Joe Biden, pojawiając się w Kijowie, "rzucił wyzwanie Putinowi". Wizyta w kraju atakowanym przez wroga, w którym nie ma kontyngentu amerykańskich wojsk, była jedyną w swoim rodzaju, stając się symbolem pokazującym, że Stany Zjednoczone - jako potęga - będą niezmiennie wspierały Ukrainę - piszą włoskie media, podsumowując poniedziałkowe wydarzenia.
"Wyzwanie rzucone Putinowi", "historyczny uścisk" w Kijowie - tak włoska prasa podsumowuje we wtorek wizytę prezydenta USA Joe Bidena w stolicy Ukrainy. Zwraca uwagę na jej znaczenie i wymowę pełną symboliki.
Dziennik "Corriere della Sera" następująco wyjaśnia przesłanie historycznej wizyty przywódcy Stanów Zjednoczonych w Kijowie i spotkania z prezydentem Wołodymyrem Zełenskim: "NATO i Zachód pozostały zjednoczone, Rosja poniosła porażkę, a Ameryka Bidena sprawdziła się jako katalizator, by nie dopuścić do tego, aby powiodły się plany Kremla".
Prezydenci Ukrainy i USA reprezentują całkowicie różne pokolenia, mają odmienne doświadczenia, a jednak są teraz "mocno zjednoczeni przez pełną pasji wolę, by postawić tamę imperialnym aspiracjom Putina i jego decyzji, by uciec się do brutalnej siły militarnej w celu ich zaspokojenia"- stwierdza wysłannik największej włoskiej gazety do Kijowa.
Odnotowuje, że prawie rok temu, po napaści Rosji na Ukrainę Biden chciał wysłać elitarną jednostkę, by bezpiecznie ewakuować prezydenta Zełenskiego i jego rodzinę za granicę. Jak dodaje autor relacji, należy to przypomnieć, by zrozumieć olbrzymie symboliczne, polityczne i militarne znaczenie pięciu godzin, spędzonych przez prezydenta USA w Kijowie.
"La Repubblica" podkreślając, że spotkanie prezydentów USA i Ukrainy jest wyzwaniem rzuconym Władimirowi Putinowi zwraca uwagę na to, że jest to również "egzystencjalne wyzwanie dla Zachodu".
Według rzymskiej gazety amerykański przywódca potwierdził tym samym, że obecna wojna to nie tylko "kwestia ukraińska", ale "konflikt między demokracją a autokracją".
Jak zaznacza publicysta tego dziennika, Joe Biden przybył z niezapowiedzianą wizytą do Kijowa, by zapewnić prezydenta Zełenskiego o "wsparciu ze strony potęgi USA".
"W starszym wieku, z niezbyt rewelacyjnym poparciem i z podzielonym Kongresem przez Izbę (Reprezentantów - red.), w której w listopadzie wygrała republikańska opozycja, Biden nie rezygnuje z obrony wartości atlantyckich" - zauważono w dzienniku. Na pierwszej stronie przytoczone zostały jego słowa wypowiedziane w ukraińskiej stolicy: "Jesteście bohaterami, będziemy zawsze stać u waszego boku".
"Bohaterowie, Putin nigdy nie wygra" - te słowa Joe Bidena znalazły się na czołówce "Il Giornale". Na łamach gazety zaznacza się, że wizyta prezydenta była pełna symboliki, bo nie chodzi tylko o to, że miała miejsce tuż przed pierwszą rocznicą rosyjskiej napaści.
Dziennik wskazuje, że podróż była utrzymywana w tajemnicy do ostatniej chwili z powodów bezpieczeństwa.
"Ale biorąc pod uwagę szczegóły, jakie pojawiły się w ukraińskiej stolicy, nie była to podróż improwizowana, o której zdecydowano w ostatnich dniach. Data i obecna sytuacja polityczna i militarna sugerują przeciwnie inną możliwość: wizyty planowanej od tygodni z jasną wymową tak historyczną, jak polityczną" - ocenia dziennik.
W tym kontekście przypomina, że 20 lutego 2014 roku w Kijowie rozpoczęła się końcowa i najbardziej krwawa faza pacyfikacji Euromajdanu, czyli antyrządowych i proeuropejskich protestów. Joe Biden oddał hołd osobom zabitym za rządów ówczesnego prorosyjskiego prezydenta Wiktora Janukowycza.
"A zatem sygnał jest jasny: Biały Dom popiera dziś nie tylko Ukrainę napadniętą przez Rosję, ale także Ukrainę protestującą na placu sprzed 9 laty przeciwko prezydentowi uważanemu za prorosyjskiego" - podsumowuje "Il Giornale".
Także "Il Messaggero" zwraca uwagę na wizytę w rocznicę protestów w 2014 roku. Obecność amerykańskiego przywódcy opisuje następująco: "Uścisk i obietnica, broń za pół miliarda dolarów". Odnotowuje też, że "choć nie jest to pierwsza misja prezydenta USA w strefie wojny w ostatnich czasach, a George Bush, Barack Obama, Donald Trump udali się do Iraku i Afganistanu, to w tamtych krajach stacjonowały potężne kontyngenty sił USA". W Ukrainie ich nie ma z wyjątkiem patrolu marines w siedzibie ambasady.
Stołeczna gazeta następująco interpretuje intencje Bidena: "Im silniejsza jest Ukraina na tej bezsensownej wojnie, tym silniejsza jest Ameryka, która popiera ten kraj".
Źródło: PAP