Władze irańskiego Zahedan zwolniły szefa policji i dowódcę posterunku, który znajduje się w pobliżu miejsca, gdzie cztery tygodnie temu podczas demonstracji zostało zabitych kilkadziesiąt osób. Masakra w tym mieście była jak do tej pory najbardziej krwawym incydentem w czasie protestów w Iranie.
Według komunikatu rady bezpieczeństwa prowincji Sistan rozpowszechnianego w czwartek przez państwową agencję IRNA, na który powołuje się Reuters, uzbrojeni dysydenci sprowokowali w zeszłym miesiącu starcia, które doprowadziły do śmierci niewinnych ludzi. W oświadczeniu tym potwierdzono jednak "niedociągnięcia" policji, co było powodem dymisji.
W komunikacie stwierdzono, że rodziny ofiar otrzymają odszkodowanie i że wszczęto dochodzenie prawne, które może doprowadzić do podjęcia dalszych środków przeciwko uczestnikom zamieszek, urzędnikom podejrzanym o popełnienie wykroczeń i osobom, które sprowokowały przemoc.
Organizacja Amnesty International oceniła, że 30 września w Zahedan siły bezpieczeństwa podczas brutalnego rozprawienia się z demonstrantami zabiły co najmniej 66 osób, co było najbardziej krwawym wydarzeniem podczas trwających od tygodni protestów.
Protesty po śmierci 22-letniej Mahsy Amini
Protesty w Iranie trwają od połowy września; wybuchły po śmierci 22-letniej Mahsy Amini, aresztowanej przez policję moralności. Po zatrzymaniu z powodu "nieodpowiedniego nakrycia głowy" kobieta w niejasnych okolicznościach zapadła w śpiączkę i zmarła w szpitalu. Według rodziny Amini była bita przez funkcjonariuszy.
Od wybuchu protestów irańskie siły bezpieczeństwa używają zarówno ostrej amunicji, jak i gazu łzawiącego, aby rozproszyć demonstrantów. Według organizacji broniących praw człowieka w wyniku tych działań zginęło ponad 200 osób. Szacuje się, że tysiące protestujących zostało aresztowanych.
Politolodzy oceniają, że demonstracje te są najpoważniejszym wyzwaniem dla reżimu od fali protestów i zamieszek, jaka przeszła przez kraj w 2009 roku.
Źródło: PAP