Kazachska policja po raz pierwszy podała liczbę ofiar wśród cywilów w czasie antyrządowych zamieszek w Ałmaty. Poinformowała, że zginęło 149 osób. Nie wiadomo jednak, ile zmarłych jest wśród mieszkańców, którzy nie brali udziału w starciach, ale stali się przypadkowymi ofiarami użycia broni palnej przez funkcjonariuszy - poinformowało Radio Swoboda.
Oficjalne dane z Ałmaty nie były ujawniane od ponad tygodnia od zakończenia antyrządowych zamieszek, dlatego kazachscy aktywiści i obrońcy praw człowieka zaczęli samodzielnie zbierać informacje o rannych, zabitych, aresztowanych i zaginionych.
Pierwsze oficjalne dane podał w niedzielę Kanat Timerdenow, szef policji w Ałmaty, największym mieście Kazachstanu. Mówił również, że zginęło 11 funkcjonariuszy organów ścigania. "Nie określił jednak liczby ofiar wśród mieszańców, którzy nie brali udziału w zamieszkach, ale stali się przypadkowymi ofiarami użycia broni palnej" - skomentowało doniesienia policji Radio Swoboda.
Ojciec nie usłyszał nakazu zatrzymania
Radio Swoboda informowało, że w obwodzie ałmackim z rąk sił bezpieczeństwa zginęła cała rodzina. Według doniesień, jakie otrzymali obrońcy praw człowieka, mąż, żona i ich piętnastoletnia córka zginęli wieczorem 8 stycznia w mieście Tałdykorgan, kiedy wracali do domu. Ojciec rodziny nie usłyszał nakazu zatrzymania, dlatego wojskowi otworzyli ogień.
Obrońcy praw człowieka mają także dowody o zastrzeleniu w Ałmaty 12-letniego chłopca, który wybrał się z matką do sklepu spożywczego, znajdującego się w pobliżu komisariatu policji. Kolejka stała na zewnątrz. Kiedy na ulicy padły strzały, jedna z kul trafiła chłopca w głowę. "Leżał na ziemi przez około 15 minut, ale nikt do niego nie mógł podejść. Później udało się go zabrać, ale już nie żył" - przekazało tę historię Radio Swoboda.
Kolejki przed kostnicami
Kazachscy obrońcy praw człowieka informowali wcześniej, że lista potwierdzonych zgonów mieszkańców, którzy nie brali udziału w zamieszkach, sięga 17. Podawali także, że 11 osób jest zaginionych. Przed kostnicami Ałmaty i innych miast gromadziły się dziesiątki ludzi, którzy próbowali się dowiedzieć czegokolwiek o losach krewnych. Kolejki tworzyły się także przed komisariatami policji, która nie chciała udzielać informacji o zatrzymanych. Kazachscy aktywiści otrzymywali masowe skargi dotyczące stosowania tortur wobec aresztowanych uczestników pokojowych protestów.
Policja w Ałmaty wyjaśniła w niedzielę, że większość ze 149 zabitych to "terroryści". W całym kraju w wyniku zamieszek - jak podała prokuratura generalna Kazachstanu - zginęło 225 osób. Ministerstwo zdrowia Kazachstanu uzupełniło informacje prokuratury, podając, że w szpitalach zmarło 175 spośród wszystkich ofiar. Według prokuratury obrażenia podczas "wydarzeń w styczniu" odniosło 4578 osób.
Międzynarodowa organizacja praw człowieka Amnesty International wezwała władze Kazachstanu do przeprowadzenia skutecznego i bezstronnego śledztwa w sprawie wszystkich doniesień o naruszeniu praw człowieka, w tym użycia broni przez siły bezpieczeństwa.
Protesty po podwyżkach cen gazu
Na początku stycznia w Kazachstanie wybuchły protesty spowodowane noworocznymi podwyżkami cen gazu LPG. Manifestacje się rozszerzały, a postulaty protestujących dotyczyły także kwestii politycznych, w tym dymisji rządu i odejścia z polityki wieloletniego byłego przywódcy Nursułtana Nazarbajewa. W Ałmaty doszło do gwałtownych starć z policją i zamieszek. Władze ogłosiły, że doszło do "zamachu stanu, kierowanego przez uzbrojonych terrorystów".
6 stycznia do Kazachstanu wkroczyły 2,5-tysięczne "siły pokojowe" kierowanej przez Rosję Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym, które miały zapewnić ochronę kluczowych obiektów administracyjnych i wojskowych. Kontyngent opuścił kraj 13 stycznia.
Źródło: Radio Swoboda, tvn24.pl