Znaczne wahania prędkości i wysokości. Dzień przed katastrofą boeing odbył "chaotyczny" lot


Boeing 737 Max 8, który w poniedziałek ze 189 osobami na pokładzie runął do Morza Jawajskiego, w poprzednim rejsie leciał chaotycznie, a pasażerowie narzekali między innymi na "dziwne" dźwięki z silnika - poinformowała agencja Reutera. Problemy maszyny podczas jej przedostatniego lotu potwierdził wcześniej szef linii Lion Air, nie sprecyzował jednak ich charakteru.

Boeing linii Lion Air w niedzielę odbył swój przedostatni lot z Denpasar na wyspie Bali do stolicy Indonezji, Dżakarty.

Jak ustalił Reuters w oparciu o dane z portalu FlightRadar24, tamten lot był "chaotyczny", a maszyna w jego trakcie doświadczyła niestandardowych zmian wysokości i prędkości lotu w pierwszych minutach po starcie. Między innymi samolot przerwał w pewnym momencie - dosyć nagle - wznoszenie i przez 27 sekund zniżył się aż o około 300 metrów, nim wysokość lotu została ustabilizowana.

W dalszej części rejsu do Dżakarty piloci utrzymywali natomiast samolot na maksymalnym pułapie około 8500 metrów, podczas gdy wcześniej w tym tygodniu inne samoloty latały na tej trasie w korytarzu na wysokości niemal 11000 metrów.

"Dziwny" hałas w silniku

Reuters przywołuje relacje dwojga pasażerów tego przedostatniego, niedzielnego lotu boeinga 737 Max 8, które zamieszczone zostały w internecie. Twierdzą oni, że byli zaniepokojeni "problemami z systemem klimatyzacji oraz oświetlenia" przedziału pasażerskiego w samolocie, nim ten ostatecznie wystartował z niemal trzygodzinnym opóźnieniem.

- Byłam zła, ponieważ jako pasażer, który zapłacił za bilet, mieliśmy wszelkie prawo kwestionować bezpieczeństwo samolotu - stwierdziła jedna z pasażerek, prezenterka telewizyjna Conchita Caroline. Jak dodała, podczas startu pojawił się również "dziwny" hałas w silniku, który "utrzymał się" w czasie lotu.

Wcześniej szef Lion Air Edward Sirait przyznawał, że samolot, który się rozbił, miał problem techniczny podczas poprzedniego lotu, ale został on rozwiązany "zgodnie z procedurami producenta". Ten niesprecyzowany problem z poprzedniego lotu maszyny ma być ważnym elementem śledztwa.

Reuters podkreśla przy tym, że nie wiadomo, czy problemy w przedziale pasażerskim, o których wspomina się w relacjach, mają jakikolwiek związek z problemem technicznym, o którym mówił szef Lion Air.

Miejsce katastrofy indonezyjskiego samolotuMałgorzata Latos/PAP

Reuters: chaotyczny lot

Boeing linii Lion Air wylądował w stolicy Indonezji Dżakarcie w niedzielę o 22:55 czasu lokalnego. Mechanicy mieli następnie niespełna sześć i pół godziny na dokonanie niezbędnych kontroli technicznych, nim samolot ruszył w kolejny, jak się okazało tragiczny lot o 6:20 rano w poniedziałek.

Reuters ustalił również przebieg tego ostatniego, tragicznego lotu.

Samolot ponownie krótko po oderwaniu się od pasa w Dżakarcie doświadczał niestandardowych zmian wysokości i prędkości lotu. Reuters twierdzi, że pierwszy sygnał, że coś może być nie tak, pojawił się już dwie minuty po starcie, gdy boeing osiągnął wysokość 610 metrów.

Wówczas przestał się wznosić, zniżył lot o ponad 150 metrów i skręcił w lewo, podczas gdy na tym etapie lotu samolot zwykle stale się wznosi. Dopiero po około pół minuty maszyna ponownie zaczęła się wznosić do wysokości 1524 metrów. Na tym pułapie maszyna przebyła większość dalszego lotu, mimo że zwykle latające na tej samej trasie samoloty znajdowały się już znacznie wyżej.

W ostatnich minutach maszyna, według Reutersa, zaczęła przyspieszać, osiągając prędkość około 640 kilometrów na godzinę. Kontakt z pilotami utracono, kiedy znajdowała się na na wysokości 1113 metrów. Nastąpiło to około 15 kilometrów na północ od indonezyjskiego wybrzeża.

Katastrofa indonezyjskiego samolotu Maciej Zieliński/PAP/Reuters

"Lecieli znacznie szybciej"

Według pilotów i inżynierów, z którymi rozmawiała agencja, ujawnione dotąd informacje o dwóch ostatnich lotach boeinga 737 Max 8 mogą wskazywać na problemy z tak zwanymi rurkami Pitota, czyli przyrządami służącymi do pomiaru prędkości i wysokości samolotu.

- Bez wątpienia duże zmiany wznoszenia i zniżania maszyny na bardzo wczesnym etapie lotu są dla mnie wskazaniem na niewłaściwą prędkość - powiedział Reutersowi pilot innej linii lotniczej proszący o anonimowość ze względu na brak upoważnienia do wypowiadania się w mediach.

Także inny pilot, którego anonimową wypowiedź cytuje agencja, zwrócił uwagę na problemy z prędkością, a konkretniej na przyspieszanie samolotu Lion Air w ostatniej fazie lotu przed katastrofą. - Lecieli znacznie szybciej, niż można się było spodziewać - stwierdził.

Agencja Reutera dotarła również do dwóch rybaków, którzy widzieli katastrofę z pokładu swojej łodzi. Według nich maszyna lekko kołysała się, ale nie była głośna, spadając w niemal poziomej pozycji, z minimalnie pochylonym dziobem. Przy uderzeniu o taflę wody usłyszeli oni eksplozję, po czym w niebo wzbił się słup dymu.

Katastrofa na morzu

Maszyna ze 189 osobami na pokładzie leciała do miasta Pangkal Pinang na wyspie Bangka, w pobliżu Sumatry. Zniknęła z ekranów radarów 13 minut po wylocie z Dżakarty, gdy runęła do morza. Według służb ratowniczych szanse na odnalezienie ewentualnych ocalałych z katastrofy są znikome. Wrak samolotu spoczywa na głębokości około 35 metrów.

Według indonezyjskich służb żeglugi powietrznej tuż przed utratą kontaktu załoga samolotu prosiła o powrót na lotnisko. Kontrola ruchu lotniczego zezwoliła na to, po czym utracono połączenie z maszyną.

Na razie przyczyny katastrofy nie są znane. Firma Boeing poinformowała, że "udziela technicznego wsparcia na prośbę i pod kierownictwem władz rządowych prowadzących śledztwo w sprawie wypadku". Również rzecznik Amerykańskiego Federalnego Urzędu Bezpieczeństwa Transportu (NTSB) podał, że agencja udziela pomocy w tym dochodzeniu.

Indonezyjskie ministerstwo transportu nakazało we wtorek przeprowadzenie inspekcji wszystkich samolotów Boeing 737 MAX, eksploatowanych przez linie lotnicze tego kraju.

Autor: mm/adso / Źródło: reuters, pap