusa wykryta początkowo w południowo-wschodniej Anglii.
Obecnie 78 procent populacji Anglii mieszka na terenach objętych czwartym - czyli najwyższym - poziomem restrykcji, które oznaczają m.in. zakaz wychodzenia z domów z wyjątkiem uzasadnionych powodów oraz zamknięcie wszystkich sklepów poza tymi, które sprzedają towary pierwszej potrzeby. Cała reszta ludności, z wyjątkiem niespełna 2500 osób na wyspach Scilly leżących u wybrzeży Kornwalii, jest na poziomie trzecim.
Premier Johnson powiedział, że rząd "zrobi wszystko, co w jego mocy, aby utrzymać wirusa pod kontrolą", ale podkreślił również, że "w tym krytycznym momencie jest tak ważne, aby ludzie utrzymywali dyscyplinę".
Źródło: PAP