Na weselu miało być 10 tysięcy osób. Władze powstrzymały organizację uroczystości

Urzędnicy Nowego Jorku udaremnili organizację wesela na Brooklynie, na którym miało się zjawić około 10 tysięcy gości. Władze stanu ostrzegły, że narusza to przepisy o zgromadzeniach wydane z powodu pandemii COVID-19. W ciągu ostatniej doby w Stanach Zjednoczonych zarejestrowano 57 519 nowych przypadków zakażenia i 711 kolejnych zgonów.

Jak poinformował gubernator stanu Nowy Jork Andrew Cuomo, wesele miało się odbyć na terenie synagogi chasydzkiej w części Brooklynu, Williamsburgu. Miało się na nim pojawić 10 tysięcy gości. - Otrzymaliśmy wiadomość (…), przeprowadziliśmy śledztwo i stwierdziliśmy, że najprawdopodobniej to prawda. Zaplanowano duże wesele, co naruszyłoby obowiązujące zasady o zgromadzeniach - wyjaśnił Cuomo.

Wesele miało się odbyć poza wytyczonymi w stanie Nowy Jork strefami o największym stopniu zakażenia COVID-19. Rozmiary wydarzenia zaalarmowały jednak władze. - Słuchaj, możesz się żenić, po prostu nie możesz mieć tysiąca osób na swoim ślubie - powiedział Cuomo.

Organizatorzy nie wzięli pod uwagę ograniczeń

Zgodnie z przepisami w Nowym Jorku dozwolone są zgromadzenia w zamkniętych pomieszczeniach, jeśli jest tam wypełnionych nie więcej niż 33 proc. miejsc. Nie mogą jednak przekraczać 50 osób.

Przedstawiciele synagogi tłumaczyli, że podczas planowania ceremonii wzięto pod uwagę ograniczenia związane z COVID-19. Większość uczestników miała tam być "rotacyjnie", "przez krótki okres" i "zgodnie z przepisami dotyczącymi dystansu społecznego" – informowała na swym portalu telewizja NBC.

Organizatorzy zawiadomili gości weselnych, że w związku z zakazem nie będą mogli przybyć na wesele krewnej Zalmana Leiba Teitelbauma, wielkiego rabina sekty Satmar. Weźmie w nim udział tylko najbliższa rodzina.

Tymczasem według biura szeryfa Nowego Jorku przerwano też nielegalne zgromadzenie w sali bankietowej w części Queensu, Ozone Park. Policja ustaliła, że było tam ponad 215 gości i serwowano alkohol bez pozwolenia. Czterem osobom postawiono zarzuty o popełnieniu przestępstwa.

Koronawirus w USA

W ciągu ostatniej doby w Stanach Zjednoczonych zarejestrowano 57 519 nowych przypadków zakażenia i 711 kolejnych zgonów - poinformował w niedzielę wieczorem czasu lokalnego Uniwersytet Johnsa Hopkinsa w Baltimore.

Według danych amerykańskiej uczelni od wybuchu pandemii zdiagnozowano w całym kraju 8 142 913 przypadków zakażenia koronawirusem. Zmarło łącznie 219 676 osób.

Jak zauważyła telewizja CNN, w USA rejestruje się ostatnio średnio ponad 55 000 nowych przypadków COVID-19 dziennie. Jest to ponad 60 proc. więcej niż w połowie września. Zdaniem ekspertów kraj znajduje się "w samym środku przerażającej fali nasilenia pandemii".

Z danych Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa wynika, że tylko w stanach Missouri i Vermont nastąpił ponad 10-proc. spadek średniej liczby zgłoszonych przypadków w ciągu ostatniego tygodnia. Z kolei w Connecticut i na Florydzie było ich co najmniej o 50 proc. więcej.

W 27 stanach, w tym w Kolorado, Illinois, Indianie, Massachusetts, Michigan, New Jersey, Rhode Island, Teksasie i Wisconsin, odnotowano wzrosty od 10 do 50 proc. W pozostałych stanach sytuacja utrzymuje się na jednakowym poziomie. - To naprawdę straszny okres i ludzie muszą być ostrożni – mówił cytowany przez CNN epidemiolog dr Abdul El-Sayed.

Coraz więcej hospitalizacji

Wraz ze wzrostem zakażeń coraz więcej ludzi trafia do szpitali. W Nowym Meksyku liczba hospitalizacji wzrosła w tym miesiącu o ponad 100 proc. - przyznała gubernator tego stanu Michelle Lujan Grisham. W ślad za większą liczbą hospitalizacji nastąpi prawdopodobnie wzrost liczby zgonów spowodowanych koronawirusem – ocenił dr Francis Collins, dyrektor National Institutes of Health (Krajowy Instytut Zdrowia).

Średnio 700 zgonów dziennie z powodu koronawirusa to znacznie mniej niż w lipcu i sierpniu, kiedy umierało po 1000 Amerykanów w ciągu doby. Naukowcy z University of Washington przewidują jednak, że do połowy stycznia w Stanach Zjednoczonych może dojść do ponad 2300 przypadków śmiertelnych dziennie.

- Kiedy widzieliśmy tego rodzaju sytuację na początku pandemii, w marcu i kwietniu, wirus nie rozprzestrzeniał się wszędzie. (…) Obecnie wzrost może być znacznie wyższy niż wiosną lub latem - przestrzegał El-Sayed, były dyrektor departamentu zdrowia w Detroit.

Czytaj także: