W nocy z południowego Libanu odpalono dwie rakiety w kierunku Izraela. Miejsce startu zostało namierzone przez izraelskie wojsko i ostrzelane przez artylerię. Nikt się nie przyznał do ataku.
Jak podaje agencja Reutera, świadek doniósł o co najmniej pięciu głośnych eksplozjach po libańskiej stronie granicy. Prawdopodobnie był to efekt upadku izraelskich pocisków. Był to trzeci od piątku atak na Izrael od strony Libanu. Uderzenia te zbiegają się w czasie z prowadzeniem przez Izrael ofensywy w Strefie Gazy, w wyniku której śmierć poniosło ponad 166 Palestyńczyków. Izraelskie wojsko prowadzi kampanię szeroko zakrojonych nalotów w odpowiedzi na odpalenia rakiet przez Hamas.
Atak bez efektu
Rzeczniczka izraelskiej policji poinformowała, że na razie nie ma informacji o zniszczeniach ani ofiarach ataku rakietowego. Nikt się do niego nie przyznał. W piątek libańskie władze zatrzymały mężczyznę, podejrzewanego o wystrzelenie pocisków podczas pierwszego ataku. Ten Libańczyk należy do "grup fundamentalistycznych" - poinformowali przedstawiciele libańskich sił bezpieczeństwa. Z kolei Hamas zaprzeczył, jakoby stał za drugim, sobotnim atakiem na Izrael, do którego w oświadczeniu przyznało się zbrojne ramię palestyńskiego ruchu.
Zawieszona wrogość
Południowy Liban jest uznawany za bastion szyickiego ugrupowania Hezbollah, które jest wrogo nastawione do Izraela i stoczyło z nim wojnę w 2006 r. W tej części Libanu działają też ugrupowania palestyńskie. Hezbollah nie przyznał się jednak do ataku w nocy z niedzieli na poniedziałek, ani wcześniejszych. Wroga Izraelowi bojówka najprawdopodobniej nie jest zainteresowana eskalacją, bowiem jest poważnie zaangażowana w syryjską wojnę domową po stronie reżimu.
Autor: mk\mtom / Źródło: PAP, Reuters