Już 343 ofiary tsunami, 20 tys. ludzi bez domów

Aktualizacja:

Do 343 wzrosła wzrosła liczba ofiar śmiertelnych fali tsunami wywołanej w poniedziałek przez trzęsienie ziemi o sile 7,7 w skali Richtera na wyspach Indonezji. Po przejściu niszczycielskiej fali, 20 tysięcy ludzi zostało bez dachu nad głową. Rośnie też bilans ofiar wtorkowego wybuchu wulkanu Merapi. Szacuje się, że zginęły już 32 osoby.

Trzęsienie ziemi miało miejsce w poniedziałek wieczorem, w odległości ok. 78 km na południowy zachód od wyspy Południowa Pagai, wchodzącej w skład grupy ok. 70 wysp Mentawai.

W następstwie wstrząsów powstała fala, która zmiotła z powierzchni ziemi kilkanaście wiosek. Na Południowej Pagai fale dostały się 600 metrów w głąb lądu, a na Północnej Pagai przykrywały dachy domów.

Szef centrum zarządzania kryzysowego, Harmansyah, opowiadał dziennikarzom o drogach i plażach pełnych spuchniętych zwłok. Dodał, że ogromne zniszczenia w co najmniej 20 wioskach świadczą o tym, że fala tsunami mogła mieć nawet sześć metrów wysokości. Wcześniej informowano o trzymetrowej fali.

Ludzie czekają na informacje

Zaginionych jest nadal 338 osób - podały w czwartek indonezyjskie władze. Wcześniej przedstawiciel władz Ade Edward informował, że 412 osób uważa się za zaginione. W mieście Padang ludzie tłoczą się przed tablicą wystawioną przy pałacu gubernatora prowincji, gdzie co dwie godziny aktualizowana jest lista ofiar - pisze agencja EFE.

W szpitalach przebywa około 400 rannych, a około 4 tysięcy osób jest pozbawionych dachu nad głową.

Prezydent Indonezji Susilo Bambang Yudhoyono przerwał wizytę państwową w Wietnamie i udał się na miejsce tragedii. Spotkał się tam z ocalałymi z kataklizmu oraz przedstawicielami miejscowych władz.

Ratują w trudnych warunkach

W związku ze złymi warunkami atmosferycznymi ratownicy i pierwsza pomoc dotarli na miejsce dopiero w środę. Statek z jedzeniem, wodą i lekami dotarł do miasta Sikakap na wyspie Północna Pagai dopiero w czwartek.

Po prawie 72 godzinach od katastrofy odnalezienie żywych będzie "bardzo, bardzo trudne" - powiedział agencji EFE szef misji Czerwonego Krzyża na Zachodniej Sumatrze, Hans Bochove.

Agencja EFE pisze też, że obecnie głównym problemem logistycznym jest znalezienie właściwego środka transportu na dostarczenie na odległe wyspy Mentawai pomocy tysiącom poszkodowanych. Podróż łodzią zajmuje kilkanaście godzin, a wysokie fale sprawiają, że jest niebezpieczna.

Najlepszym środkiem transportu ratowników i niezbędnych materiałów są awionetki i helikoptery. Jednak w związku z tym, że rząd nie ogłosił stanu klęski żywiołowej, brakuje na to środków finansowych.

Zawiódł, czy nie działał

Świadkowie zaznaczają, że nie wiedzieli o ostrzeżeniu przed tsunami, wystosowanym przez władze tuż po trzęsieniu ziemi. Według wcześniejszych informacji władze odwołały ostrzeżenie. Możliwe jest, że zawiódł kosztowny system ostrzegania, który został zainstalowany po przejściu tsunami w grudniu 2004 roku. W Azji zginęło wtedy około 226 tys. ludzi.

Agencja AP powołując się na władze napisała, że miesiąc temu system popsuł się z powodu zaniedbań w eksploatacji. Z kolei według agencji AFP, na wyspach Mentawai system w ogóle nie działał, ponieważ w wielu wsiach nie ma prądu.

Niszczycielska natura

Dzień po trzęsieniu ziemi, we wtorek, doszło do erupcji wulkanu Merapi, położonego na gęsto zaludnionych terenach, w odległości 26 km od miasta Yogyakarta. W następstwie wybuchu wulkanu Merapi zginęły co najmniej 32 osoby, a 17 odniosło obrażenia. Jak podał Indonezyjski Czerwony Krzyż, erupcja spowodowała ewakuację ok. 36 tys. osób. Na żyznych zboczach Merapi mieszkało ok. 11 tys. ludzi.

Merapi wybucha średnio co cztery lata. Ostatni wybuch nastąpił w czerwcu 2006 roku, a w jego wyniku zginęły dwie osoby. Z kolei w wybuchu w 1994 roku śmierć poniosło 60 osób, a w 1930 roku - 1400 ludzi.

Źródło: reuters, pap