22 grudnia ma ruszyć budowa nowego kanału łączącego Atlantyk z Pacyfikiem. Finansowana przez chińskiego biznesmena inwestycja powstanie w Nikaragui na przekór wszystkiemu: rachunkom ekonomicznym, protestom społecznym i zagrożeniom ekologicznym.
Kontrowersyjny kanał nikaraguański łączący Atlantyk i Pacyfik ma powstać w ciągu 5 lat i będzie znacznie dłuższy, szerszy i głębszy niż istniejący już kanał panamski. Ma stać się jego wielkim konkurentem, korzystając z faktu, że dotychczasowy kanał jest już zbyt wąski dla wielu statków, a do tego zatłoczony i coraz droższy.
Zaangażowani w inwestycję przekonują, że otworzy ona nowy rozdział w historii Nikaragui i będzie spełnieniem marzeń jej mieszkańców. Przez pierwsze 10 lat rząd otrzymywać ma co roku 10 mln dolarów od chińskiego operatora, zaś później procent od dochodów z jego eksploatacji. Dochody te, według prezydenta Daniela Ortegi, mają w przyszłości podwoić PKB Nikaragui, sama budowa da zatrudnienie kilkudziesięciu tysiącom mieszkańców kraju, a już funkcjonujący kanał wyciągnie z biedy 400 tysięcy mieszkańców. Nikaragua jest najuboższym obok Haiti państwem regionu, więc argumenty wydają się niebagatelne.
Z drugiej strony z niewiadomych przyczyn szczegóły projektu jak dotąd nie zostały ujawnione, co sprzyja powstawaniu wątpliwości. Wyłączne prawo na budowę nowego kanału i jego eksploatację przez co najmniej 50 lat przyznano zarejestrowanej w Hongkongu spółce Hong Kong Nicaragua Canal Development Investment Company, którą kieruje tajemniczy chiński biznesmen Wang Jin.
Wiadomo o nim niewiele więcej poza tym, że jest również szefem średniej wielkości firmy telekomunikacyjnej i musi pozostawać w dobrych relacjach z chińskim rządem lub armią, skoro udało mu się zdobyć w państwowych bankach kredyty na sfinansowanie tego projektu.
A koszty są niebagatelne – wstępnie szacuje się je na co najmniej 50 miliardów dolarów, niemal 5-krotność nikaraguańskiego PKB. Oprócz samego przekopu łączącego dwa oceaniczne wybrzeża powstać ma też rurociąg, dwa głębokowodne porty, lotnisko i szereg dróg oraz zabudowań towarzyszących.
Kanał na przekór wszystkiemu
Nowy kanał rozbudza wyobraźnię, póki co budzi jednak zdecydowanie więcej kontrowersji niż sympatii. Podstawowym zarzutem kierowanym pod jego adresem jest ekonomiczna nieopłacalność całego przedsięwzięcia. Wątpliwości budzą gigantyczne koszty, które przy tego typu ambitnych projektach niemal zawsze znacząco przekraczają pierwotne założenia. Jak argumentuje chiński inwestor, przewidywany jest stały wzrost żeglugi między Atlantykiem a Pacyfikiem, może ona jednak w dużym stopniu przenieść się na nowe szlaki arktyczne, możliwe do wykorzystania za sprawą globalnego ocieplenia
Najpoważniejszym argumentem przeciwko ekonomicznej opłacalności całej inwestycji jest zaś fakt, że znacznie mniejszym nakładem finansowym przebudowywany jest właśnie kanał panamski, dzięki czemu wzrośnie jego przepustowość do 16 tys. statków rocznie, będą również mogły nim przepływać te jednostki, które dotychczas się nie mieściły. Według wielu ekspertów rozbudowany kanał panamski w zupełności zaspokoi potrzeby światowej żeglugi, a jak dodaje jeden z nich, cytowany nawet przez państwowe medium China Daily „kanałem w Panamie zarządzają ludzie z doświadczeniem, a sama Panama zapewnia stabilność; Obu tych elementów brakuje w Nikaragui”.
Słowo „stabilność” wskazuje na drugą kontrowersję dotyczącą budowy kanału nikaraguańskiego, czyli kwestie polityczne. Porozumienie jest efektem niejasnych kontaktów pomiędzy Komunistyczną Partią Chin i rządzącymi w Nikaragui sandinistami z prezydentem Danielem Ortegą na czele. Ustawa przyznająca Chińczykom koncesję na budowę kanału została przegłosowana przez należących do Socjalistycznej Międzynarodówki sandinistów w błyskawicznym tempie, co zbulwersowało opozycję. „Sprzedano część kraju Chińczykom, to zdrada” grzmieli przeciwnicy dopiętej w niejasnych okolicznościach inwestycji, „sprzeciw wobec kanału jest niepatriotyczny” brzmiała automatyczna odpowiedź rządu. Ale od partii Ortegi, o partyzanckich, rewolucyjnych korzeniach, odwróciła się nawet część dawnych zwolenników, zarzucających jej zdradę lewicowych ideałów i kierowanie się jedynie chęcią zysku.
Inne zarzuty dotyczą również kwestii ekologicznych i społecznych. Nowy kanał przebiegać ma przez Jezioro Nikaragua, największe środkowoamerykańskie źródło wody pitnej i siedlisko wielu zwierząt i roślin. Budzi to poważne zastrzeżenia dotyczące wpływu intensywnej żeglugi na środowisko naturalne. Problem stanowi również znajdujący się w pobliżu jeziora aktywny wulkan. W przypadku erupcji, lub towarzyszących jej wstrząsów sejsmicznych, można wyobrazić sobie choćby zniszczenie jednej z zapór na kanale i niekontrolowane uwolnienie olbrzymich ilości wody. Ponadto nad brzegami jeziora mieszkają ludzie, którzy w związku z szykującą się budową będą musieli zostać przesiedleni - szacuje się, że taki los spotka co najmniej 30 tysięcy osób, a wiele innych straci ziemię uprawną, która stanowi ich jedyne źródło utrzymania.
Nic więc dziwnego, że w Nikaragui już trwają protesty przeciwko rozpoczynającej się inwestycji, a pierwsi Chińczycy którzy pojawili się na jej terenie mieli wojskową eskortę.
Znak naszych czasów
Pomysł budowy w Nikaragui kanału łączącego Atlantyk z Pacyfikiem sięga drugiej połowy XIX wieku jako jedna z kilku możliwych tras przekopu Ameryki Środkowej. Ostatecznie pomysł ten jednak upadł, co przypieczętowane zostało otwarciem w 1914 kanału panamskiego kontrolowanym aż do 1999 roku przez Stany Zjednoczone.
Powrót planów budowy kanału w Nikaragui, tym razem kontrolowanego przez Chińczyków, można więc widzieć jako znak naszych czasów – chińskie wpływy umacniają się nawet w Ameryce Południowej i Środkowej. W tej pierwszej nie są z resztą niczym nowym, ponieważ Pekin w ostatnich latach stał się najważniejszym partnerem handlowym m.in. dla Brazylii, Chile i Peru, a dla niektórych państw, na czele z Wenezuelą, również kluczowym sojusznikiem w przeciwstawianiu się amerykańskiej hegemonii.
Kontrolowanie kanału nikaraguańskiego byłoby więc symbolicznym przypieczętowaniem rosnącego znaczenia Chin zarówno w południowoamerykańskim handlu i inwestycjach, jak też globalnej rywalizacji ze Stanami Zjednoczonymi. Wyzwanie rzucone w ten sposób Waszyngtonowi byłoby jeszcze większe, gdyby potwierdziły ostatnie plotki z chińskich mediów.
W tym tygodniu pojawiły się bowiem doniesienia, jakoby Wenezuela mogła sprzedać Chinom karaibską wyspę Isla La Blanquilla w ramach spłaty swojego zadłużenia.
Chińska bajka?
Co interesujące, Nikaragua oficjalnie w ogóle nie utrzymuje stosunków dyplomatycznych z Chińską Republiką Ludową – za jedyne chińskie państwo wciąż uznaje Tajwan, podobnie jak większość małych i biednych państw karaibskich. Fakt ten zupełnie nie przeszkadzał żadnej ze stron ambitnego porozumienia w sprawie budowy kanału, może jednak stać się niewygodny choćby ze względów prestiżowych. Możliwe więc, że liczba państw, które dotąd rezygnowały z posiadania oficjalnych relacji dyplomatycznych z Chinami i uznawały niepodległość Tajwanu, niedługo ulegnie dalszemu zmniejszeniu.
Z drugiej strony, budowa kanału nikaraguańskiego była kilkakrotnie zapowiadana w przeszłości i jak dotąd nie doczekała się realizacji. Choć wydaje się, że dziś jesteśmy tego bliżej niż kiedykolwiek, nawet część Nikaraguańczyków w to nie wierzy, nazywając całą sprawę „cuento chino” – chińską bajką, która nijak nie ma się do rzeczywistości. Zwłaszcza, że w ujawnionym porozumieniu nie są przewidziane żadne kary za odstąpienie od jego realizacji przez tajemniczego inwestora z Hongkongu.
Autor: Maciej Michałek/gak / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Wikipedia