Mam nadzieję, że nie będę miał już styczności z koronawirusem - przyznał Sławomir Michalak, jeden z chorych na COVID-19, którzy uczestniczyli w Chicago w testach leku stosowanego między innymi w leczeniu eboli. - Jestem półtora tygodnia po wyjściu ze szpitala i czuję się bardzo dobrze - zapewnił.
125 pacjentów chorych na COVID-19 wzięło udział w prowadzonych w Chicago badaniach klinicznych przeciwwirusowego leku remdesivir, wykorzystywanego w leczeniu eboli i choroby marburskiej. Jednym z uczestników testów był Polak, Sławomir Michalak, z którym rozmawiał korespondent "Faktów" TVN w Stanach Zjednoczonych Marcin Wrona. - Nie obawiałem się, bo powiedziano mi, że lek był stosowany przy leczeniu eboli i nie ma żadnych skutków ubocznych. Byłem przekonany, że powinienem spróbować - powiedział Michalak.
"Nie wziąłem ani jednej tabletki i nie mam żadnych problemów"
Relacjonował, że lek jest podawany dożylnie i trwa to około 45 minut. Stwierdził, że już po przyjęciu pierwszej dawki jego stan się poprawił. - Już pierwszej nocy nie miałem wysokich temperatur i nie musiałem brać tabletek na zbicie gorączki - opowiadał. - Oddychanie było dalej słabe, ale przed przyjściem do szpitala cały tydzień leżałem w łóżku, więc organizm był osłabiony - dodał.
Jak powiedział Stanisław Michalak, po trzeciej dawce miał "sześciominutowy test chodzenia", dzięki któremu lekarze monitorują, jak funkcjonuje układ oddechowy. - Wszystko było na takim poziomie, że powiedziano mi, że mogę być wypisany następnego dnia do domu - stwierdził. - Przyjąłem czwartą dawkę leku i od momentu, jak wyszedłem do domu, a minęło półtora tygodnia, nie wziąłem ani jednej tabletki i nie mam żadnych problemów - zapewnił.
Posłuchaj całej rozmowy Marcina Wrony ze Sławomirem Michalakiem - pacjentem, który brał udział w badaniach leku na koronawirusa:
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24