Do serii potężnych eksplozji doszło w nocy z niedzieli na poniedziałek w bazie wojsk amerykańskich Sagamihara w Japonii, ok. 40 km na południowy zachód od Tokio. Pentagon, który długo nie informował o zajściu, w końcu przyznał, że wybuchy miały miejsce. Ogień ugaszono po siedmiu godzinach. Nie ma informacji o ofiarach.
"Dzisiaj, tuż po północy czasu japońskiego, doszło do eksplozji w garnizonie US Army w Sagamihara w Japonii. Nie ma informacji o poszkodowanych" - napisał w krótkim oświadczeniu rzecznik prasowy Pentagonu, William Urban.
Wojskowy dodał, że trwa gaszenie pożaru, który wybuchł w wyniku eksplozji, na miejscu są strażacy i osoby próbujące opanować płomienie. W odległości kilkuset metrów od bazy znajdują się budynki mieszkalne.
Piechota morska
Sagamihara to główny garnizon amerykańskiej piechoty morskiej w Japonii. Stacja Fox News, opierając się na doniesieniach lokalnych japońskich mediów, podaje, że wybuchły magazyny z przechowywaną tam benzyną lub ropą.
Miejscowa straż pożarna poinformowała w poniedziałek przed świtem czasu lokalnego (w niedzielę przed godz. 22.00 czasu polskiego), że w garnizonie doszło do "wybuchu niebezpiecznych materiałów", wciąż jednak nie wiadomo, jakich. Nie jest też jasne, co było przyczyną eksplozji.
Agencja Reutera zacytowała z kolei rzecznika US Army w Japonii, por. Kevina Tonera, który w krótkim oświadczeniu przesłanym agencji stwierdził, że "w zniszczonym budynku nie przechowywano niebezpiecznych materiałów". Zapewnił zwłaszcza, że "w bazie nie przechowywano amunicji i materiałów radioaktywnych".
Później poinformowano, że były tam butle ze sprężonymi gazami - azotem, tlenem, freonem i powietrzem. Ogień ugaszono po siedmiu godzinach. Dotąd nie ma informacji o ofiarach.
Autor: adso//rzw / Źródło: Reuters, Fox News, tvn24.pl, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Reuters TV