Ponad dwa miesiące spędzone w niewoli to dramat, jaki przeżyła Amerykanka odnaleziona na jednej z farm w hrabstwie Spartanburg w Karolinie Południowej. Policja uratowała kobietę trzymaną w zamknięciu z łańcuchem u szyi. Na farmie znaleziono też ciało, prawdopodobnie jej chłopaka. Mężczyzna przyznaje się tylko do uwięzienia kobiety.
Policja z Karoliny Południowej pojawiła się na posesji, należącej do 45-letniego Todda Kohlheppa, w czwartek. Śledztwo w sprawie zaginięcia pary było prowadzone od końca lata.
W pewnym momencie śledztwa pojawiły się poszlaki wskazujące na jego możliwe zaangażowanie w porwanie dwóch osób. Policja dowiedziała się bowiem, że w 1987 r., jeszcze jako 19-latek, Kohlhepp żyjący wtedy w Arizonie porwał nieletnią dziewczynę i chciał ją więzić.
Tymczasem zaginiona teraz kobieta była jego pracownicą. 45-latek miał własną agencję nieruchomości.
Policjanci zabrali go w czwartek na przesłuchanie, a duża grupa dochodzeniowa zaczęła przeszukiwać 40-hektarową posesję. W pewnych chwili policjanci usłyszeli głuchy dźwięk dochodzący z jednego z budynków gospodarczych. W środku znaleziono kobietę z łańcuchem u szyi, przykutą do ziemi.
Kobieta powiedziała policji, że została porwana w sierpniu i że mężczyzna zabił jej chłopaka. Policja znalazła jedno ciało na farmie, ale nie potwierdziła jeszcze, czy to wskazany przez ofiarę mężczyzna.
Kobieta twierdzi tymczasem, że w ziemi mogą być zakopane jeszcze cztery inne ciała - podali śledczy. Teraz badają więc, czy przypadkiem w ich ręce nie wpadł seryjny morderca. Nie wiadomo, czy kobieta wie o potencjalnych, innych ofiarach od samego 45-latka, czy przebywała w niewoli z kimś innym, kto między sierpniem i początkiem listopada zniknął.
Na farmie znaleziono też pokaźny arsenał broni i amunicję - podają szeroko komentujące sprawę amerykańskie media.
Mężczyzna przyznał się do uwięzienia kobiety.
Autor: adso,mart/gry / Źródło: BBC, CNN