Bloomberg: rosnąca aktywność Pekinu doprowadziła do "cichej rewolucji" w Tokio

Źródło:
PAP
Ćwiczenia wojskowe w Kisarazu w środkowej Japonii (nagranie z czerwca 2022)
Ćwiczenia wojskowe w Kisarazu w środkowej Japonii (nagranie z czerwca 2022)Archiwum Reuters
wideo 2/3
Ćwiczenia między innymi japońskich żołnierzy w Kisarazu w środkowej Japonii (nagranie z czerwca 2022)Archiwum Reuters

Rosnące ryzyko chińskiej inwazji na Tajwan doprowadziło do "cichej rewolucji" w Tokio - ocenia komentator agencji Bloomberga Hal Brands. Jak podał, japoński rząd ogłosił zwiększenie wydatków na obronność i zbrojenia, starając się przygotować kraj na możliwą wojnę.

O ile dla Stanów Zjednoczonych Chiny są niebezpiecznym, ale odległym wyzwaniem – dla Japonii Pekin stanowi bezpośrednie zagrożenie egzystencjalne. Japońscy urzędnicy ostrzegali przed ambicjami Chin na długo, zanim w Waszyngtonie powróciła narracja o rywalizacji mocarstw - przekonuje Hal Brands.

Nasilenie aktywności chińskiej armii i zaostrzenie retoryki Pekinu dodatkowo podsyciły te obawy. W tym roku chińskie wojsko przeprowadziło bezprecedensowe ćwiczenia wokół Tajwanu, a przywódca Chin Xi Jinping na niedawnym zjeździe Komunistycznej Partii Chin (KPCh) oświadczył, że Pekin nigdy nie wyrzeknie się możliwości użycia siły w sprawie wyspy.

Część komentatorów wyrażała też zaniepokojenie z powodu zmian personalnych w kierownictwie chińskiej armii. W Centralnej Komisji Wojskowej znaleźli się weteran wojny chińsko-wietnamskiej z 1979 roku, ostatniego konfliktu zbrojnego, w którym walczyły chińskie wojska, oraz generał z doświadczeniem w prowincji leżącej naprzeciwko Tajwanu.

Wielu komentatorów sądzi, że chińska armia nie posiada jeszcze kluczowych zdolności potrzebnych do przeprowadzenia inwazji na Tajwan. W Japonii nie ma jednak zbyt wielu wątpliwości, że kraj powinien się szykować na kłopoty, zwłaszcza że zajęcie Tajwanu przez Chiny byłoby dla niego katastrofalne - twierdzi dalej komentator Bloomberga.

Brands podkreśla, że w takim przypadku wyspy leżące na południowo-zachodnim krańcu Japonii mogłyby być niemożliwe do obrony. Chiny mogłyby też zablokować kluczowe trasy handlowe Japonii i zwiększyć presję na sporne wyspy Senkaku, które obecnie są pod kontrolą Tokio.

Dlatego właśnie władze Japonii ogłosiły, że w przypadku ataku na Tajwan nie pozostałyby bezczynne. Tokio planuje podwoić wydatki na obronność do 2027 roku, zbroi część wysp na południowym zachodzie i zabiega o amerykańskie pociski Tomahawk, które mogłyby służyć do kontrataku.

Część z tych działań publicznie uzasadniana jest zagrożeniem ze strony Korei Północnej, która w ostatnim tygodniu wystrzeliła rekordową liczbę pocisków. Jednak w prywatnych rozmowach japońscy urzędnicy przyznali, że każdy kryzys związany z Pjongjangiem daje im tylko dodatkowe argumenty do zbrojeń, które mogą osłabić potencjalną agresję ze strony Pekinu - twierdzi Brands.

"Plan B" wobec USA

Pogłębia się również współpraca Japonii z USA, między innymi w zakresie wspólnych ćwiczeń wojskowych. Tokio zabiega też o zacieśnienie relacji z innymi stolicami w sprawach bezpieczeństwa, posługując się przy tym ukutym przez siebie hasłem o konieczności ochrony "wolnego i otwartego Indo-Pacyfiku", używanym obecnie także przez Stany Zjednoczone.

Japońscy i amerykańscy dyplomaci wyrażali jednak zaniepokojenie, że Waszyngton czasem przedkłada symboliczne przejawy wsparcia dla Tajpej, takie jak wizyta spikerki Izby Reprezentantów Nancy Pelosi, nad konkretne działania mające wzmocnić obronę wyspy. Dla Tokio priorytetem jest odstraszanie bez prowokacji, podczas gdy USA stosują czasem prowokacje bez odstraszania – twierdzi Brands.

Według niego japońskie think tanki po cichu przygotowują też "plan B" na wypadek powrotu do władzy w USA byłego prezydenta Donalda Trumpa, którego rządy wywołały zaniepokojenie o długoterminową niezawodność Waszyngtonu jako sojusznika. Inwestycje wojskowe i dyplomatyczne, które dziś czynią z Japonii lepszego sojusznika Stanów Zjednoczonych, będą również zabezpieczeniem na wypadek, gdyby USA wycofały się na pozycje izolacjonizmu lub gniewnego unilateralizmu - ocenia komentator Bloomberga.

Autorka/Autor:akw\mtom

Źródło: PAP