Po starciach między protestującymi a hongkońską policją dwie osoby są w stanie krytycznym, a cztery w stanie ciężkim. Do starć doszło w niedzielę w miejscowości Sha Tin w północnej części Hongkongu.
W wieczornych starciach ucierpiało 11 funkcjonariuszy, z których jeden stracił fragment palca, odgryziony przez demonstranta. Podczas interwencji w centrum handlowym New Town Plaza w Sha Tin policjanci zatrzymali co najmniej 40 osób. Pomocy medycznej wymagało łącznie 28 osób, w poniedziałek rano 22 osoby wciąż przebywały w szpitalach – podano w komunikacie przytaczanym przez rozgłośnię RTHK.
Szef hongkońskiej policji Stephen Lo potępił zachowanie protestujących, oceniając, że "stracili rozum". Policja nie będzie szczędziła wysiłków w śledztwie w sprawie niedzielnych zajść – zapowiedział. Protesty potępiła również szefowa administracji Hongkongu Carrie Lam, która określiła demonstrantów jako "uczestników zamieszek". Do brutalnych starć doszło w niedzielę wieczorem w miejscowości Sha Tin na hongkońskich Nowych Terytoriach, pomiędzy wyspą Hongkong a granicą z Chinami kontynentalnymi, po zakończeniu pokojowej demonstracji przeciwko rządowemu projektowi nowelizacji prawa ekstradycyjnego. Część demonstrantów przez kilka godzin okupowała ulice miejscowości, a następnie pod naporem policji wycofała się do centrum handlowego. Doszło tam do kolejnych starć. Protestujący rzucali w policjantów parasolkami, butelkami z wodą i innymi przedmiotami, na co funkcjonariusze odpowiedzieli gazem pieprzowym i pałkami.
"Celowo sprowokowali konflikt pomiędzy protestującymi a policją"
Grupa demokratycznych posłów lokalnego parlamentu opublikowała w poniedziałek oświadczenie, w którym zarzuciła policjantom, że w operacji oczyszczania centrum handlowego "celowo sprowokowali konflikt pomiędzy protestującymi a policją".
Według organizatorów w niedzielnym marszu w Sha Tin wzięło udział ok. 115 tys. osób, zaś według policji w szczytowym momencie demonstracji uczestniczyło w niej 28 tys. osób. Manifestanci domagali się m.in. całkowitego wycofania popieranego przez Pekin projektu nowelizacji prawa ekstradycyjnego oraz dymisji Lam. Był to kolejny z serii masowych protestów, jakie od ponad miesiąca wstrząsają byłą brytyjską kolonią. W jednym z czerwcowych marszów przeciwko nowelizacji przepisów ekstradycyjnych przeszły według organizatorów prawie dwa miliony osób, czyniąc z niego największą demonstrację w Hongkongu od przyłączenia go do Chin w 1997 roku. Władze bezterminowo zawiesiły prace nad ustawą, a Lam oświadczyła, że projekt "jest martwy", ale nie wycofała go całkowicie. Zawieszony projekt miał umożliwić przekazywanie podejrzanych z Hongkongu do krajów i regionów, z którym nie ma on podpisanych umów ekstradycyjnych, w tym do Chin kontynentalnych. Wielu Hongkończyków sądzi, że zagroziłoby to praworządności, na której opiera się pozycja ich miasta jako światowego centrum finansowego.
Autor: mtom / Źródło: PAP