Jedna z komisji Knesetu debatuje nad oficjalnym uznaniem tureckiej rzezi Ormian za ludobójstwo. Większość deputowanych popiera taką ustawę. Jednak izraelski MSZ ostrzega przed pogorszeniem i tak już trudnych relacji z Turcją. Ankara zawsze ostro reaguje na potępiające ją uchwały poszczególnych krajów. Ostatnio wkroczyła na ścieżkę dyplomatycznej wojny z Francją.
Propozycja oficjalnego uznania za ludobójstwo systematycznej rzezi Ormian, sprzed niemal wieku, rozpatrywana jest przez Kneset od ośmiu miesięcy. W minionych latach przepadała kilkukrotnie na zamkniętych posiedzeniach komisji spraw zagranicznych. Izraelski MSZ dawał radę przekonać deputowanych, że dobre relacje z Turcją są więcej warte niż uznanie ludobójstwa Ormian.
Kosztowny krok
Obecnie relacje Tel-Awiwu z Ankarą są jednak w gruzach po ataku na Flotyllę Wolności w maju 2010 roku. Być może teraz parlamentarzyści postawią na swoim. - Na nas, jako izraelskim parlamencie, jako Żydach, ciąży odpowiedzialność za to, by nie zapominać o ludobójstwie - powiedział w wywiadzie radiowym przewodniczący Knesetu, Reuwen Riwlin.
Riwlin wziął udział w otwartym posiedzeniu komisji Knesetu, która zajmuje się edukowaniem w sprawie rzezi Ormian. Biorący udział w spotkaniu przedstawiciel ministerstwa spraw zagranicznych ostrzegł w poniedziałek, że oficjalne uznanie ludobójstwa Ormian, któremu Ankara zaprzecza, może bardzo zaszkodzić relacjom Izraela z Turcją. Podobne obawy wyraził członek opozycyjnej Kadimy, Otniel Schneller, uznając stosunki z Ankarą za "sprawę wagi egzystencjalnej" dla Izraela.
Na nas, jako izraelskim parlamencie, jako Żydach, ciąży odpowiedzialność za to, by nie zapominać o ludobójstwie. Przewodniczący Knesetu, Reuwen Riwlin
W 2007 roku Izrael podjął już próbę oficjalnego uznania ludobójstwa w otomańskiej Anatolii, ale ze względu na konieczność podtrzymywania dobrych stosunków z Turcją, propozycja upadła. - Teraz szanse na uchwalenie 24. kwietnia dniem pamięci o ludobójstwie Ormian są znacznie większe - komentują izraelskie media.
- Przez wiele lat rząd Izraela odmawiał uznania ludobójstwa z cynicznych, strategicznych i ekonomicznych przyczyn, wynikających z jego relacji z Turcją - powiedziała w rozmowie z dziennikiem "Haarec" inicjatorka debaty i członkini lewicowej partii Merec, Zahawa Gal-On.
Agresywna obrona
Jak wygląda reakcja Turcji na podkreślanie jej roli w ludobójstwie Ormian, przekonała się ostatnio Francja. W ubiegłym tygodniu Zgromadzenie Narodowe Francji, niższa izba francuskiego parlamentu, przyjęła ustawę penalizującą "kłamstwo ormiańskie" - za negowanie ludobójstwa Ormian będzie można trafić nawet na rok do więzienia i zapłacić 45 tys. euro kary.
To rozgniewało Ankarę, która odwołała swojego ambasadora z Paryża, zawiesiła wojskową i ekonomiczną współpracę z Francją i zakazała lądowania francuskim samolotom wojskowym w Turcji, grożąc dalszymi sankcjami wobec Paryża.
Sporna historia
Turcja utrzymuje, że w latach 1915-1917 śmierć poniosło najwyżej pół miliona Ormian, ale zaprzecza by był to wynik systematycznej rzezi. Ankara uznaje, że w Anatolii podczas pierwszej wojny światowej zginęło od 300 do 500 tys. Ormian, i twierdzi, że nie byli oni ofiarami eksterminacji, lecz chaosu, w którym pogrążyło się imperium w ostatnich latach swego istnienia.
Zdaniem Ormian oraz w ocenie wielu ekspertów w wyniku zaplanowanej akcji zginąć mogło wówczas od miliona do 1,5 mln ludzi. Czystki etniczne przybierały charakter brutalnych rzezi. Towarzyszyły im deportacje, tzw. śmiertelne marsze i planowe niszczenie ormiańskiej inteligencji.
Źródło: PAP