Obróbka diamentów w Izraelu, która jest jednym z motorów napędzających gospodarkę kraju, obecnie przeżywa kryzys. Choć pod Tel Awiwem znajduje się największa na świecie giełda diamentów, szlifierze i specjaliści od cięcia cennych kamieni mają ostrą konkurencję w Indiach i Chinach.
Izrael gotowy jest subsydiować płace ultraortodoksyjnych Żydów, nazywanych haredim, wśród których pracuje zaledwie co drugi - podaje serwis BBC. Szlifowanie diamentów to dla nich znakomite zajęcie, bo pozwala na przerwy na modlitwy. Praca ta ma wyjątkowy charakter - mówi szef Izraelskiego Stowarzyszenia Obróbki Diamentów Bumi Traub. - Nie wymaga zmian w pobożnym życiu. To bardzo stosowna profesja. Zajmujesz się kamieniem i jeśli musisz się pomodlić, nikt nie będzie ci w tym przeszkadzać - wyjaśnia.
Żeby dostać się do biura Trauba, trzeba zostawić skan odcisku palca. W Wieży Diamentowej zajmowanej przez giełdę diamentów w Ramat Gan niedaleko Tel Awiwu obowiązują ścisłe zasady bezpieczeństwa. Roczny obrót giełdy to 25 mld dolarów.
Diamentowy biznes Z Izraela pochodzi co drugi sprzedawany w USA brylant. Około jednej trzeciej surowych diamentów wydobywanych na świecie przechodzi co roku przez Izrael. Diamentowy biznes to ponad jedna piąta całego eksportu żydowskiego państwa. Niewielkie kosztowne kamienie były towarem od lat preferowanym przez kolejne pokolenia; Żydzi tradycyjnie trudnili się handlem i obróbką diamentów od XVI wieku w Amsterdamie i w Antwerpii.
Kryzys w handlu diamentami Globalny kryzys finansowy nie oszczędził też diamentowego handlu. Obroty sektora w Izraelu spadły w 2009 r. niemal o połowę, choć już w 2011 wróciły do przedkryzysowego poziomu. Pojawiły się też inne problemy: cena surowego materiału rośnie szybciej niż finalnego produktu. W Ramat Gan giełda diamentowa zajmuje całą dzielnicę, wraz z czterema wieżowcami. W jednym z nich - Wieży Diamentowej - znajduje się ogromna przestrzeń handlowa. Gościom niebędącym członkami giełdy towarzyszą uzbrojeni strażnicy. Na jednej ze ścian umieszczono galerię zdjęć problematycznych dilerów - lepiej, by klienci wystrzegali się robienia z nimi interesów.
Wystarczą słowa i uścisk dłoni Wzdłuż długich rzędów ciemnych stołów diamenty przechodzą z rąk do rąk. Oglądane przez lupy, ważone na czułych wagach. Sprzedający jest tutejszy, natomiast kupujący często tylko reprezentuje anonimowego nabywcę z innego kontynentu. W końcu, podczas dobijania targu, padają hebrajskie słowa "Mazal U'Bracha", czyli "na szczęście", znane na wszystkich diamentowych giełdach świata. Nawet przy transakcjach na miliony dolarów nie spisuje się kontraktów: wystarczą słowa i uścisk dłoni, jak przed wiekami, gdy handlarze kamieni szlachetnych, sprowadzanych z Indii, Dalekiego Wschodu i Chin, utrzymywali bliskie więzi, nierzadko oparte na więzach krwi.
Z Izraela pochodzi co drugi sprzedawany w USA brylant
W Izraelu szlifowane są kamienie o łącznej wartości 1,5 mld dolarów, to znacznie mniej niż 10 lat temu. - Kiedyś wszyscy w tym pomieszczeniu byli producentami, zajmowali się obróbką - mówił podczas otwarcia we wrześniu laboratorium Amerykańskiego Instytutu Gemmologicznego (GIA) handlarz diamentami i miliarder Lew Lewiew. - Nie było tu handlarza diamentami, który nie zajmowałby się ich obróbką, i to właśnie zanikło. -.
W 2011 r. import surowych diamentów do Izraela miał wartość 4,4 mld dolarów, a eksport obrobionych - 7,2 mld.
Rosnąca konkurencja Konkurencja pojawiła się w Indiach, które są największym na świecie importerem surowych diamentów, a potem w Chinach, gdzie płace były tak niskie, że zaczęto wysyłać tam kamienie do obróbki. W Izraelu szlifowane są tylko te cenniejsze.
Potrzebna jest współpraca z rządem
Plan ożywienia obróbki diamentów będzie kosztować krocie. Sektor ten po raz pierwszy zwrócił się o pomoc do rządu, który liczy na zwiększenie zatrudnienia wśród pobożnych haredim. W latach 80. szlifowaniem i cięciem diamentów zajmowało się w Izraelu 20 tys. ludzi. Obecnie ich liczba spadła do 2 tys. Większość szlifierzy ma ponad 50 lat - mówi Roy Fuchs, który posiada szlifiernię diamentów, kilka minut piechotą od giełdy. - To nie takie łatwe. Potrzebna jest współpraca z rządem - zaznacza dyrektor Izraelskiego Instytutu Diamentów Udi Szejntal. - Tu, w środku Ramat Gan, nie ma zachęt. Tylko dla niektórych społeczności, jak haredim.
Oprócz pomocy finansowej na wypłatę wynagrodzeń nowo zatrudnionym rząd będzie też udzielać grantów małym eksporterom diamentów i zaoferuje wsparcie marketingowe.
"Ci, którzy drżą przed Bogiem" W języku hebrajskim "haredim" to "ci, którzy drżą przed Bogiem". Stanowią ok. 8-10 proc. mieszkańców Izraela, są zwolnieni ze służby wojskowej. Ściśle stosują się do przepisów prawa żydowskiego, nie golą bród, dni spędzają na studiach religijnych i modlitwie. Żyją głównie w zamkniętych społecznościach. Rząd już przeznaczył na ich integrację na rynku pracy 200 mln dolarów na najbliższe pięć lat. Traub zamierza założyć kilka nowych fabryk. Rozmawiał już z głównymi rabinami, aby zapewnić sobie ich poparcie. Ma nadzieję na 10-procentowy wzrost eksportu szlifowanych kamieni.
Autor: aczub / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24