Zdaniem irackich aktywistów w kraju dochodzi do planowanych zabójstw przeciwników rządu. Ofiarami zabójców padło między innymi młode małżeństwo.
Husejn Adel al-Madani miał 25 lat, jego żona Sara Talib - 24. Byli jednymi z pierwszych osób, które protestowały w ubiegłym roku w Basrze na południu Iraku. - Ale musieli przestać. Uzbrojeni mężczyźni wpadli do ich domu pod koniec 2018 roku i zażądali podania nazwisk innych protestujących - opowiedział agencji Reutera Abbas, przyjaciel Husejna i Sary. Para wyjechała do Turcji.
Wróciła do Basry kilka dni przed ostatnią falą protestów, która rozpoczęła się 1 października tego roku. Małżeństwo zmieniło adres, ale zdało się to na nic. Uzbrojeni, niezidentyfikowani mężczyźni włamali się do ich domu 2 października i zastrzelili. Husejn został postrzelony dwukrotnie w klatkę piersiową i raz w głowę, Sara raz w głowę. Była w zaawansowanej ciąży.
Według irackich aktywistów, z którymi rozmawiali dziennikarze agencji Reutera, niezidentyfikowani zabójcy działali na zamówienie jednej ze wspieranych przez Iran milicji.
- To była wiadomość. Bez względu na to, kim jesteś, jak spokojnie się sprzeciwiasz, jeśli wyjdziesz i będziesz demonstrował, będziemy ci grozić, zamkniemy cię lub zabijemy - powiedział Abbas.
Służby bezpieczeństwa oficjalnie nie mówią, kto ich zdaniem stoi za podwójnym morderstwem. Dochodzenie jest prowadzone w kierunku zaplanowanego zabójstwa przez niezidentyfikowaną grupę zbrojną.
Zaplanowane zabójstwa
Dziennikarze agencji Reutera rozmawiali z kilkoma urzędnikami i irackimi aktywistami, którzy przedstawili im wzorzec masowych aresztowań, zastraszania i tortur, a w niektórych przypadkach zaplanowanych zabójstw demonstrantów.
Co najmniej sześciu aktywistów zostało zastrzelonych w swoich domach lub w ich pobliżu w ciągu ostatniego roku. Według aktywistów i jednego urzędnika państwowego były to zaplanowane zabójstwa. Rozmówcy agencji uważają, iż jedna z popieranych przez Iran milicji jest odpowiedzialna za te zbrodnie, ponieważ zabici otwarcie krytykowali działania milicji i otrzymywali groźby z powodu antyrządowej i antyirańskiej działalności.
Irański urzędnik, który rozmawiał z agencją Reutera, oskarżenia pod adresem proteherańskich milicji uznał za "bezpodstawne". Rzecznik rządu irackiego Saad al-Hadithi odmówił Reutersowi komentarza w sprawie zabójstw.
Tortury aresztowanych
Podczas trwających od tygodni protestów zginęło już ponad 400 osób, a blisko 2,5 tysiąca zostało zatrzymanych. 240 z nich nadal przebywa w aresztach. Według dwóch irackich urzędników bezpieczeństwa nierzadko zdarza się, że aresztowani są bici, porażani prądem i zmuszani do podpisania obietnic, że nie będą demonstrować ani rozmawiać z mediami. Szefowie irackich służb bezpieczeństwa mieli dać swoim ludziom zielone światło, aby zatrzymać "każdego, kogo podejrzewają, że jest zagrożeniem dla bezpieczeństwa lub bierze udział w podburzaniu".
Rzecznik rządu zaprzeczył, by zatrzymani demonstranci byli torturowani i stosowano wobec nich przemoc.
Protesty w Iraku
Obecne protesty są największe od upadku reżimu Saddama Husajna w 2003 roku. Demonstracje przeciwko brakowi miejsc pracy i nieregularnym dostawom prądu i wody pitnej rozpoczęły się 1 października w Bagdadzie, po czym zaczęły ogarniać także południowe prowincje kraju. Protestujący wzywają do obalenia rządu i uciekają się do strajków, blokad dróg, portów i instalacji naftowych.
Politycy i rządzący obwiniani są o chroniczną korupcję, blokującą odbudowę kraju po latach konfliktów religijnych i niszczycielskiej wojnie, w której pokonano dżihadystyczne tzw. Państwo Islamskie. Mimo wielkich rezerw ropy naftowej część ludności Iraku żyje w biedzie, z ograniczonym dostępem do czystej wody, elektryczności, opieki zdrowotnej, czy edukacji.
W piątek premier Iraku Adel Abdul Mahdi ogłosił rezygnację po tygodniach protestów wzywających do usunięcia rządu uważanego za skorumpowany i wspierany przez silne irackie grupy paramilitarne. Irakijczycy twierdzą, że sama rezygnacja nie ograniczy władzy skorumpowanych urzędników lub grup zbrojnych.
Autor: mart / Źródło: reuters, pap